Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Tymczasowy dom dla naszej młodej społeczności. Na razie gotowe jest jedynie skrzydło, w którym Kulgan i ja z rodziną mamy swoje pokoje oraz gdzie znajduje się kilka pracowni dla młodego narybku. Tę część gmachu ukończono najwcześniej, chociaż na wyższych kondygnacjach nadal trwają prace. Ci, którzy przybywają do Stardock, by uczyć się czy służyć akademii, do czasu kiedy w głównym gmachu zostaną oddane nowe pomieszczenia, mieszkają w tych domkach. - Dał znak, aby weszli za nim do większego, dominującego nad resztą wioski domu. William odłączył się od bawiących się dzieci i stąpał obok ojca. Pug położył mu rękę na ramieniu. - Jak tam twoja nauka dzisiaj? Chłopak skrzywił się. - Nie za dobrze. Dałem spokój na dzisiaj. Nic mi nie wychodziło. Pug spoważniał nagle, ale Kulgan klepnął chłopaka w plecy i popchnął w stronę pozostałych dzieci. - No, zmykaj do zabawy, chłopcze. Nic się nie martw, twój tatuś też był odporny na wiedzę, kiedy był moim studentem. Wszystko przyjdzie we właściwym czasie. Pug uśmiechnął się lekko. - "Odporny na wiedzę"? - Masz rację, "nierozgarnięty", "zakuta pała" czy "tuman" bardziej by pasowały w twoim wypadku. - Kulgan będzie się ze mnie nabijał aż do dnia mojej śmierci - powiedział Pug, wchodząc do środka. Po wejściu okazało się, że budynek to pusta w środku skorupa. Wydawało się, że jego jedynym przeznaczeniem było pomieszczenie w sobie ogromnego, biegnącego przez całą długość, stołu. Drugim i zarazem ostatnim elementem wnętrza był kominek. Wysoki strop podtrzymywały drewniane belki, z których zwieszały się ogromne latarnie rozsiewające wokół ciepły, wesoły blask. Pug przysunął sobie krzesło do stołu i zaprosił pozostałych, by również usiedli. Dominik ucieszył się płonącym ogniem, bo chociaż była już późna wiosna, to jednak panowało przenikliwe zimno. - A co to za kobiety i dzieci? Kulgan wyciągnął fajkę i zaczął ją nabijać tytoniem. - Dzieciaki to synowie i córki tych, którzy przybyli na wyspę. Chcemy zorganizować dla nich szkołę. Pug ma jakieś dziwne pomysły na temat przyszłego kształcenia wszystkich mieszkańców Królestwa, chociaż ja uważam, że powszechna edukacja nie przyjmie się nigdy. A kobiety to albo żony magów albo same są magami, czyli jak się potocznie zwykło mówić, czarownicami. Dominik zaniepokoił się wyraźnie. - Czarownice? Kulgan zapalił fajkę płomykiem, który wystrzelił z koniuszka palca, i wypuścił kłąb dymu. - Czy ważna jest nazwa? Praktykują magię. Z zupełnie dla mnie niezrozumiałych powodów praktykujący magię mężczyźni są przynajmniej w minimalnym stopniu tolerowani, podczas gdy kobiety, u których stwierdzono moc, są wyrzucane prawie z każdej społeczności. - Przecież uważa się, że czarownice zyskują swoją moc przez służbę siłom ciemności i zła. Kulgan machnął niedbale ręką, oddalając argument mnicha. - Bzdura. To przesądy, wybacz, że powiem wprost. Źródło ich mocy nie ma wcale ciemniejszego odcienia niż twojej czy mojej. Co więcej, ich zachowanie jest zazwyczaj o wiele bardzie delikatne niż co niektórych bardziej entuzjastycznych, chociaż błądzących sług pewnych świątyń. - To prawda, ale mówisz o prawowitych członkach powszechnie uznanych świątyń. Kulgan spojrzał mu prosto w oczy. - Wybacz, proszę, moją uwagę, ale chociaż uważa się, że zakon Ishap reprezentuje bardziej światowe poglądy niż inne zakony, twoje spostrzeżenia są, hm... bardzo prowincjonalne. Nawet jeśli ci biedacy nie udzielają się w ramach jakiejś świątyni, co z tego? Jeśli kobieta służy w świątyni, to jest święta, a jeżeli osiąga swoją wewnętrzną moc w leśnej chatce, to automatycznie zostaje czarownicą? Czy tak? Nawet mój stary przyjaciel, ojciec Tully, nie przełknąłby takich dogmatycznych bzdur. Ty wcale nie mówisz o podstawowej, wpisanej w naszą naturę kwestii dobra i zła, lecz o tym, kto jest członkiem lepszego cechu. - Zatem zamierzasz - Dominik uśmiechnął się - zamierzacie utworzyć lepszy cech? Kulgan wypuścił z ust ogromny kłąb dymu. - W pewnym sensie tak, chociaż to cel drugorzędny. Pierwszy i podstawowy to ujednolicenie i skodyfikowanie jak największej ilości wiedzy magicznej. - Wybacz moje napastliwe pytania, ale jednym z moich zadań było ustalenie źródła waszej motywacji. Macie potężnego sprzymierzeńca w osobie Króla. W naszej świątyni zastanawiano się nawet, czy za waszą działalnością nie kryje się jakiś inny, tajemny cel. Pomyślano, że skoro mam się tu udać... - Przy okazji możesz zakwestionować czy też wystawić na próbę to, co robimy, aby zobaczyć nasze reakcje? - dokończył za niego Pug. - Odkąd znam Puga, zawsze działał honorowo - włączył się Kasumi. - Gdyby w moim sercu zagościła chociaż jedna wątpliwość, w ogóle bym się teraz nie odezwał - ciągnął dalej mnich. - To, że cele, które wam przyświecają, są najwyższych lotów, nie podlega dyskusji. Po prostu... - Co takiego? - powiedzieli jednocześnie Pug i Kulgan. - Jasne jest, że przede wszystkim staracie się stworzyć społeczność magów. Już to samo w sobie jest godne najwyższych pochwał. Przypominam jednak, nie będziecie żyli wiecznie. Nie zawsze tu będziecie, któregoś dnia akademia może się stać potężnym narzędziem w niepowołanych rękach