Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie zdążyli się jeszcze rozgościć, gdy szum statyczny ustał i przed nimi ukazał się Mark Breland siedzący w Owalnym Gabinecie. - Dobry wieczór państwu... Zanim Breland zdążył dokończyć powitanie, Brohier przerwał mu. - Gdzie jest doktor Greene? W areszcie federalnym? Breland zamrugał z zaskoczenia, potem lekko się roześmiał i pokręcił głową. - Doskonale - powiedział. - Zacznijmy od spraw najważniej- szych. - Podniósł wzrok i popatrzył poza kamerę, zanim wstał z krzesła. - Panie doktorze? W chwilę później jego miejsce zajął Greene. Na twarzy miał znaiomy rozbawiony uśmieszek i patrzył w prawo. - Powiedz, ile się płaci za możliwość umieszczenia tyłka za tym wielkim biurkiem? Pięć tysięcy dolarów dotacji na rzecz partii? - Potem spojrzał w obiektyw kamery. - Czy mógłby ktoś to nagrać? Moi rodzice chcieliby powiesić stopklatkę na ścianie jadalni. - Znów popatrzył w prawo. - Czy mógłbym prosić prezydencika, żeby sfo- tografował się ze mną? Spoza kadru rozległ się śmiech Brelanda. Lee pierwsza otrząsnęła się z zaskoczenia. - Gordie, nic ci się nie stało? - Teraz jest w porządku - odparł. - Tęskniłem za tobą. - Co tam robisz? Greene rzucił pytające spojrzenie w prawą stronę i usłyszeli głos Brelanda. - Śmiało, powiedz im. - Okay. Udzielam konsultacji. Chcę, żebyście się do tego przy- łączyli. Detonator za miesiąc zostanie ujawniony, a faceci tutaj cał- kiem na serio chcą przy tym dobrze wypaść. - Odchylił się do tyłu i złożył ręce na podołku. - Myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Z trudem sam wierzę w to, co mówię. 16. Gwarancja Bonn. Prowadzący śledztwo nadal szukają śladów w szcząt- kach, które pozostały po wtorkowym wybuchu bomby w jednoto- rowym pociągu szybkiego ruchu na trasie Berlin - Bonn. Stop- klatki zachowane w kamerach systemu bezpieczeństwa pokazują młodego człowieka w garniturze, wykrzykującego na chwilę przed wybuchem pełne nienawiści slogany w wagonie wypełnionym do połowy ludźmi. Wybuch zabił dwudziestu dwóch podróżnych i zniszczył trzydziestometrowy odcinek toru. - Nikt się nie spodzie- wał, że to się u nas zdarzy - powiedział urzędnik DeutschRail. Pełna wersja - Lista ofiar - Wideo z wybuchu - Jak jechać: pociągi kursują, ale rozkład jazdy zerwany Każdy, kto miał odpowiednie podłączenia, mógł wybierać spo- śród ponad tysiąca licencjonowanych sajtów z serwisami infor- macyjnymi, czynnymi okrągłą dobę. Do dyspozycji były też serwisy komercyjne i rozrywkowe, a także róg obfitości wypełniony nie zarejestrowanymi kanałami Undernetu. Dla każdego, kto chciał przyciągnąć uwagę więcej niż kilku procent audytorium, było to wielkie wyzwanie. Dotyczyło to również prezydenta Stanów Zjed- noczonych. Trzeba jeszcze dodać, że nie każdy, kto mówił o sobie, że jest Amerykaninem, zaliczał się do kategorii „dobrze powiązanych". Paru procentom ludności po prostu na tym nie zależało. Niektó- rzy z tej liczby aktywnie przeciwstawiali się temu co nazywali „umy- słem w sieci". Założyciel organizacji Wyciągnij Wtyczkę, Michael Adamson, określił to zjawisko jako „stan, w jakim znajduje się mał- pa stymulowana masturbacyjnie przez elektrody w mózgu. Stawia to rozrywkę na pierwszym miejscu - przed ambicjami i rozwojem osobowości". Ale większość inaczej myślących wycofała się do za- łożonych przez ruch Welcomer wiosek nie podłączonych do sieci. Pozwalano w nich na komunikację wyłącznie za pomocą technolo- gii analogowej, która służyła głównie podtrzymywaniu kontaktów między rozsianymi po kraju wioskami i sprawdzaniu, czy Ziemia nadal wysyła sygnały w przestrzeń. Jedna rodzina na siedem zadowalała się podstawowymi usłu- gami sieciowymi i telekomunikacyjnymi, bo albo tylko na to mogła sobie pozwolić, albo nie zależało jej na bardziej rozbudowanym sys- temie. News 1, News 2, Talk 1, Talk 2, Arts 1, FedFacts, NetSearch, NetTeach, NetAgent i MultiMail używane bywały przez klasy niż- sze, które szczątkowo ostały sięjeszcze w amerykańskim społeczeń- stwie. Jak na ironię, ubóstwo wyboru sprawiało, że łatwiej było do tych ludzi dotrzeć. To oni byli głównymi odbiorcami stacji kablo- wych, chłonącymi bez wyboru programy sponsorowane przez agen- cje reklamowe. Ale klasy średnie wliczały do budżetu domowego dodatkowe połączenia, które przez klasy wyższe uważane były za rzecz normal- ną. Na nich opierały się wszystkie modele zaawansowanego kształ- cenia. Czytelnictwo sieciowe sprawiało, że ludzie stawali się uczest- nikami, a nie tylko widzami; otwierało przed nimi podwoje księgarń cyfrowych i wirtualnych na całym świecie. Sprawiło też, że opinia uległa daleko idącej segmentacji. Niewielka tylko jej cząstka ogra- niczała się do biernego przyjmowania nie przefiltrowanych danych wejściowych podawanych w czasie rzeczywistym