Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ty jeden poznałeś cały mechanizm startu. Nie pozwól, żeby ktoś pobiegł ratować mnie lub kogoś innego, jeśli nie będzie można natychmiast do nas dotrzeć. Nie wolno ci zabić wszystkich tych ludzi dla mnie. Obiecaj, że tego nie zrobisz! Westchnął. — Dobrze, obiecują! — niemal wyszeptał. Opuścili pokład statku, zostawiając otwarte śluzy i przyłączyli się do mieszkańców Północy. — Mamy szczęście, że nie porwali Renarda — powiedziała im. — Przy odrobinie szczęścia wasza trójka wciąż może tego dokonać. Nawet Bozog zrobił się nerwowy. — Co to? — Zależy nam na tym, żeby nie wychodzili z komory kontrolnej — wyjaśniała dalej. — Mam nadzieję, iż Julin jest dostatecznie zadufany w sobie, aby myśleć, że nie musi rozstawiać straży, a jednocześnie tak niepewny swego, że nie wyłącza trybu obronnego, z wyjątkiem przypadków koniecznych. Jeśli nie będzie o nas wiedział, dopóki się tam nie znajdziemy, to nam się uda. — Jak przełamiemy jego obronę? — zapytał Bozog. — Dywersją — odpowiedziała. — Ja zostanę przynętą, mały konik pony, obserwujący koniec mostu. Pokusa będzie zbyt wielka, by z niej nie skorzystać. — Ale domyśli się, że jesteśmy w pobliżu — wtrącił się Renard. — A co, jeśli będzie miał i na nas chrapkę? — To bez znaczenia. Zrozumcie, muszą wyłączyć tryb obronny po to, by mógł wysłać swoje niewolnice. To bardzo długi most. Dojdę, jak daleko się da, potem ruszę do ataku na nich. — Co z nami, kiedy będziesz to robić — nalegał Bozog. — Bozogu, ty weźmiesz drut i pójdziesz zewnętrzną stroną mostu. Ghiskindzie, ty go poprowadzisz. Renardzie, będziesz się trzymał z tyłu, poza zasięgiem wzroku, z miotaczem w dłoni. Możliwe, że Julin zobaczy przewód, lecz nie domyśli się, do czego służy. A gdyby nawet, to nie będzie mu łatwo dostać się do niego. Gdy tylko przewód znajdzie się na swoim miejscu, pociągnij trzy razy. To będzie znak dla Renarda, by przekazał mu cały skumulowany w ciele ładunek. Po tym, jak pociągniesz za przewód: zmykaj. Na górę, jeśli zdołasz. Po wybuchu rozpęta się piekło. — A ty? — spytał zaniepokojony Renard. — Jeśli przedostanę się do środka, spróbuję wywołać tam piekielne zamieszanie — odparła. — Myślę, że uwaga Julina będzie skupiona na mnie. Powinniście mieć kilka minut, to starczy aż nadto. Jeśli złapią przynętę, Renardzie, użyj swojego miotacza energii przeciw każdemu. Ben Julin nie może zneutralizować tego uderzenia na żywym organizmie! — Ależ to może być Wooley albo Vistaru! — zaprotestował. — Nawet jeśli to będę ja! — warknęła. — Renardzie, ocal tylu, ilu zdołasz. Zabij, kogo będziesz musiał. Albo to, albo żegnajcie wszyscy! Pewnie i tak wszystko na nic, bo plan jest okropnie dziurawy! — Nie mogę wymyślić lepszego, nie w tej sytuacji — dodał Bozog. — Idziemy? — Renardzie, wezwij windę i trzymaj miotacz w pogotowiu. W windzie nie było nikogo. — Dobry znak — powiedział Bozog z aprobatą. — Wydaje mi się, że pan Julin może jeszcze przeżyć wstrząs. Nie wie, jak szybko potrafią biegać Bozogowie! Strona Spodnia Czekali z niepokojem w korytarzu obok windy na powrót Ghiskinda. Renard trzymał w pogotowiu pistolet. Yugash właśnie opuścił windę i sprawdzał, czy w pobliżu nie widać żadnych istot. Wrócił po piętnastu minutach i wcielił się ponownie w Bozoga. — Zbadałem detonator — zakomunikował. — Jest to dość prymitywne urządzenie termiczne. Jednak, włączone, spowoduje olbrzymią wyrwę w obwodzie, również w obwodach niezależnych, podtrzymujących funkcje życiowe. Miejcie to na uwadze. — To wystarczy — zadecydowała Mavra. — Ośrodki te są najsłabszym punktem w całej konstrukcji Obie. Przez ten tunel biegnie przewód zasilania komputera i większość obwodów funkcyjnych. To dlatego właśnie tam znajduje się ładunek, nie musi być duży, wystarczy go tylko zdetonować. — Zrobi się — odezwał się ponuro Renard i przetoczył przed siebie zwój drutu. Mimo że nie miedziany, był wystarczająco przewodzący. — Dla pewności powinniśmy przeciągnąć przewód nieco dalej — ostrzegł Ghiskind. — Wolałbym mieć go bezpośrednio przy głównym złączeniu, jak najbliżej ładunku wybuchowego. W ten sposób, jeżeli zawiedzie detonator, ładunek elektryczny sam spowoduje detonację, a naszemu przyjacielowi Bozogowi wygodniej będzie przyłączyć przewód i może zyska trochę więcej czasu na ucieczkę. Mavra głęboko westchnęła. — Więc dobrze. Chyba nie pozostaje nic innego, tylko iść i to zrobić. — Nadal nie podoba mi się, że będziesz w szponach tego sukinsyna — wymamrotał Renard. — Ostatni raz proszę cię, Renardzie, zapomnij o mnie! Nie jestem ważna. Pamiętaj, od ciebie zależy wszystko. Rozwal to w diabły! Przypominasz sobie — dodała — jak wprowadziłam do dziennika pokładowego szereg symboli i cyfr? Renard przytaknął. — To podarunek od Obie, Renardzie. Spóźniony o dwadzieścia dwa lata. To czynnik hamujący działanie gąbki. Uwolni miliony, a syndykatowi złamie kark. Ty najlepiej rozumiesz, co to oznacza. Musisz dostarczyć to Radzie! To twój obowiązek, Renardzie! Agitarianin skinął głową. Nie podobał mu się ten rozkaz, ale Mavra miała rację. Jeżeli tylko będzie się mógł wydostać, spełni swój obowiązek. Mavra przeszła powoli, zamyślona, w dół holu, a oni podążyli za nią. Na wprost znajdowało się wejście na pierwszą platformę, za nim był most, przerzucony ponad głębokim szybem, prowadzącym do wielkiego spodka. Gdyby znaleźli się w sklepionym przejściu, Obie mógłby ich odkryć i, być może, musiałby ostrzec Bena Julina i jego niewolnice. Renard rozwinął parę metrów drutu i usiadł na podłodze, poza zasięgiem wzroku, rozkraczywszy szeroko swoje cienkie, kozie nogi. Z przedniego garbu Bozoga wytrysnęła pomarańczowa wydzielina, przybrała kształt wężowej macki, chwyciła zwój i okręciła się dookoła niego. Mavra obserwowała teren. Renard był na swojej pozycji z miotaczem w dłoniach, nie nastawionym na ogłuszanie. Miał ponurą twarz, pocił się, ale skinął głową potakująco. — Ruszamy — rzuciła Mavra głosem pełnym napięcia i przeszła przez sklepioną bramę. * * * Ben Julin był wyjątkowo zadowolony z łupów, zdobytych przez jego dziewczyny podczas pierwszego wypadu. Najtrudniej było poruszyć ciało nieprzytomnej Wooley, znieść je po schodach i umieścić na dysku, ale zdołały to zrobić i transformacja odbyła się szybko. Następnie to samo spotkało kruchą Vistaru. Ponieważ miały imiona, pozwolił im je zatrzymać, nie widział żadnych przeciwwskazań w tym względzie. Wymazał ich pamięć, zaprogramował dwie jeszcze bardziej kochające niewolnice, dodał ogony i całą resztę, aby lekko różniły się od innych. A później zabawiał je i wprowadził do swojego haremu, tak jak zrobił to z tamtymi