Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Nigdy nie kłamię. Ubarwiam trochę. Ale to nie jest ani ubarwianie, ani kłamstwo: Ragnara wylano z posady sanitariusza w szpitalu psychiatrycznym na Kleppie. – I za co cię wylano? – pyta mama. 80 – Dałem pacjentowi placka świątecznego – odpowiada Ragnar. – To raczej nie jest powód do utraty pracy. – Tak, ale lekarze powiedzieli, że spekuluję szpitalną żywnością. 81 3 82 Ragnar urodził się tego roku, w którym wybuchła pierwsza wojna światowa, a on sam walczył na wojnie. Później dopiero dowiedziałem się, że była to wojna domowa w Hiszpanii. Walczył przeciwko faszystom, ale jeszcze zanim dowiedziałem się, kim byli, Ragnar jawił mi się jako Wysłaniec Sprawiedliwości, samotnie przemierzający góry i doliny z karabinem na ramieniu. Pewnego razu pokazałem Ragnarowi święte obrazki, które dostałem w YMCA. Ragnar je wziął, przejrzał cały stos i ciężkim wzrokiem, poważnie zmierzył Jezusa Chrystusa i aureolę wokół jego wizerunku. – Ciebie także otacza taka aureola – powiedział po chwili – jak i wszystkich, którzy walczą w imię miłości – i po raz pierwszy Ragnar pokazał mi wtedy swoje ramię, ranione kulami. Ragnar jest komunistą i nie wstydzi się tego: ludzie albo są komunistami, albo głupcami. To jest jasne. I nie trzeba się w to bardziej zagłębiać. To, że Ragnara wyrzucano z pracy, to też nic nowego: za podburzanie i podjudzanie, za nakłanianie do strajków, nawet za samo opowiadanie historyjek. – Walka z imperialistycznym społeczeństwem, wyzyskiwaczami i ich pindami na posyłki to jedno – mówi Ragnar – czym innym zaś, o wiele gorszym, jest zostać wyrzuconym z pracy przez lekarzy, którzy są na służbie państwa, i to wcale nie dlatego, że człowiek nie nadaje się do tej roboty, lecz dlatego, że oni nie chcą spojrzeć w oczy własnej niekompetencji. I teraz Ragnar jest zły: – Lekarze trzęsą portkami przed pacjentami. Na przykład taki Bjössi z Stora-Holl. Jest z gminy Kamb. Dobrze go pamiętam. I brat Oli tak samo. On jest uważany za najtrudniejszego pacjenta w szpitalu. Wygląda jak troll. Jest większy ode mnie i o wiele masywniejszy. Lekarze nie wchodzą na oddział, jeśli on nie jest w kaftanie. Warczy na nich, kiedy ich widzi i co i rusz zamykają go w izolatce, gdzie gnieździ się z całą tą swoją fizyczną energią. Biega wtedy od ściany do ściany, wściekły jak buhaj. Myślisz, droga szwagierko, że Bjössi ze Stora-Holl nie czuje, jak ludzie się z nim obchodzą? Ragnar robi pauzę, patrzy przed siebie, jakby szukał słów, a potem powiada: – W szaleństwie jest bowiem metoda. Kiedy podchodzę do Bjössiego z kawą i ciastem świątecznym, że nie powiem, jak daję mu całego papierosa, to natychmiast ogarnia go spokój, taki niebiański spokój. Nigdy nie sprawiał mi żadnych kłopotów podczas kąpieli, nigdy nie podniósł na mnie ręki, chociaż kilku lekarzy chciał zabić. Na tym właśnie polega metoda w szaleństwie. Jeżeli wszyscy są dla ciebie źli, to ty nie masz nikogo, dla kogo mógłbyś być dobry. I to pacjenci rozumieją. Choć w głowie mają pomieszane, to ich serca biją jak u innych. – Chcesz powiedzieć, że lekarze o tym nie wiedzą? – pyta mama. – Nie, nie, nie. Wiedzą o tym równie dobrze jak ja i ty. Im to po prostu pasuje. Każą pielęgniar- 83 kom i sanitariuszom wykonywać wszystkie prace, bo całymi dniami albo po kilka godzin dziennie ich nie ma, a nawet jeśli fizycznie są obecni, to nie pokazują się na oddziałach. – Słyszałam, że zażądałeś podwyżki – mówi mama. – Tak, zwróciłem im tylko uwagę na ten fakt i że pensja jest zbyt niska i zażądałem wyrównania – mówi Ragnar – ale wykorzystali placek jako pretekst, żeby się mnie pozbyć. Ragnar zapala papierosa. Mama odkłada druty, wstaje, idzie po dzbanek z kawą i nalewa Ragnarowi do filiżanki, a kiedy odnosi dzbanek na kuchenkę, Ragnar wydmuchuje kłęby dymu i mówi: – Ale ja się pytam: od kiedy to częstowanie chorego ciastem jest przestępstwem? 84 4 85 Autobus zatrzymujący się na przyszpitalnym przystanku nazywano ironicznie: Pośpieszny na Klepp. Zawsze wzdrygałem się na myśl o tym autobusie: śnieżnoblade twarze na tle szyb i chory uśmiech kierowcy. Ale nie tylko autobus wzbudzał w duszy przerażenie. Wzdrygałem się również na widok starej Steinunn, baby, która mieszkała przy ulicy Bryggjusund, a pracowała na Kleppie. My, chłopcy, trzęśliśmy przed nią portkami i nie ważyliśmy się zbliżyć do jej domu. Wierzono, iż porywa dzieci, zabiera je na Klepp i zostawia tam. Po ulicy Bryggjusund krążyła opowieść, że Pewnego razu stałem z Joim przy ulicy Kleppsvegur i obserwowaliśmy dym unoszący się z ko- Oczyma duszy widzieliśmy starą Steinunn, stojącą nad ogromnym kotłem i mieszającą gotowadzieci zabierane na Klepp są tam zjadane w każdą niedzielę. mina szpitalnego