Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Musieli wystrzelić rakietę. Coś dobrego na czołg albo samolot – odrzekł Tebba. Nolan przełączył się na kanał łączący go ze wszystkimi podoficerami. – Co to za eksplozja? – Ruszył ku schodom. Na trzecim piętrze nic się nie działo. Wybuch był niżej. – Mamy wyrwę w zachodniej ścianie, poruczniku – zameldował Ivar Dendrow. – Są ofiary. Padła większość czwartej drużyny. Nie wiem jeszcze, na ile to poważne. – A ty? Nie brzmisz zbyt dobrze. – Przeżyję. Lon z towarzyszem zeszli na pierwsze piętro. Większą część jego powierzchni stanowiło otwarte pomieszczenie z kilkoma małymi boksami po północnej stronie. Wszędzie kłębił się gęsty dym, przez który udało im się dostrzec wielką dziurę na dalszym końcu. Odciągano od niej rannych do holu bliżej schodów. – Tebba, lepiej tym się teraz zajmijcie. – Lon wskazał wyrwę swojej eskorcie. – Pomóżcie zatkać tę dziurę, zanim trochę tu uporządkujemy. Zaraz do was dołączę. Girana skinął głową i ruszył ze swoimi ludźmi na koniec sali. Porucznik pozostał w holu, patrząc na ofiary wybuchu układane pod ścianą w dwóch rzędach. Dwóch żołnierzy z całą pewnością już nie żyło. Ich ciała położono bardziej z boku. Nie rozpoznał ich. Zaczął podchodzić bliżej, kiedy z kłębów dymu wyłoniła się postać idąca chwiejnym krokiem i podpierająca się karabinem. Ivar Dendrow. – Nieźle oberwaliśmy, poruczniku. – Dendrow przy pomocy Nolana dotarł pod ścianę. – Chyba straciliśmy połowę czwartej drużyny, martwi albo zbyt ranni, żeby iść dalej. – Teraz niech cię o to głowa nie boli. Zaraz sprowadzę sanitariusza. Dendrow nie zareagował. Lon upewnił się, że sierżant jeszcze żyje i że nie stracił przytomności. Wezwał pomoc przez radio, samodzielnie próbując zabandażować najbardziej widoczne rany. Lewa ręka i noga, a właściwie cały lewy bok Dendrowa były zakrwawione. Również ta strona jego hełmu była spękana. „Musi dostać się do tuby pourazowej” – pomyślał. Popatrzył na pozostałych rannych. Sierżant nie był jedynym, któremu była natychmiast potrzebna pomoc. Sanitariusz przyklęknął przy Dendrowie i zaczął go badać. Lon czekał kilka sekund, potem wstał i odsunął się, patrząc na dziurę wybitą w dalszej ścianie sali. Budynek był teraz dziurawy z obu stron, pierwsza wyrwa była skutkiem początkowej eksplozji w sąsiednim domu, o której mówił mu McGregor. W końcu dym zaczął się przerzedzać. Lon ruszył ku wschodniemu krańcowi sali. Musiał uważać. Przez wyrwę wlatywały kule. Pochylił się i przesuwał prawą stroną, obok boksów biurowych. Ich drzwi były szeroko otwarte, przynajmniej te, których nie rozerwała eksplozja. Zaglądał do każdego pomieszczenia, wyglądając przez okna wychodzące na północ. Walka nie ustawała, ale nie zauważył, żeby Belletieńczycy zbliżyli się do budynku. Tebba Girana i jego grupa zajmowali pozycje przy wyrwie. Lon znalazł miejsce, z którego mógł wyjrzeć na zewnątrz, za róg – słaby punkt obrony. Narożnik pozbawiony był okien, więc wytworzył się wąski klin, którego nie można było obłożyć ogniem o takiej samej sile jak resztę linii obrony. Jedynie drużyna okopana na zewnątrz miała swobodny dostęp do tego fragmentu. – Myślę, że jest zabezpieczony najlepiej jak można, poruczniku. – Tebba zauważył, czemu Lon się przygląda. – Ludzie stoją po obu stronach okien, więc widzą, co się tam dzieje. Lon skinął głową. – Ivar wypadł z akcji. Ranny. Jesteś starszym drużynowym, co znaczy, że przejmujesz dowództwo, dopóki nie wróci. – Tak jest, sir. Nolan powiadomił innych dowódców drużyn o tymczasowej zmianie, żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań.. – Nadchodzą! – krzyknął niezidentyfikowany głos w słuchawkach. Lon pomyślał, że to żołnierz z jednej z przydzielonych mu drużyn. – Od zachodu. Porucznik przysunął się bliżej wyrwy w murze, unosząc karabin. Wyglądało na to, że Belletieńczycy solidnie zabrali się do roboty. Frontalny atak prowadzony przez dwie lub trzy kompanie piechoty z kilkoma wspomagającymi z tyłu. Lon przekazał wiadomość kapitanowi McGregorowi. – Z północy też idą. – Dowiedział się. – Od wschodniej strony połowy naszych linii. Musi pan ich powstrzymać tym, co pan ma. Nasze wsparcie przybędzie za kwadrans lub więcej. – Zrobimy, co się da. – Lon połączył się z dowódcami drużyn