Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Dopiero teraz wszyscy mogli rozłożyć się na wczesną drzemkę. Merril spała jak dziecko, ale pozostali wiercili się niespokojnie. Krótkie, niechętne rozmowy nawiązywały się na chwilę i milkły. Wreszcie Clave zapytał: - Jiovan, jak się czujesz? - Co masz na myśli? - Całą drogę. Jak się czujesz? Jiovan prychnął. - Głodny, ale akurat do tego jestem przyzwyczajony. Mogę się wspinać. Chodzi ci o to, jak się wszyscy czujemy? Nie dowiemy się, dopóki nie dotrzemy do domu. Na razie Merril straciła rozum, ale może ma rację. Clave był zaskoczony. - Chodzi ci o to, żeby tu zamieszkać? - Nie, to szaleństwo. Mówię o tym, żeby wracać. Zabić coś, uwędzić, zebrać więcej grzybów i wracać do domu. Będziemy boha- terami, tak samo jak każda grupa łowiecka wracająca do domu z mię- sem, a nie wstydzę się powiedzieć, że jestem na to gotowy. Drzew- nie mnie znudziło bycie... kaleką. Kiedyś to ja karmiłem plemię... a gdyby grzyb-wachlarz rósł w kępie... Teraz już cała grupa słuchała go uważnie. Clave wiedział, że Jiovan mówi pod publiczność. - Merril może teraz chorować, wiesz o tym - dodał. - Czuje się świetnie. -Nooo, zobaczymy, jak się będzie czuła, kiedy minie działanie grzyba. Może sam chciałbym tego spróbować. - Clave zachichotał. Miał nadzieję, że na tym się skończy. Nie wtedy, gdy słucha Alfin. - A może jednak pójdziemy do domu? Marny już to, po co przy- szliśmy. - Nie sądzę. Na pewno nie wyczyściliśmy wszystkich znaków plemiennych, prawda, Term? - Powinny biec wzdłuż całego pnia. - Więc dojdźmy przynajmniej do połowy. Wiemy już, jak się możemy pożywić. Kto wie, co jeszcze znajdziemy? Linonos może był i smaczny, ale znaleźliśmy tylko jednego i nie da się go hodować w kępie. Możemy w powrotnej drodze zebrać trochę grzybów. Co jeszcze? Czy błyskacze nadają się do jedzenia? Może uda nam się przenieść te zwierzaki w skorupach? Term zaczął się zapalać. - Można by je hodować tuż nad kępą. To się może udać. Pew- nie, że chciałbym iść dalej. Chcę się dowiedzieć, jak to jest, kiedy w ogóle nie ma wiatru. - Wiemy już, co powie Merril. Ktoś jeszcze? Alfin stęknął. Nikt więcej się nie odezwał. - Idziemy dalej - oznajmił Clave. ROZDZIAŁ V Wspomnienia Była tam znowu - specjalna częstotliwość światła, której Sharls Davis Kendy szukał przez pięćset lat. Znalazł ją pięćdziesiąt dwa lata temu, i czterdzieści osiem, i dwadzieścia, i... Miał za sobą sześć pewnych obserwacji i jeszcze dziesięć prawdopodobnych. Lokali- zacja ulegała zmianie. Tym razem znajdowało się ono na zachodzie, zaledwie przeświecając przez zupę z kurzu, gazu, śmieci i życia ro- ślinnego: światło wodoru płonącego z tlenem. Kendy skupił uwagę na drżącym punkcie w Dymnym Pierście- niu. MONT rzadko potwierdzał, że sygnał Kendy'ego przedostawał się przez maelstrom, ale Kendy nigdy nawet nie pomyślał, żeby nie spróbować. - Kendy w imieniu Państwa. Kendy w imieniu Państwa. Główny silnik MONT-a pracował już od wielu godzin. Przy- spieszał powoli, zbyt powoli, pchając przed sobą coś masywnego. Co oni tam robią? Czyżby całkiem zapomnieli o „Dyscyplinie" i Sharlsie Davisie Kendym? Kendy też zapomniał wiele, ale to, co w nim pozostało, było równie żywe jak w momencie, gdy się zdarzyło. Poszukał ucieczki we wspomnieniach. Docelowa gwiazda była białożółta, z widmem bardzo podob- nym do Soi. Okrążał j ą niewidoczny towarzysz. Przy masie nieco większej od Słońca T3 była odrobinę jaśniejsza i bardziej błękit- na niż Soi, mniej więcej GO lub Gl. Jej towarzysz, połowa masy Słońca, był gwiazdą, nie planetą i powinien być przynajmniej wi- doczny. Państwo miało dane teleskopowe z wcześniejszych misji do in- nych gwiazd. W tym systemie musiało być jeszcze przynajmniej jed- no, trzecie ciało wielkości planety. Mogła to być planeta przypomi- nająca pierwotną Ziemią, a wówczas „Dyscyplina" spełniłaby swoje zadanie: zapłodnienie atmosfery algami produkującymi tlen. Pew- nego odległego dnia Państwo powróci tu, znajdując świat gotowy do kolonizacji. Kto jednak przyjechałby tutaj, by przyjrzeć się temu dziwnemu miejscu? „Dyscyplina" była statkiem zaradczym, nakierowanym na krąg żółtych gwiazd, które mogły posiadać planety podobne do pierwot- nej Ziemi. Jej druga misja była tajna, znana jedynie Kendy'emu, ale badania zdecydowanie znajdowały się dopiero na trzecim miejscu listy