Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Zwierzêta na malowid³ach jaskiniowych nie znaj¹ p³otów, granic, ogro- dzeñ. Nie jest istotne, dok¹d biegn¹, tylko to, ¿e biegn¹. Na ochrowym rysunku antylopa odwraca g³owê, oczy wielkie, nozdrza rozdête, gdy widzi i czuje z³ocist¹, skacz¹c¹ œmieræ. Zêby lwicy zatapiaj¹ siê w jej karku, pazury wbijaj¹ w ³opatki. - Nie ma ziemi, widzisz, ¿adnych ram, b³ota pod nogami ani drucianych siatek wokó³. Spójrz tam, gdzie te dwa bizony nak³adaj¹ siê... - Pewnie artyœcie po prostu zabrak³o miejsca, Tommy, ch³opcze. - Nie. To coœ wiêcej. Jest tak, jakby tu nie by³o przestrzeni. Suchy gor¹cy, s³oneczny dzieñ na sawannie. Lew skrada siê wolno przez wysok¹ trawê. Smuk³y kozio³ porusza nozdrzami, czuj¹c zapach drapie¿nika w powietrzu, patrzy na nas, mruga d³ugimi rzêsami ocieniaj¹cymi ciemne oczy. Sêpy kr¹¿¹ leniwie w górze. Wszystkie stworzenia s¹ czujne, p³ochliwe, œwiadome napiêcia. Rozgl¹daj¹c siê wokó³ siebie, widzimy stado turów pas¹cych siê pod otwartym niebem i, na³o¿onych na ten obraz jak duchy, gibkich ciemnow³osych tubylców o miedzianej skórze, którzy tañcz¹, odpoczywaj¹, poluj¹. Ka¿d¹ grupê umacnia poczucie wspólnoty. Pies le¿y zwiniêty obok (za? gdzieœ dalej?) dziwnej postaci odzianej w zwierzêce skóry, w masce z dziobem i czymœ w rodzaju p³aszcza ozdobionego piórami albo skrzyd³ami. Ten cz³owiek jest znany jako szaman z Lascawc. Nieograniczona przez ramy ani forum postaæ odwraca siê i wychodzi z chwili. Tassili-n-Ajer albo Lascawc, 1916 albo dzisiaj. ¯ó³ty papier i br¹zowe kreski narysowane o³ówkiem - Czasami mówisz wiêcej bzdur, ni¿ ja mam brudu miêdzy palcami nóg, Tommy. Przewa¿nie nie wiem, o co ci chodzi. Seamus patrzy na ma³y szkicownik, który ch³opak ceni sobie nade wszystko. Chyba nawet bardziej ni¿ pozostali zniszczone, wymiête zdjêcia ukochanych i matek, medalioniki, ojcowskie zegarki, talie kart z nagimi kobietami i tak dalej. Seamus uwa¿a, ¿e Tommy jest g³upi, owszem, ale wydaje mu siê, ¿e go rozumie. Patrzy na rysunki, nad którymi tamten spêdzi³ tyle czasu w zesz³ym miesi¹cu na przepustce w Lascaux, zamiast iœæ razem z nimi na dziwki jak normalny ch³opak w jego wieku wci¹gniêty w gównian¹ wojnê za cudzego króla i ojczyznê; no wiêc, zagl¹daj¹c do szkicownika, Seamus widzi jedynie ¿ó³ty papier i br¹zowe kreski na- rysowane o³ówkiem. A Tommy... Tommy wyci¹ga rêkê i zabiera mu szkicownik, potrz¹saj¹c g³ow¹. - Nie masz duszy, Seamus, zero duszy. Ale czerwienieje ze wstydu, kiedy próbuje starej sztuczki smarkaczy, którzy obrzucaj¹ siê wyzwiskami, ale jednoczeœnie mrugaj¹ okiem i tr¹caj¹ ³okciem z min¹: „No wiesz, wcale nie mówi³em tego powa¿nie". Nie potrafi tego rozegraæ, jest zbyt nieœmia³y, ma w sobie za du¿o d¿entelme- na, nawet jeœli nie urodzi³ siê ze srebrn¹ ³y¿k¹ w ustach. Co nie znaczy, ¿e zachowuje siê jak jego lordowska moœæ. Po prostu jest... dobrym dzie- ciakiem, który têskni za matk¹ i domem jak wszyscy, ale u niego bardziej to widaæ. O, czasami dostaje mu siê od innych ch³opaków z batalionu, tak jak kiedyœ w szkole. I co by by³o, gdyby Seamus nie stawa³ w jego obronie? Seamus idzie do drzwi ziemianki, z której, oprócz b³ota, b³ota i jeszcze raz cholernego b³ota, mo¿na zobaczyæ kawa³ek b³êkitnego nieba, jeœli siê schyliæ i patrzeæ pod w³aœciwym k¹tem; zreszt¹ w tych pieprzonych niskich norach i tak wci¹¿ trzeba siê garbiæ. Siêga do wewnêtrznej kieszeni kurtki i wyci¹ga pomiêt¹ paczkê gauloise'ów. S¹ gówniane, ale co cz³owiek ma zrobiæ, kiedy wypali³ ca³y swój przydzia³, a kwatermistrz jest nieuczciwy jak brytyjski polityk. Wk³ada papierosa do ust... £up! - Jezu Chryste, kurwa! Krzyk Tommyego brzmi jak pieprzone zawodzenie, jest kurewsko ciemno, ale Seamus czuje, ¿e sypie siê na niego ziemia. — Jezus Maria, œwiêty Józefie, kurwa maæ! Cholerne gówno! Pieprzone fryce, zasrane sukinsyny! Seamus le¿y skulony i chowa g³owê w ramionach. Chryste, nie w³o¿y³ he³mu, nawet, kurwa, nie pamiêta, jak tu zanurkowa³, ale jest pewien, ¿e ma cholerne szczêœcie, ¿e na razie zostanie tutaj, gdzie jest, dziêkujê bardzo, proszê pani, i... — Jezu, Tommy, wszystko w porz¹dku? Nie jesteœ ranny? Ch³opak dyszy jak pies, ³apie powietrze, jakby siê, kurwa, topi³, siedzi tu¿ obok niego, rêkami obejmuje kolana, zêby wbija w spodnie, sapie i wyje jak chore zwierzê. A kiedy Seamus dotyka jego nogi, raptownie siê wzdryga