Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Drugą wspólną cechą jest próba modyfikacji nieśmiałości po jej pojawieniu się. W tym ostatnim rozdziale chciałbym wspólnie z wami rozważyć zupełnie inne podejście do problemu nieśmiałości: przeciwdziałanie nieśmiałości, zanim jeszcze się pojawi, poprzez zmianę wartości kulturowych, norm społecznych i sił sytuacyjnych. Jest to z pewnością trudne zadanie, ale jeśli uda się je zrealizować, efekty będą szersze i bardziej trwałe. Skutki czy przyczyny Są dwa sposoby zmiany niepożądanego zachowania: można zmienić albo jego skutki, albo przyczyny. Pierwszy sposób to podstawowa zasada koncepcji modyfikacji zachowań, drugi stanowi podstawę strategii zapobiegawczych. Pierwszy polega na leczeniu tego, co nam dolega, drugi na uodpornieniu nas tak, byśmy nie zachorowali. Jednostki można leczyć z chorób poprzez zastosowanie odpowiedniej kuracji, ale w przypadku całych populacji należy zapobiegać chorobie poprzez zmianę warunków, które ją wywołują. Decyzja o tym, które z tych podejść zastosować, nie zależy tylko od tego, czy podejmujemy działanie przed, czy po pojawieniu się nieśmiałości. Chodzi tu o fundamentalne różnice pomiędzy filozofią pomagania osobom potrzebującym i polityką zmiany społecznej. Jeśli przyjąć, że nieśmiałość istnieje i dla większości osób nieśmiałych stanowi niepożądany problem, należy zaoferować im (i tobie) natychmiastową pomoc. Jednocześnie jednak można pracować nad tym, żeby inni nigdy nie musieli zmierzyć się z tym problemem. Oba podejścia do radzenia sobie z nieśmiałością mogą, i powinny, się wzajemnie wspierać. Oczywiście przełożenie tego pomysłu na praktykę nie zawsze jest łatwe. W naszej analizie nieśmiałości dokładnie przyjrzeliśmy się osobie nieśmiałej i uczyniliśmy ją odpowiedzialną za dokonanie zmian niezbędnych do przezwyciężenia nieśmiałości. A co ze społecznymi i kulturowymi korzeniami nieśmiałości? W jaki sposób wpływa na nie trening asertywności, postępująca relaksacja i inne ćwieczenia polegające na pomaganiu samemu sobie? Oczywiście nie wpływa na nie w żadnym stopniu. Toteż następne pokolenie nieśmiałych przygotowywane jest właśnie do tego, by zająć miejsce wszystkich tych „obecnie nieśmiałych", którym uda się wyzwolić i przyłączyć do szeregów osób „dawniej nieśmiałych". Pomimo zmian w jednostkach, system pozostaje ten sam. Pomimo wszystkich cudownych kuracji, epidemia trwa. Czasami nie dokonujemy koniecznych zmian dlatego, że zbyt usilnie pragniemy zmienić osoby, a nie sytuacje, czy wartości społeczne. Czasem też nie dostrzegamy rozwiązania, gdyż sami jesteśmy częścią problemu, lub nie dostrzegamy problemu, bo nie widzimy innych możliwości. Możemy odrzucić te końskie okulary przede wszystkim poprzez krótką analizę przypadków, w których zmiana w sytuacji lub zmiana społeczna podziałały lepiej niż bezpośrednie próby zmiany „osób sprawiających kłopoty". Zastanówmy się nad podanymi poniżej przykładami. W jednym z waszyngtońskich zakładów dla młodocianych przestępców przemoc stanowiła ciągły problem, z którym pracownicy zakładu radzili sobie za pomocą utartych sposobów. Głośno wyrażali swoje zatroskanie, nagradzali brak przemocy, chłopców wielokrotnie naruszających przepisy poddawali terapii i karali niereformowalnych przestępców - wszystko na próżno. Dopiero gdy postanowili przeanalizować sytuacje, w których pojawiają się agresywne zachowania, przemoc została opanowana. Większość przypadków przemocy miała miejsce w korytarzach, zwłaszcza na rogach, gdzie chłopcy często wpadali na siebie wychodząc zza zakrętu. Jedno zderzenie prowadziło do następnego, jedno pchnięcie przeradzało się w popychanie, i wybuchała kolejna bójka. Najprostszym rozwiązaniem było zburzenie ściany kończącej się zakrętem, nadanie jej kształtu łuku i poszerzenie korytarza. Nie było już wypadków drogowych na skrzyżowaniu i liczba przypadków agresji znacznie zmalała. W powstrzymywaniu kierowców od rozwijania nadmiernej prędkości w małych uliczkach typowo mieszkalnych dzielnic, żadne znaki drogowe, wysokie mandaty i apele w środkach przekazu nie okazały się tak skuteczne jak wylanie w poprzek jezdni specjalnych wałów z asfaltu. W zapobieganiu rozwijaniu przez kierowców nadmiernej prędkości jedno uderzenie w taki wał jest więcej warte niż dwukrotne ostrzeżenie. Problemem, który nękał mnie przez wszystkie lata mojej nauczycielskiej kariery, i który jakże często ujawnia się w naszych uczelniach wojskowych, jest ściąganie na egzaminach. Próbowano różnych technik zapobiegawczych, ale wszystkie one okazywały się mniej pomysłowe od ściągających i mniej przekonywającej niż powody, dla których się ściąga. W końcu, kiedy nie przynosi efektów ani odwoływanie się do kodeksu honorowego, ani uważne pilnowanie, nieliczni ściągający są wyrzucani z danej instytucji, żeby nie zarazili pozostałych. Otóż doszedłem do wniosku, że to instytucja jest skażona. Gdy uczestniczyłem w przesłuchaniach studentów z mojego kursu oskarżonych o wielokrotne ściąganie, uderzyła mnie daremność tych działań, jeśli idzie o odstraszenie od ściągania w przyszłości. Sąd toczył się nad tym, kto oszukiwał, nie wnikając w to, dlaczego to robił