Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Może Hynek ma po nim szczyptę rozumu — przyszło na myśl staremu panu — a w Pradze ludzie coś niecoś wiedzą. Zwłaszcza siana nasuszyć. Wojsku trzeba siana.” Pan Hynek Rab z Kufsztejna uderzył w stół rozochocony. — Panie teściu, my tego jeszcze dożyjemy. Na zdrowie! Na zdrowie! Hej, chłopcze, sam tu z tym dzbanem. Nalej nam wina! Czy nie widzisz, że kielich przede mną pusty? Zdrowie naszej sprawy! — Wohl bekomm’s — powiedział stary pan Janek uprzejmie. (1933), NAPOLEON Mlle Claire (z Comédie Française) siedziała jak trusia; wiedziała, że cesarz niekiedy tak się zamyśli i nie lubi, gdy mu się przerywa. Wreszcie — między nami — o czym z nim mówić? Cóż chcecie, to przecież tylko cesarz; człowiek nie czuje sią tu u siebie, nieprawdaż? (Jest mimo wszystko cudzoziemcem, duma Mlle Claire, pas tr?s parisien.) A jednak tak przy kominku ma dosyć ładną twarz. (Gdybyż tylko nie był taki krępy.) (L?, l?, zupełnie nie ma szyi, c’est drôle.) (Ale wiecie państwo, mógłby być cośkolwiek uprzejmiejszy.) Na kominku tyka ciężki marmurowy zegar. „Jutro — myśli sobie cesarz — muszę przyjąć przedstawicieli miast; głupie to, ale co robić, na pewno będą narzekać na podatki. Potem poseł austriacki — znów ta stara historia. Potem przyjdą przedstawić się nowi prezesi sądów — muszę sobie przedtem przeczytać, gdzie który z nich co robił; tych ludzi cieszy, gdy wiem coś o nich.” Cesarz liczy na palcach. „Czy coś jeszcze? Tak, Conte Ventura, znowu będzie donosił na papieża. — Napoleon stłumił ziewnięcie. — Boże, co za nudy! Powinienem był sobie zawołać tego — jakże on się nazywa? — tego sprytnego człowieczka, co właśnie wrócił z Anglii. Jakże się ten chłopak nazywa, porco, przecież to mój najlepszy szpieg!” — Sacrebleu — mruczy cesarz — jak się ten chłop nazywa! Mile Claire siedziała i milczała tak samo jak i on. „Wszystko jedno — myśli sobie cesarz — niech się nazywa, jak chce, ale jego wiadomości bywają znakomite. Przydatny człowiek, ten… ten… maledetto! Idiotyczne, jak się czasem zapomni nazwisko! Mam przecież dobrą pamięć do nazwisk — dziwi się cesarz. — Tyle tysięcy nazwisk noszę w głowie, choćby tylko tych żołnierzy, co ich znam po nazwisku! Założę się, że mógłbym sobie jeszcze dziś przypomnieć nazwiska wszystkich kolegów z kadeckiej szkoły, a nawet z dzieciństwa. Chwileczkę, był Tonio, zwany Biglia, Francio, alias Riccintello, Tonio Zufolo, Mario Barbabietola, Luca, zwany Peto (cesarz się uśmiechnął), Andrea, zwany Puzzo albo Tirone. Wszystkich ich pamiętam po imieniu — rozmyśla cesarz, ale teraz ani rusz nie mogę sobie przypomnieć tego — tonnerre!” — Madame — mówi cesarz w zamyśleniu — czy pani ma także taką dziwaczną pamięć? Człowiek pamięta imiona swych towarzyszy dzieciństwa, ale nie może wpaść na nazwisko człowieka, z którym mówił przed miesiącem. — Rzeczywiście, Sire — powiedziała Mile Claire. — To szczególne, prawda? Mile Claire próbowała przypomnieć sobie jakieś nazwisko ze swego dzieciństwa, ale nie przychodziło jej na myśl żadne. Przypomniała sobie tylko swego pierwszego kochanka. Był to niejaki Henry. Tak, to był Henry. — Szczególne — mruczał cesarz, wpatrując się w płonący kominek. — Wszystkich ich potrafię sobie wyobrazić. Gamba, Zufolo, Briccone, Barbabietola, mały Puzzo, Biglia, Mattaccio, Mazzasette, Beccajo, Ciondolone, Panciuto. Było nas coś ze dwunastu łobuzów, Madame. Na mnie wołali Polio, il Capitano. — Ślicznie — zawołała Mile Claire. — To pan, Sire, był ich kapitanem? — Tak — mówił cesarz zamyślony. — Byłem kapitanem albo rozbójników, albo żandarmów, zależnie od okoliczności. Dowodziłem nimi, rozumie pani? Raz nawet kazałem powiesić Mattaccia za nieposłuszeństwo. Dobrze, że go stary stróż Zoppo w porę odciął. Wówczas, Madame, rządziło się inaczej. Taki Capitano był absolutnym panem swych ludzi — była tam nieprzyjacielska gromada chłopaków, dowodził nią niejaki Zani. Potem naprawdę został przywódcą bandytów na Korsyce. Przed trzema laty kazałem go rozstrzelać. — Widać — szepnęła Mile Claire — że najjaśniejszy pan już się urodził wodzem. Cesarz potrząsnął głową. — Sądzi pani? Wtedy, jako Capitano, odczuwałem swoją własną moc dużo silniej. Rządzić, Madame, to nie to samo co rozkazywać