Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wrócił do sali zebrań. Nadeszła pora na podsumowanie. - Nie wiem, dlaczego do tego doszło - rozpoczął. - Tak samo jak wy nie rozumiem szaleńca, który z zimną krwią za bija bawiącą się młodzież. Wobec tego, że nie znam motywu, nie znam też potencjalnego zabójcy. Jedyne, co widzę, to następstwo zdarzeń. To samo, co wy. Nie jest zupełnie wy raźne, ma pewne luki. Ale to wszystko, czym dysponujemy. Jeszcze raz je omówię. Poprawiajcie mnie, jeśli będę się mylił. Uzupełniajcie, jeśli o czymś zapomnę. Nalał sobie szklankę wody mineralnej i ciągnął dalej: - Dwudziestego pierwszego czerwca pod wieczór trójka młodych ludzi przybywa do rezerwatu przyrody w Hagesta- dzie. Prawdopodobnie byli dwoma samochodami, po których zresztą zaginął ślad. To jedna z pilnych rzeczy do wyjaśnienia. Według Isy Edengren, która zachorowała - co zapewne ura towało jej życie - miejsce było z góry ustalone. Urządzają coś w rodzaju maskarady. Zresztą nie pierwszy raz. Byłoby dob rze wiedzieć coś więcej o tych zabawach. Odnoszę wrażenie, że byli silnie ze sobą związani. Może nie tylko więzami przy jaźni. Urządzają przyjęcie, jak za czasów Bellmana. Noszą kos tiumy i peruki. Słuchają taśmy z Listami Fredmana. Nie wie my, czy ktoś ich śledził. Miejsce, które wybrali, jest dobrze ukryte. Nagle coś się dzieje. Pojawia się człowiek, który ich zabija. Strzałem w czoło. Nie wiadomo jeszcze, jakiej użył broni. Wszystko wskazuje na to, że działał planowo i zdecydowanie. Znajdujemy ich pięćdziesiąt jeden dni później. Tak wygląda prawdopodobny przebieg wydarzeń. Zanim jednak dowiemy się, od jak dawna nie żyją, nie możemy wykluczyć innych wersji. Na przykład, że stało się to później niż w noc świętojańską. Bez względu na to, kiedy zostali zamordowani, możemy przyjąć, że morderca posiadał pewne informacje. Trudno sobie wyobrazić, żeby potrójne morderstwo było dziełem przypadku. Nie możemy, rzecz jasna, wykluczyć szaleńca. W tej chwili niczego nie możemy wykluczyć. Lecz wiele wskazuje na to, że zabójstwo było częścią z góry ułożonego planu. Którego nie potrafię sobie wyobrazić. Dlaczego ktoś miałby zabić młodych, pełnych radości ludzi? Z jakiego powodu? Nie wiem. Nigdy chyba nie spotkałem się z czymś podobnym. Umilkł. Jeszcze nie skończył. Czekał na pytania, ale nikt się nie zgłosił. Ciągnął dalej: - Jest jeszcze jedno. Nie wiemy, czy to nastąpiło na początku, na końcu czy w środku wydarzeń. Być może prze biegało równolegle z nimi. Chodzi o zabójstwo Svedberga. W jego mieszkaniu znajdujemy zdjęcie, na którym jest jedna z zamordowanych dziewczyn. Svedberg podejmuje śledztwo, jak tylko Eva Hillstróm i pozostali rodzice zaczynają się nie pokoić. Nie wiemy dlaczego prowadzi samotne dochodzenie. Mamy jednak punkt styczny i od niego musimy zacząć. Mu simy pracować równocześnie w kilku kierunkach. Odłożył długopis i odchylił się na krześle. Bolały go plecy. Spojrzał na Nyberga. - Być może wyprzedzam fakty - powiedział. - Ale zarówno Nyberg, jak i ja odnieśliśmy wrażenie, że miejsce zbrodni jest spreparowane. - Nie rozumiem, jak mogli tam leżeć przez pięćdziesiąt jeden dni i nikt ich nie zauważył - odezwał się zmęczonym głosem Hansson. - W lecie tam się roi od ludzi. - Ja też nie rozumiem - odparł Wallander. - Istnieją trzy możliwości. Pierwsza - że mylimy się w punkcie wyjścia i zabójstwo miało miejsce później niż w noc świętojańską. W czasie innej zabawy. Druga - że dokonano go nie w tym miejscu, gdzie leżały zwłoki. Trzecia - że zbrodnię popełniono tam, gdzie znaleźliśmy ciała. Zabrano je stamtąd, a potem położono z powrotem. - Kto robi coś takiego? I w jakim celu? - A jednak sądzę, że tak to się odbyło - odezwał się Nyberg. Wszystkie oczy zwróciły się na niego. Nyberg rzadko bywał tak stanowczy we wstępnej fazie śledztwa. - Odniosłem to samo wrażenie, co Kurt - oświadczył. - Że to jest w jakiś sposób upozorowane. Jakby fotograf usta wiał ich do zdjęcia. Poza tym zastanowiło mnie kilka rzeczy. Wallander czekał w napięciu. Tymczasem Nyberg jakby stracił wątek. - Słuchamy - powiedział Wallander. Nyberg potrząsnął głową. - Zgadzam się, że to nie ma sensu