Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Połóż się. Stał w drzwiach łączących nasze sypialnie, ale kiedy usłyszał, co do niego mówię, posłusznie przyczłapał do mojego pokoju i opadł na poduszki. Twarz miał w nienaturalnym kolorze i wyraźnie się męczył. Znalazłam właściwą fiolkę u niego w łazience, wyjęłam z niej dwie tabletki i nalałam wody do szklanki. Żyłam z nim zbyt długo, żeby bać się jego astmatycznych ataków, byłam jednak zdenerwo- wana, gdyż wiedziałam, że nie znosi, kiedy widzę go w takim stanie. Następne pół godziny upłynęło w przeraźliwie powolnym tempie. Chciałam posłać po lekarza, ale moja propozycja została odrzucona. Korneliusz potrafił ocenić stopień nasilenia każdego ataku z dokładnością eksperta i w chwili gdy miałam zamiar podważyć jego decyzję, poczuł się lepiej, cho- ciaż minęło kolejne dwadzieścia minut, nim ośmielił się cokolwiek powiedzieć. Jego pierwsze słowa brzmiały: - To najgorszy dzień w moim życiu. - Uspokój się, Korneliuszu, bo od nowa zacznie się atak. - Sam ożenił się z Vicky! - wrzasnął na mnie. - Słyszałam, kochanie. Nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. Czy nie postąpił dokładnie tak, jak chciałeś? - nachyliłam się, żeby wygładzić pościel. Korneliusz przewrócił się na brzuch, ukrył twarz w poduszce i jęknął. Jego jasne loki rozsypały się po białej powłoczce. Korzystając z tego, że mnie nie widzi, usiadłam na łóżku i dotknęłam najbliż- szego pasemka. Ponieważ włosy nie są unerwione, niczego nie poczuł, ale i tak wstrzymywałam od- dech ze strachu, że mnie przyłapie. Niemal w tej samej chwili gdy opieszale cofnęłam rękę, przeturlał się z powrotem na plecy, gwałtownie spychając przy tym kołdrę poniżej pasa. Bluza od piżamy, którą rozpięłam, kiedy zaczął się atak, rozchyliła się i zauważyłam, że zachował jeszcze resztki opalenizny z wakacji, które spędzi- liśmy w lutym na Karaibach. Pod krętymi złotymi włoskami, pokrywającymi regularny owal w cen- trum klatki piersiowej, rysowały się pięknie sklepione żebra i równa, twarda, męska faktura jego skó- ry. - Słyszałam telefon - odezwałam się po chwili. - Skąd dzwonili? - Z Annapolis. Pobrali się dzisiaj po południu w Elkton w stanie Maryland po dopełnieniu ja- kichś symbolicznych formalności meldunkowych. Jak się okazuje, bajeczka o szkolnej koleżance w Chevy Chase, którą opowiedziała nam Vicky, była zmyślona od początku do końca. Kiedy przyje- chała z Velletrii do Waszyngtonu, Sam czekał na nią na dworcu. - Nie rozumiem - powtórzyłam uprzejmie, patrząc na niezgrabny węzeł troka jego piżamy. Od- wróciłam wzrok w samą porę, nim spoczął na niewyraźnych kształtach widocznych pod materiałem. - Dlaczego doszli do wniosku, że muszą brać ślub w tajemnicy? - Sam wiedział, że uznałem jego małżeństwo z Vicky za nie najlepszy pomysł. - Tak? Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś? - Cała ta sprawa kosztowała nas już tyle nieporozumień, że nie chciałem jeszcze raz jej wycią- gać. - Ale co się stało, że zmieniłeś zdanie? - Ja... wpakowałem się w niezręczną sytuację. Przez przypadek. I nie byłem pewien, czy Sam tego nie wykorzysta. - Na litość boską, o czym ty mówisz? - Istotne jest jedno: nie byłem pewien Sama. Zawsze chciałem, żeby Vicky poślubiła mężczyznę, któremu mogę całkowicie zaufać. - Ale... - Nieważne. Nie chcę do tego wracać. Słysząc gwałtowną nutkę w jego głosie wiedziałam, że muszę skierować rozmowę na inne tory, zanim Korneliusz zakończy ją na dobre i zniknie w swoim pokoju. - No cóż - powiedziałam lekko - wcale nie dziwi mnie to, że postanowili się pobrać. Ostatecznie Vicky jest śliczna, a Sam, choć może niezbyt wytworny, na pewno jest atrakcyjnym mężczyzną. Oczywiście wątpię, czy wpadłoby mu do głowy, żeby się z nią ożenić, gdybyś sam nie zaszczepił w nim tego pomysłu, ale nie o to mi chodzi. Co mnie naprawdę zdumiewa, to fakt, że Emily do tego dopuściła. Miała Vicky pod nosem przez całe dwa miesiące: sześć tygodni w Europie, a potem dwa w Velletrii. Że też nie zauważyła niczego podejrzanego! Sam musiał kontaktować się z Vicky, listow- nie lub przez telefon... - Niekoniecznie. Najprawdopodobniej uknuł to wszystko, kiedy niespodziewanie wybrał się znów do Europy w końcu kwietnia. Nigdy tak naprawdę nie uwierzyłem w tę opowiastkę, że jeden z naszych klientów zamierza rozwinąć dzia- łalność na forum międzynarodowym. - Przecież spędził w Paryżu zaledwie tydzień! - Alicjo, Sam potrafi wziąć jakąkolwiek firmę, zbadać jej status, poddać drobiazgowej analizie, przebudować, połączyć z inną, rozdzielić udziały pomiędzy członków syndykatu i zgarnąć zyski, ma- jąc do dyspozycji czterdzieści osiem godzin. Nie mów mi, że w ciągu tygodnia nie zdążyłby zorgani- zować własnego ślubu! Korneliusz pociągnął wodę ze szklanki i na chwilę zapadła cisza. Opierał się na łokciu, zwróco- ny do mnie tyłem, gdy tymczasem ja przyglądałam się skrawkowi jego ciała widocznemu pomiędzy spodniami a bluzą od piżamy. Wyciągnęłam rękę. Moje palce podkradły się do jego skóry na odleg- łość milimetra. - I co masz zamiar zrobić? - spytałam mechanicznie i cofnęłam rękę, kiedy odstawił szklankę. - A co ja mogę zrobić? Facet mnie trzyma za jaja. To wulgarne wyrażenie, zupełnie nie pasujące do języka, którym się posługiwał w mojej obec- ności, zdradzało, do jakiego stopnia Korneliusz jest wytrącony z równowagi, równocześnie zaś trochę go otrzeźwiło. Zapiął bluzę, dyskretnie sprawdził rozporek i odrzucił kołdrę. - Oboje powinniśmy iść spać - rzekł, wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi łączących na- sze pokoje. - Już po północy. - Ależ, Korneliuszu... - Nadzieja, że na resztę nocy pozostanie u mnie, była tak silna, iż odru- chowo próbowałam go zatrzymać. - Może to jeszcze nie oznacza nieszczęścia - dodałam szybko. - Sam przepada za Vicky, a cokolwiek byś o nim mówił, jestem pewna, że postara się być dobrym mę- żem. Oczywiście szkoda, że Vicky nie wyszła za mężczyznę, który naprawdę ją kocha, ale... - O Boże, nie zaczynaj znowu z tą swoją obsesją na punkcie Sebastiana! To jakieś wynaturzenie! - Daleko mu do twojej niezdrowej fiksacji na punkcie córki! - wypaliłam i aż podskoczyłam, gdy Korneliusz trzasnął drzwiami, nie trudząc się, by mi odpowiedzieć. Cała drżąca usiadłam na brzegu łóżka. Czas płynął, a ja siedziałam tak bez ruchu