Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Puściły hamulce, przestały obowiązywać konwencje. W elektrycznym, zimnym blasku rozkwitły prawdziwe uczucia i namiętności. Oszołomionym niespodziewanym katharsis ludziom nawet nie przyszło do głowy rozejrzeć się w poszukiwaniu starego Żyda, który wygadywał takie niestworzone rzeczy na swój temat. Porwani huraganem emocji, nie zwrócili uwagi na dwóch młodych mężczyzn przy stoliku najbliżej sceny, ani na trzeciego, o prostokątnej twarzy ozdobionej niewielkim wąsikiem, nie zauważyli, jak wynoszą po schodkach dziewczynę miotaną drgawkami i rozpaczliwie walczącą o oddech. Nikt nie dostrzegł jej szeroko otwartych oczu, w których zamarło tak wielkie przerażenie, jakby uderzył w nią gniew samego Boga. DZWONY BERLINA 8 czerwca 1934 Choć jesteśmy małżeństwem już od czternastu lat, Werner wciąż lubi zaskakiwać mnie drobnymi prezentami, wciąż cieszy się jak nastolatek, kiedy może wejść do domu i oznajmić, że ma upominek dla swojej Anny, po czym przekomarzać się ze mną, chowając go za plecami i każąc odgadnąć, co to jest albo w której ręce go trzyma. Chętnie przyłączam się do zabawy, ponieważ mnie także, mimo upływu czternastu lat, sprawia ogromną przyjemność radosny uśmiech na jego twarzy, kiedy przygląda mi się, jak niecierpliwie rozdzieram papier i zrywam wstążkę, by jak najprędzej dostać się do upominku, kolejnego drobnego dowodu jego uczuć. Bóg jeden wie, gdzie udało mu się zdobyć ten kajet; chyba byłoby lepiej, gdyby spędzał popołudnia na przygotowywaniu się do rozpraw niż myszkując w księgarniach i antykwariatach przy Birkenstrasse, ale prezent jest naprawdę wspaniały: raczej książka niż zeszyt, wysoka, w angielskim stylu art nouveau, w twardej oprawie ozdobionej makami i kłosami, z czystymi kartami gładkiego kremowego papieru. Każda kobieta powinna prowadzić dziennik, twierdzi. Jego zdaniem, prawdziwa historia świata jest zapisana właśnie w kobiecych dziennikach, szczególnie w czasach takich jak nasze, kiedy historia faluje wokół nas niczym ciągnący się bez końca łan zboża. Poza tym teraz, kiedy Izaak sześć razy w tygodniu uczęszcza do szkoły, mogłabym popaść w stan umysłowej wegetacji, z którego jedyną ucieczką byłby jakiś romans; właśnie dlatego, zdaniem Wernera, powinnam zacząć prowadzić dziennik. Oczywiście, Wernerze, jak sobie życzysz. Nawet mniejsza o ewentualne romanse; dyscyplina, jaką wymusza takie przedsięwzięcie, z pewnością wyjdzie mi na dobre, ale o czym tu pisać? Czy ma to być zwykła kronika rodzinna? Izaak wciąż ma trudności z matematyką; Anneliese, pomimo wstrząsu, jakim był dla niej pierwszy okres, zgłosiła się do chóru, który ma wystąpić z okazji wizyty Hermanna Goeringa; z głębi domu bezustannie dobiegają podniosłe dźwięki Bachowych sonat skrzypcowych, nieomylna oznaka, że ojciec wciąż jeszcze nie otrząsnął się z oburzenia po tym, jak z repertuaru Filharmonii Berlińskiej wykreślono utwory jego ukochanego Mahlera... Czy to właśnie, zdaniem Wernera, jest "prawdziwa historia świata"? A może powinnam rejestrować wydarzenia dziejące się tuż obok mnie, niemal na wyciągnięcie ręki (dziś w drodze na zakupy mijałam wypaloną skorupę Reichstagu), a zarazem odległe, jakby nierzeczywiste, jak na przykład wrzaskliwe głosy w radiu, zapisywać swoją reakcję, potem zaś reakcje najbliższych? Czy to historia, kiedy pani Erdmann przybiega do mnie ze łzami w oczach, ponieważ jej nazwisko pojawiło się na czarnej liście kobiet, które wciąż robią zakupy w żydowskich sklepach? Piszę te słowa lekko drżącą ręką. Jaką nadzieję może mieć zwyczajna Hausfrau z berlińskiego przedmieścia, żeby teraz, kiedy aż roi się od kronikarzy, wnieść znaczący wkład w dzieło analizy czasów, w których przyszło nam żyć? Czuję jednak, że trzeba utrwalić przerażenie pani Erdmann, wściekłość mego ojca zmuszonego do grania wyłącznie czystej rasowo muzyki oraz udział Anneliese w koncercie dla Hermanna Goeringa, ponieważ właśnie w takich zwyczajnych, mało ważnych epizodach spełnia się kształtowana zupełnie gdzie indziej historia. 14 czerwca 1934 Niedobrze. Opuszczam się. Dałam sobie słowo, że będę pisać codziennie oraz że nie ograniczę się do lakonicznych notatek, tylko postaram się ubrać myśli w pełne, prawidłowo skonstruowane zdania. Cóż, duch jest ochoczy, a w minionych tygodniach z pewnością nie brakowało interesujących tematów, ale Kinder, Kirche, Kuche (w moim przypadku raczej: Kinder, Synagoge, Kuche) zajęły mi mnóstwo czasu