X


Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

K��tni� jednak nic nie wsk�ra. - Nie s�dz�, by wasz pan mia� co� przeciwko temu. To i zajmie mi tylko chwilk�. Quinlan niech�tnie ust�pi�. Stan�� u boku Brenny i za�o�y� r�ce za plecy. - Teraz mo�esz m�wi�, pani. Nie traci�a czasu. - Haroldzie, prosz�, nie zapominajcie o Beatrice. Schowa�a si� gdzie� niedaleko strumienia. By�abym wam wdzi�czna, gdyby�cie zabrali j� do domu. Harold skin�� g�ow�, nie patrz�c jej w oczy. - Powiesz moim rodzicom. �.eby si� nie martwili? Wymamrota� co�, czego nie zrozumia�a. Zrobi�a wi�c krok do przodu, lecz Quinlan natychmiast zagrodzi� jej drog�. Spojrza�a gniewnie na Szkota i zn�w odwr�ci�a si� do Harolda. - Co m�wi�e�? - spyta�a. - Nie dos�ysza�am. Podni�s� na ni� wzrok. - Pani ojciec pom�ci t� zniewag�, milady. Serce stan�o jej w gardle. - Nie, nie chc�, by przeze mnie rozp�ta�a si� wojna. Spr�buj mu wszystko wyt�umaczy�. - Glos jej si� za�ama�, wi�c urwa�a i zaczerpn�a g��boko powietrza. - Nie chc� si� sta� przyczyn� konfliktu. Powiedz ojcu. �e pragn�am tego ma��e�stwa Sama o nie prosi�am. - Chcia�a� po�lubi� MacNare'a, pani? - upewni� si� Harold, kt�ry najwidoczniej opacznie zrozumia� jej s�owa. - Nie, nigdy. Pragn�am po�lubi�... - Bo�e, nie mog�a przypomnie� sobie jego imienia. - Pragn�am... - Spojrza�a niepewnie na Quinlana. _ Jak i nazywa wasz pan? - Connor MacAlister. - Pragn�am po�lubi� Connora MacAlistera. Przypomnij ojcu, �e zna mego przysz�ego m�a, cho� widzieli si� bardzo dawno temu. - Czas na nas, pani - powiedzia� Quinlan, dojrzawszy, �e i Connor �ypie na nich zza krzak�w. Nie podoba�o mu si� to. co widzia�. - Jeszcze chwila. Nie zostawi�a Quinlanowi czasu na dyskusje. - Powiedz ojcu, �eby nie pr�bowa� mnie odbi�. Chc�, by cieszy� si� moim... moim szcz�ciem - doko�czy�a z trudem. Kiedy Connor do niej podszed�, siedzia�a ju� na koniu. Zr�cznie wskoczy� na grzbiet czarnego ogiera, kt�ry wygl�da� r�wnie gro�nie jak jego pan. Zerkn�a na Connora i od razu tego po�a�owa�a. W jego oczach bowiem p�on�� taki gniew, �e Brenna szybko chwyci�a wodze i odwr�ci�a wzrok. Nie chcia�a, by wiedzia�, �e dostrzega jego z�y nastr�j. Ale on nie pozwoli� si� zignorowa�. Czy�by ta kobieta naprawd� chcia�a, by uwierzy�, i� chce go uchroni� przed gniewem jej ojca? Nie wiedzia�, czy ma si� �mia�, czy obrazi�. Podjecha� do niej. uj�� za podbr�dek i zmusi�, by spojrza�a mu w oczy. - Dlaczego? Domy�li�a si�, o co pyta. - Bo wojna oznacza �mier� - odpar�a. - Dla niekt�rych tak - potwierdzi�, wzruszaj�c ramionami. - Ju� jeden zabity to zbyt du�o - powiedzia�a. - Nie chc�, by ktokolwiek o mnie walczy�. Ojciec ma ogromn� armi�, ale po�cig za mn� kosztowa�by go zbyt wiele trudu i wysi�ku. Na pewno zechce stan�� na czele swego wojska, a ja si� boj�, �e ty. panie... I - Co? I- M�g�by� go zabi�. Uda�o si� jej ug�aska� potwora. �a�owa�a, �e nie jest na tyle silna, by zrzuci� go z konia. Connor byt r�wnie dumny, jak pewny siebie, tote� obr�ci�a obie te wady na swoj� korzy��, daj�c mu wyra�nie do zrozumienia, kogo typuje na zwyci�zc� ewentualnej wojny. MacAlister g�rowa� fizycznie nad jej ojcem, ten z kolei dysponowa� pot�n� armi�. Dosz�oby do rzezi, ale to Connor poleg�by jako pierwszy. Dlaczego w takim razie sk�ama�a Haroldowi? Nie potrafi�a tego wyt�umaczy�. Wiedzia�a, �e pali za sob� mosty. Wyobra�a�a sobie, w jaki straszny gniew wpadnie jej ojciec, gdy . pos�aniec przeka�e mu fataln� wiadomo��. Nie wierzy�a, by rodziciel zada� sobie trud i dok�adnie wszystko przemy�la�. Nie przyjdzie mu do g�owy, �e to ona mog�aby wymy�li� tak perfidny podst�p. A przecie� zwyczajnie zabrak�oby jej na to czasu. Ojciec si� jej wprawdzie wyrzeknie, ale przynajmniej � zostanie przy �yciu. I inni r�wnie�. - Za nic na �wiecie nie chcia�abym sprawia� k�opot�w memu ojcu. Po g��bszym zastanowieniu dochodz� jednak do wniosku, i� moje intencje nie b�d� mia�y wielkiego wp�ywu na przebieg wypadk�w. Pan MacNare wys�a� po mnie swoich ludzi i jestem przekonana, �e dojdzie do rozlewu krwi. - Nie. Nikt ci� nie b�dzie szuka�. Powiedzia� to z g��bokim przekonaniem, a ona nie mia�a ju� si�y na dyskusje. Tak bardzo t�skni�a za rodzin�, �e z Irudem powstrzymywa�a si� od p�aczu. Niestety mog�a do woli rozpami�tywa� swa rozpacz, gdy� nikt nie odezwa� si� do niej a� do wieczora. Jechafa mi�dzy dwoma wojownikami o kamiennych twarzach, kt�rzy nawet na ni� nie spojrzeli. A Gilly - jej urocza klacz - by�a r�wnie niezadowolona z ich towarzystwa. Connor pojecha� przodem, a nikt inny nie mia� ochoty bawi� jej rozmow�. Wszyscy bezustannie penetrowali las w poszukiwaniu wroga. Mimo i� wydawa�o si� to dziwne, Brenna odzyska�a poczucie bezpiecze�stwa. Bola�o j� natomiast siedzenie, tote� postanowi�a p�j�� za rad� matki i ofiarowa� sw�j b�l na intencj� dusz pot�pionych. Nie rozumia�a wprawdzie, dlaczego jej trywialne dolegliwo�ci mia�yby im pom�c, ale post�pi�a zgodnie z wpajanymi jej przez lata zasadami. Tak, nie mia�a nic przeciwko cierpieniu, gdy� mog�a w ten spos�b odkupi� grzechy. Nie chcia�a jednak dr�czy� Bogu ducha winnego konia. Gilly wyra�nie zwolni�a kroku. Nie nadawa�a si� do tak forsownej podr�y. Biedne stworzenie by�o wyrainie u kresu si�. Brenna nie wiedzia�a, do kogo powinna si� zwr�ci� z pro�b� o post�j. Oczywi�cie jej wyb�r pad�by na Connora, ale on znikn�� z pola widzenia i musia�aby chyba zacz�� krzycze�, by j� us�ysza�. Poza tym nie by�by to najlepszy pomys�. Z zas�pionych twarzy Szkot�w domy�li�a si�, �e s� na terytorium wroga. Zastanawia�a si� przez chwil�, czy Connor ma jakichkolwiek przyjaci�, po czym dosz�a do wniosku, �e z pewno�ci� nie. Nikt nie chcia�by si� zadawa� z rozjuszonym nied�wiedziem. U�miechn�a si� w duchu, ale zaraz przypomnia�a sobie o Gilly. Postanowi�a, �e podzieli si� swymi obawami z Quin-lanem i dotkn�a jego ramienia. Zareagowa� tak gwa�townie, jakby go uszczypn�a. Cofn�� si� i zmarszczy� gniewnie brwi. Zanim zdo�a�a wyszepta� swoj� pro�b�, po�o�y� znacz�co palce na ustach. Brenna AOfcUet I szybko wskaza�a mu Gilly w nadziei, �e wojownik nie jest �lepy. Klacz ledwo trzyma�a si� na nogach ze zm�czenia. Quinlan nie podziela� jednak jej obaw. Zmusi� swego rumaka do galopu i znikn�� za drzewami

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.