Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie potrafię powiedzieć, czy każde jego słowo było prawdą, czy kłamstwem, lecz wierzył w to, co mówił. - Potrząsnęła głową zdziwiona - Nie mogłam pokonać jego blokad. A zawsze mogę. Wszystkie: powietrze, wodę, ziemię, ogień, lód. Wszystkie. Nawet ducha. Ale to...? Brogan uśmiechnął się z roztargnieniem. To i tak nie miało znaczenia. Nie potrzebował jej plugawej zmazy. Sam o tym wiedział. Lunetta mamrotała o dziwnych aspektach magii lorda Rahla, o tym, że chciała się znaleźć jak najdalej od niej, jak najdalej od pałacu, oraz że skóra swędziła ją jak nigdy przedtem. Brogan niemal jej nie słuchał. Załatwi jeszcze kilka spraw i spełni jej życzenie. Opuszczą Aydindril. - - Dlaczego węszysz? - burknął. - - Śmietnik, lordzie generale. Kuchenny śmietnik. Brogan zacisnął dłoń na strzępach kolorowych tkanin. - - Śmietnik? Zostawiłaś ich na stercie odpadków!? Uśmiechnęła się, idąc kołyszącym się krokiem. - Tak, lordzie generale. Powiedziałeś, że nie chcesz, by ktoś kręcił się w pobliżu. Nie znam tego miasta, więc nie wiedziałam, w jakie bezpieczne miejsce ich wysłać. Ale po drodze do Pałacu Spowiedniczek zobaczyłam stos odpadków. W nocy nikogo tam nie będzie. Kuchenny śmietnik. Brogan odkaszlnął przesadnie. - - Pomylona Lunetta - mruknął. Zmyliła krok. - - Proszę, Tobias, nie nazywaj mnie... - - W takim razie gdzie są?! Uniosła rękę, wskazała kierunek i przyspieszyła kroku. - Tędy, lordzie generale. Przekonasz się. Tędy. To już niedaleko. Brogan zastanowił się nad tym, brnąc poprzez zaspy. To miało sens. O tak, miało sens. Stos kuchennych odpadków to znakomita kara. - Mówisz prawdę o lordzie Rahlu, Lunetto? Jeżeli mnie okłamałaś, to nigdy ci tego nie wybaczę. Zatrzymała się i spojrzała na niego. Jej oczy wypełniły się łzami, zacisnęła dłonie na kolorowych strzępach. - Tak, mój lordzie generale. Błagam cię. Mówię prawdę. Próbowałam wszystkiego. Robiłam, co w mojej mocy. Brogan nie przyglądał się jej długo. Po pulchnym policzku Lunetty spływała łza. Tb nie miało znaczenia. Wiedział. Niecierpliwie machnął ręką. - No dobrze. Idziemy. Lepiej ich nie zgub. Lunetta rozpromieniła się nagle, otarła policzek, odwróciła od brata i rzuciła naprzód. - Tędy, lordzie generale. Przekonasz się. Wiem gdzie są. Tobias westchnął i ruszył za nią. Śniegu było coraz więcej i szybko go przybywało. Sporo go spadnie. Nie szkodzi, sprawy zaczynały się układać po myśli Brogana. Lord Rani był głupcem, jeśli sądził, że lord generał Tobias Brogan, naczelny wódz Bractwa Czyste] Krwi, podda się jak baneling pod rozżarzonym żelazem. - O tam, lordzie generale. Tam są. - Lunetta wyciągnęła rękę i wskazała kierunek. Nie pomógł nawet wiejący im w plecy wicher: Brogan wyczuł stos kuchennych odpadków, zanim go jeszcze zobaczył. Dotarli do ciemnej sterty oświetlonej słabym blaskiem padającym od pałaców znajdujących się za odległym murem. Brogan strząsnął śnieg z purpurowej peleryny. Biały puch stopił się miejscami i odpadł z dymiącej sterty, pozbawiając ją nawet tej czystej osłony. Brogan wsparł się pięściami pod boki. - No i? Gdzie są? Lunetta przysunęła się do brata, by ukryć się za nim przed śniegiem gnanym przez wiatr. - Stój tutaj, lordzie generale. Przyjdą do ciebie. Brogan opuścił wzrok i zobaczył dobrze wydeptaną ścieżynę. - Czar krążenia? Lunetta zachichotała cicho i otuliła zaczerwienione policzki strzępami materiałów, chroniąc się przed zimnem. - Tak, lordzie generale. Powiedziałeś, że jeśli odejdą, to się na mnie rozgniewasz. Nie chciałam, żebyś się gniewał na Lunettę, więc rzuciłam na nich czar krążenia. Nie odejdą, choćby nie wiem jak się spieszyli. Tobias się uśmiechnął. Tak, mimo wszystko dzień dobrze się kończył. Nie brakowało przeszkód, ale ominie je z pomocą Stwórcy. Teraz już nad wszystkim panował. Lord Rahl przekona się, że nikt nie dyktuje warunków Bractwu Czystej Krwi. Brogan najpierw zobaczył, jak z ciemności wyłania się wydęta porywem wichru żółta spódnica