Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Gwałtownie łapiąc powietrze, upadł na plecy, sturlał się po schodach i uderzył głową w stojący w korytarzu stół. Will usłyszał trzask, lecz nie zatrzymał się, aby sprawdzić, co go spowodowało: zjechał po poręczy, ponad ciałem mężczyzny, które leżało w nienaturalnej pozycji u podnóża schodów, chwycił ze stołu postrzępioną siatkę na zakupy i wybiegł przez frontowe drzwi, nie patrząc na drugiego mężczyznę, który właśnie pojawił się w drzwiach salonu. Mimo strachu i pośpiechu Will zastanowił się, dlaczego drugi mężczyzna nie krzyknął ani za nim nie pobiegł. Przecież z łatwością by go dogonił. Tacy jak on dysponowali samochodami i telefonami komórkowymi. Tak czy owak, jedynym wyjściem była ucieczka. Spostrzegł mleczarza, który wjeżdżał na ulicę. W promykach świtu światełka jego elektrycznego wózka były ledwie widoczne. Will przeskoczył przez płot do sąsiedniego ogrodu, przebiegł dróżkę obok domu, pokonał mur następnego ogrodu, potem mokry od rosy trawnik, żywopłot, plątaninę krzewów i drzew między osiedlem a główną ulicą. Tam wczołgał się pod krzaki i położył. Przez długą chwilę leżał, dysząc i drżąc. Była zbyt wczesna pora, aby wyjść na miasto. Musiał poczekać, aż zaczną się godziny szczytu. Ciągle pamiętał trzask, który rozległ się, kiedy napastnik uderzył głową w stół. Jak dziwacznie mężczyźnie przekrzywiła się szyja, a jak dziwnie wyglądały kończyny... Napastnik zapewne nie żył! Zabił go on, Will. Chłopiec wiedział, że musi zapomnieć o tym zdarzeniu. Miał do przemyślenia wystarczająco dużo innych spraw. Na przykład, czy mama będzie naprawdę bezpieczna u pani Cooper? Staruszka chyba nikomu nie powie, prawda? Nawet jeśli Will, mimo obietnicy, nie wróci? Teraz już przecież nie mógł wrócić, teraz, gdy zabił człowieka! A co z Moxie? Kto ją nakarmi? Czy będzie się o nich martwiła? Czy spróbuje ich odszukać? Z każdą minutą robiło się jaśniej, toteż Will postanowił przejrzeć siatkę na zakupy. Znalazł w niej portmonetkę matki, ostatni list od prawnika, mapę samochodową południowej Anglii, czekoladowe batoniki, pastę do zębów, skarpetki i slipki. No i oczywiście teczkę z zielonej skóry. Miał wszystko i działał zgodnie z planem. Tyle, że nigdy nie zamierzał nikogo zabijać. W wieku siedmiu lat Will uświadomił sobie, że jego matka różni się od innych ludzi i że musi się nią opiekować. Byli wówczas w supermarkecie i grali w pewną grę: wolno im było włożyć jakiś towar do koszyka tylko wtedy, gdy nikt nie patrzył. Chłopiec rozglądał się wokół i w odpowiednim momencie szeptał: „Teraz”, a wówczas matka chwytała z półki puszkę albo karton i delikatnie kładła do koszyka. Zgodnie z zasadami zabawy, rzeczy w koszyku stawały się bezpiecznie niewidzialne. Gra bardzo się podobała Willowi. Trwała dość długo, ponieważ był sobotni poranek i w sklepie znajdowało się mnóstwo klientów. Chłopiec i jego matka dobrze sobie radzili i razem działali bardzo skutecznie. Darzyli się bezgranicznym zaufaniem. Will bardzo kochał matkę i często jej o tym mówił, podobnie jak ona jemu. Wreszcie podeszli do kasy. Chłopiec był podniecony i szczęśliwy, ponieważ już prawie wygrali. Kiedy matka nie mogła znaleźć portmonetki, uważał, że nadal się bawią, nawet gdy powiedziała, że chyba okradli ją wrogowie. Jednak Will zmęczył się już i zgłodniał, a dobry nastrój matki prysnął – wyglądała wręcz na przerażoną. Wrócili między rzędy półek i odkładali towary na miejsce. Od tej chwili musieli być jeszcze ostrożniejsi, ponieważ wrogowie mieli karty kredytowe matki, które zdobyli wraz z portmonetką... Chłopiec zaczął się bać. Zrozumiał, że matka postąpiła bardzo sprytnie, ponieważ nie chcąc przestraszyć syna, wymyśliła tę grę. Will odgadł to, postanowił jednak ukryć przerażenie. Aby nie martwić matki, udawał więc, że nadal gra. Poszli do domu bez zakupów, ale bezpieczni; wrogowie nie mogli im zagrozić. A później chłopiec znalazł portmonetkę na stole w korytarzu. W poniedziałek poszli do banku, zamknęli konto matki i otworzyli drugie w innym miejscu, ot tak, dla pewności. W ten sposób zażegnali grożące im „niebezpieczeństwo”. Podczas następnych kilku miesięcy Will zaczął sobie jednak – powoli i niechętnie – zdawać sprawę z tego, że wrogowie jego matki nie istnieją w świecie realnym, ale jedynie w jej umyśle. Fakt ten wszakże nie czynił ich ani trochę mniej prawdziwymi, przerażającymi czy niebezpiecznymi. Chłopiec wiedział, że musi ją chronić z jeszcze większą troską. Zresztą, od tamtego dnia w supermarkecie, kiedy postanowił udawać, aby nie niepokoić matki, stale był w pogotowiu, wyczulony na jej lęki. Kochał ją tak bardzo, że bez wahania poświęciłby życie, gdyby od tego zależało jej bezpieczeństwo. Ojciec Willa zniknął przed wieloma laty, gdy jego syn był jeszcze zbyt mały, by go zapamiętać. Chłopiec bardzo był go ciekaw, zadręczał więc stale matkę pytaniami; na większość z nich biedna kobieta niestety nie potrafiła odpowiedzieć. „Był bogaty?”. „Dokąd wyjechał?”