Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. i znalazłem ją tutaj, na łóżku. Nikogo innego w domu nie było. Zadzwoniłem do Buckmastera, tylko tyle mogłem zrobić. Przyjechał i od razu wezwał naszą Sekcję Porządkową. Nie możemy dopuścić do publicznego ujawnienia takiego skandalu. To byłaby katastrofa dla firmy. - Kim jest... była... ta dziewczyna? - spytał Newman sucho. Howard. wciąż jeszcze trochę nieprzytomny, spojrzał na niego uważniej. Dziennikarz był szatynem czy raczej ciemnym blondynem po czterdziestce, średniego wzrostu i silnej budowy. Nawet o tej porze sprawiał wrażenie człowieka czujnego, naładowanego energią. Brakowało tylko jego zwykłego kpiarskiego uśmiechu. - Nie mam pojęcia - odpowiedział w końcu Howard. - Chłopcy przewrócili cały dom do góry nogami, ale nie znaleźli nawet jej torebki. Oczywiście od razu przypomnieli sobie, że żona Tweeda uciekła parę lat temu z jakimś bogatym greckim armatorem i że od tej pory nie bardzo zajmował się kobietami... - Tweed lubi dziewczyny - przerwał os-tro Newman. - Parę razy zanosiło się nawet na poważny romans. A o żonie zapomniał, jak tylko zajął się pracą. Przecież wiesz. - No, tak myślałem... - Co. ty też?! To fantastyczne! - Newman klepnął się ręką po udzie. Odwrócił się, słysząc jakiś hałas przy drzwiach. To Harvey wrócił do pokoju. - Jedno wydaje mi się dziwne, panie Newman - zaczął oficjalnym tonem. - Jakim cudem znalazł się pan tutaj o tej godzinie? - Byłem na przyjęciu u Ciprianiego na Strandzie: to jest lokal czynny non stop. Dla otrzeźwienia wracałem piechotą do domu. na Beresfore Road. Ale nie chciało mi się spać, więc postanowiłem pojeździć po Londynie, żeby się trochę zmęczyć. - Dosyć długi ten spacerek, pozwoli pan zauważyć - stwierdził Harvey. uśmiechając się krzywo. Newman miał ochotę mu przy-pieprzyć. - No i co z tego. do cholery? - spytał przez zęby. - Nic, przynajmniej na razie. Ale moglibyśmy sprawdzić tę pańska historyjkę. Poszukać świadków, którzy widzieli, jak pan wychodził od Ciprianiego. l posłać kogoś tą samą drogą, o tej samej porze, żeby zobaczył, ile czasu na to trzeba... - Posłać? A może sam by się pan przeleciał? - odparował Newman. - Dobrze by panu zrobiło na linię. - Dajmy spokój osobistym wycieczkom - Harvey spuścił z tonu. - Najważniejsze, gdzie teraz jest Tweed. Klęcząc na podłodze w swoim biurze - na pierwszym piętrze centrali Secret Senice przy Park Crescent - Tweed kręcił tarczą sejfu ustawiając kolejne numery szyfru, wreszcie pociągnął drzwiczki otwierając je na oścież. Żaluzje w oknach wychodzących na Regent's Park były opuszczone, ale Tweed nie zapalił światła. Przyświecał sobie latarką. Wyciągnął jedną szufladę i wyjął z niej kilka paczek banknotów: marek niemieckich i franków szwajcarskich. Ułożył je starannie w przygotowanej obok aktówce, następnie przykrył kilkoma warstwami folderów firnu ubezpieczeniowej i czterema tanimi książkami. Zamknął teczkę, potem sejf, przekręcił parę razy tarcze szyfrową i wstał. Czterdziestoparoletni, krępej budowy, brunet. Tweed nosił na co dzień okulary w rogowej oprawie. Sprawiał wrażenie człowieka uprzejmego, o niepospolitej inteligencji. Oczy za soczewkami okularów były bystre i czujne. Ubrany był w typowy urzędniczy garnitur, solidny, nie tak jednak elegancki, jak garnitury jego szefa. Howarda. Tweed. zastępca dyrektora SIS. wyglądał jak przeciętny przechodzień, na którego nie zwraca się uwagi - i bardzo troszczył się o to. aby tak właśnie wyglądać. Przyświecając sobie nadal latarką, położył teczkę na biurku, wyjął z kieszeni pęk kluczy i dwóch z nich użył. by otworzyć specjalnie wzmocniona prawą dolną szufladę biurka. Spod leżących tu trzech książek szyfrowych wyciągnął sześć paszportów: wszystkie zawierał} jego fotografię, tyle że bez okularów, ale w każdym było inne nazwisko. Wybrał paszport na nazwisko William Sanders i wsunął go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Pozostałe pięć ułożył płasko na dnie swojej aktówki. Zamknął szufladę i wstał. I wtedy ktoś zapalił światło w pokoju. Paula Grey. piękna asystentka Tweeda. zamknęła drzwi i oparła się o nie. Była to trzydziestoletnia osoba o kruczoczarnych włosach, korę lśniły teraz w płynącym z sufitu świetle. Wyraźnie zarysowana broda znamionowała stanowczość. Paula była wspaniale zbudowana: miała smukła sylwetkę i bardzo długie nogi. Ubrana była w granatowa garsonkę i białą bluzkę z wielka kokardą. Przez ramię miała przewieszony wełniany płaszcz: nic dziwnego - ten lutowy przedświt w Londynie był bardzo chłodny, prószył nawet drobny śnieg. Mimo zaskoczenia Tweed zdoła) ukryć wewnętrzne napięcie. Jego umysł pozostawał chłodny, a głos brzmiał zupełnie normalnie, gdy pierwszy zaatakował pytaniem: - Co. u diabła, robisz tu o tej porze? - Równie dobrze można hy ciebie o to zapytać - ruchem głowy wskazała na stojącą koło biurka walizkę. - Wybierasz się gdzieś? \ic mi nie mówiłeś. Nie masz czasem jakichś kłopotów? Prawa ręka Tweeda powędrowała machinalnie do kieszeni w poszukiwaniu fajki. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że już od dawna nie pali