Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Komandos uniósł thompsona, ale Niemiec zdążył schwycić za lufę jego karabinu i skierować ją w górę. Keyes odepchnął go i wyszarpnął nóż z pochwy przytroczonej do nogawki spodni. Nie zdążył jednak uderzyć, gdyż w tej samej chwili wtargnął któryś z komandosów i widząc szamotaninę, strzelił do Niemca, kładąc go trupem. Huk zaalarmował żołnierzy na piętrze. Jeden z nich wybiegł na schody, ale nie mógł się zorientować, o co chodzi w ciemnym korytarzu. Komandosi zaczęli do niego strzelać. Niecelnie. Zdołał cofnąć się do pokoju. Po chwili komandosi zobaczyli światło w szparze drzwi pod schodami. Wbiegli tam. Kilku żołnierzy niemieckich, obudzonych strzałami, zdejmowało broń ze stojaka. Keyes strzelił na oślep, ale w tym samym momencie jeden z Niemców zdołał załadować karabin i nacisnął spust. Kula trafiła Keyesa w serce. Upadł do tyłu i oparł się o stojącego za nim żołnierza. Ten wrzucił granat do środka i wyciągnął martwego dowódcę do ogrodu. Dwaj pozostali przy życiu komandosi walczyli jeszcze, ale nie mieli żadnych szans wykonania zadania. Byli otoczeni i po kilku minutach walki zginęli, przeszyci seriami karabinów maszynowych. Akcja, podobnie jak i ataki na obiekty włoskie, zakończyła się fiaskiem. Uratował się jedynie dowódca operacji, podpułkownik Laycock i jeden żołnierz. Uratował się też Haselden, który nie zauważył, że kilka dni przed planowanym atakiem Rommel przeniósł swoją siedzibę o sto pięćdziesiąt kilometrów na południe, do Gambund. 17 listopada nie było go jednak i w nowej kwaterze. Przebywał o tysiące kilometrów stamtąd, w swoim rodzinnym domu, dokąd udał się, aby spędzić z żoną 25 rocznicę ślubu... Generał Claude Auchinleck wysłuchiwał raportu Laycocka z wyraźną irytacją. W skrytości ducha liczył na powodzenie akcji. Wierzył, że jeżeli komandosom nie uda się zabić lub porwać Rommla, to przynajmniej zdezorganizują włoską sieć dowodzenia. - Czy odniósł pan wrażenie, że Niemcy i Włosi zostali uprzedzeni o naszej akcji? - przerwał Laycockowi wyliczanie strat. - Absolutnie nie, sir! - wykrzyknął zapytany z taką energią, jakby to jego podejrzewano o zdradę. - Czy ty też jesteś tego zdania? - Auchinleck zwrócił się do szefa wywiadu, generała Guinganda, gdy Laycock wyszedł z pokoju. - Tego nigdy nie można wykluczyć - wymijająco odpowiedział Guingand. - W tym wypadku jednak sądzę, że to komandosi spartolili robotę. Nic nie świadczy o przeciekach ani zdradzie. Wprost przeciwnie, meldunki z frontu wskazują na całkowite zaskoczenie nieprzyjaciela. Od 18 listopada wojska brytyjskiej VIII armii parły niepowstrzymanie do przodu. XXX korpus przekroczył egipsko-libijską granicę w pobliżu Fortu Maddalena i posuwał się szybko w stronę Gabr Saleh. Na prawym skrzydle XIII korpus przetoczył się przez włoskie pozycje i jak burza sunął do Bardii. Brytyjczykom udało się zaskoczyć Włochów i Niemców. Operacja “Crusader” zakończyła się 20 grudnia zwycięstwem wojsk alianckich. Nadchodził jednak czas, gdy Rommel mógł wprowadzić do walki broń o niezwykłej sile... Włoskie Preludium Attache wojskowy ambasady USA w Rzymie, pułkownik Norman E. Fiske, czuł się fatalnie tego dnia. Silne skurcze żołądka były tak męczące, że nie mógł skupić się na czytaniu depesz nadesłanych rano z Waszyngtonu. Zastanawiał się, co mogło być przyczyną takiego samopoczucia. Poprzedni wieczór spędził z żoną i kilkorgiem przyjaciół w małej knajpce na Via Appia. Bywali tam wielokrotnie i do tej pory nie zdarzyło się żadne zatrucie. Teraz nie mógł sobie przypomnieć, co jadł i pił, gdyż próba odtworzenia menu wywoływała gwałtowny napływ śliny do ust i kolejny skurcz żołądka. - Powinien pan pójść do lekarza, sir - Loris Gherardi był bardo zmartwiony stanem zdrowia pułkownika - ale doktor Barnes jeszcze nie przyszedł. - Dziękuję ci, Loris, chyba poradzę sobie bez lekarza - westchnął ciężko Fiske, ale nuta współczucia, którą usłyszał w głosie posłańca, bardzo mu się spodobała. “To porządny chłop” - pomyślał, patrząc, jak Loris sadowi się na krześle przy drzwiach w oczekiwaniu na depesze, które miał zanieść do konsulatu. Pracował jako posłaniec w ambasadzie amerykańskiej od 1920 r. i zdobył całkowite zaufanie pracowników. Kiedy przyjeżdżali do Rzymu, aby objąć nowe stanowisko, Loris Gherardi już tam był. Cichy, spokojny, skory do usług i pomocy, szybko zyskiwał sympatię nowych pracowników. Co najważniejsze, nie wzbudzał żadnych podejrzeń o współpracę z wywiadem włoskim SIM. Szef ochrony ambasady był starym fachowcem z FBI i żaden szpieg nie uchowałby się w jego “rejonie łowieckim” - jak sam mówił o swoich umiejętnościach. Nowy atak bólu kazał pułkownikowi udać się do toalety. Jeszcze od drzwi rzucił okiem na biurko, aby sprawdzić, czy nie zostawił na wierzchu niczego ważnego. Leżała tam tylko gazeta i parę czystych kartek, których nie miał siły zapisać