Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Klasa pracująca na gruncie wspólnot SW°Ją Polskość "2"8 Si? W szczerze), -« •* **fay Waalewskie, Kowafek owanych Korni* *"" wi?c • »wy nie scv «? omtez Popisywali się „CZERWONY I CZARNY FRONT" 149 dykalizmu utworami. Oni też stworzyli atmosferę odbytej giąda tak, że komitet organizacyjny zjazdu zupełnie, orientował się w tym, jak wygląda oblicze ideowe izm ideowy zaproszonych uczestników. Wygląda tak, jak gdyby spodziewał się, że gorący ideowiec, Broniewski, wygłosi jakieś ° . anielskie wiersze wiosenne, że Leon Kruczkowski i Wanda Wasilewska odczytają fragmenty swych powieści, wypełnione opisem rów przyrody, że Zegadłowicz zaniecha zareklamowania raz jeszcze 7mór że Dembiński będzie milczał, a reszta będzie się rozpływać nastroju miłej burżuazyjnej herbatki kulturalnej . Nie trzeba być chyba wielkim znawcą psychologii, by wiedzieć, jakie momenty na zjazd wnieść mogą wymienieni ludzie. Przecież ani po Broniewskim, ani po Czuchnowskim, ani po Wasilewskiej, ani po Dembińskim nie można się było niczego innego spodziewać. Musieli mówić to, co mówili, gdyż to jest ich wiarą, ich przekonaniem. Gdyby było inaczej, trzeba by było stracić dla nich szacunek. Komitet może się usprawiedliwiać, że wynik obrad zjazdu był dla niego niespodzianką tylko w takim wypadku, o ile przyzna się otwarcie do swej bezideowości, względnie ideowości dla kariery i oświadczy, że wszystkich innych swoją mierzył miarą. Do tego komitet pewno się nie przyzna. Łatwiej bodaj będzie mu się przyznać do tego, że musi grać rolę zaskoczonego, gdyż to jest jego zadanie. Zjazd bowiem mógł się odbyć we Lwowie tylko pod tym warunkiem, iż komitet będzie udawał naiwnego. Trudno przecież przypuścić, by wojewoda lwowski patrzył spokojnie na organizowanie zjazdu w gotującym się Lwowie wówczas, gdyby Komitet oświadczył otwarcie, iż wie, jaki dynamizm ideowy posiada część zaproszonych przez niego uczestników. Wówczas zjazd by się na pewno nie odbył i nie można by było zapoczątkować akcji ze strony najwyżej w hierarchii intelektualnej stojących na rzecz frontu ludowego w Polsce. Czerwony front Ten front ludowy to bodaj czy nie zasadnicza treść rezolucji i zasadniczy cel zjazdu. Reszta wygląda jedynie na szkic programu, dla realizowania którego taki front miałby powstać. W stosunku do frontów ludowych wszelkiego gatunku utarło się porównanie z kier eńszczy zna. Analogia niewątpliwie jest narzucająca •II TbS2?LĄ>LEczpróREM ^reńskiego było H,, S e "a. darz* wymOWv n^„ Ud°Wać swoi. ^^ nadal na ««„ " a aczelna Polskiei P ,awn° Przecież strzaniu sto TSkU tak 2Wa"ego paktu " SocJali^ycznej, mogą słowa „CZERWONY I CZARNY FRONT" 15 n suchego sprawozdania oddać nastrój, w jakim pracowaliś-rzeCZr vż niożna to niewypowiedziane, które towarzyszyło na każdym my. naszych obrad, które malowało się w naszych i naszych słuchaczy ^r° ch opisać? Jedno jest pewne: obrady lwowskie, nasze autorskie Wa ory'i wspaniała akademia zapadły nam głęboko w serca. Już nic *.' Z(j0ja tych dni wykreślić z naszej pamięci. Drobny fakt, że my cy wielcy i mali, którzyśmy się jednak wczoraj nie znali, prze-liśmy od razu i bez umowy na bliskie i towarzyskie «ty», że w tej atmosferze nie można było do siebie mówić inaczej, charakteryzuje nastrój zjazdu". I dalej w tym tonie. Ciekawe, że właśnie w piśmie, w którym spodziewałby się każdy znaleźć omówienie wyników i perspektyw na przyszłość tego rodzaju zjazdu, znajdujemy przede wszystkim podkreślenie pewnego czynnika emocjonalnego, a mianowicie nastroju. Nie wiem (trudno, nie siedzi się w duszach organizatorów), jakie były zamierzenia tych, którzy, jak to podkreśla Zegadłowicz, zjazd długo przygotowywali. Może właśnie takie, jak podaje tenże Zegadłowicz; może chodziło o nową pozycję w walce „o nowy ład społeczny". Wiem natomiast, czego spodziewają się po zjeździe wszyscy ci, którzy materialnie (formalna przynależność nie jest konieczna) należą do inspiratorów pism tego rodzaju, jak „Oblicze Dnia". Rzecz w tym, że sprawa frontu ludowego w Polsce utknęła wpół drogi, utknęła na pakcie o nieagresji. Wprawdzie Gruzja w swoim czasie dzięki stosowaniu podobnej taktyki nieagresji, znalazła się w obrębie Związku Republik Sowieckich, ale tu nie ma żadnych analogii. Polska nie jest Gruzją. PPS ma za sobą tradycje walk wolnościowych, ba, w pewnych dzielnicach jest wręcz uosobieniem tych walk. Nieagresja na polskie stosunki nie wystarcza, gdyż, jak słusznie zauważył Miedziński w „Gazecie Polskiej", „naród polski nie zawarł i nie zawrze paktu o nieagresji z Międzynarodówką Komunistyczną, bo to groziłoby mu utratą niepodległości, w walce o którą lała się krew wszystkich stanów i wszystkich klas ludu polskiego przez półtora wieku". Polska ma tradycję, iż j e s t n a r o d e m. Po to, by od paktu nieagresji pomiędzy liderami przejść do paktu nieagresji pomiędzy masami, a następnie do wspólnej akcji, trzeba pewne tradycje zniszczyć, a inne wytworzyć. W takich warunkach ważniejszym jest podkreślenie nastroju zjazdu niż jego efektywnych, gdyby nawet były, wyników. Nastrój wytwarza mit NIE SZABLĄ, LECZ PIÓREM — mit, że choć (jak pisze „Oblicze Dnia") „przemawialiśmy na zje^ w różnych językach, aleśmy się doskonale rozumieli i czuliśmy wyra? • że walczymy o wspólną i tę samą sprawę". Wytworzenie takiego m'e' ma olbrzymie znaczenie. Wytwarza on poczucie, że istnieje jakaś [n " sprawa jednocząca niż sprawa polska. ;'MK ;.,