Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Klinga drowów – powiedział skrytobójca zaraz, gdy Cadderly zbliżył się na tyle, by mógł widzieć ranę oraz niezdarną próbę obandażowania jej, jakiej dokonał skrytobójca. Kapłan natychmiast zabrał się do pracy, wczuwając się w pieśń Deneira, przywołując całą leczniczą energię, jaką mógł odnaleźć. Ku swej bezbrzeżnej uldze zauważył, że rany jego ukochanej nie są takie krytyczne, że z pewnością wy dobrzeje i to dość szybko. Kiedy skończył, doszli do niego Bouldershoulderowie i Jarlaxle. Cadderly popatrzył na krasnoludy i uśmiechnął się oraz skinął głową, po czym skierował na skrytobójcę zaskoczone spojrzenie. – Jej czyny uratowały mnie w tunelach – Entreri powiedział cierpko. – Nie lubię: mieć wobec nikogo długów. – To rzekłszy, odszedł, ani razu nie oglądając się za siebie. * * * Cadderly i jego towarzysze, w tym Danica, dogonili Entreriego i Jarlaxle’a jeszcze tego samego dnia, po tym jak stało się oczywiste, ku uldze wszystkich, że Hephaestus nie opuści swego leża w pościgu. – Wracamy do Duchowego Uniesienia za pomocą tego samego czaru, który nas tu sprowadził – oznajmił kapłan. – Byłoby co najmniej niegrzeczne, gdybym nie zaoferował wam magicznego transportu w drodze powrotnej. Jarlaxle popatrzył na niego z zaciekawieniem. – Żadnych sztuczek – Cadderly zapewnił ostrożnego drowa. – Nie planuję dla was żadnych procesów, bowiem odkąd przybyliście do mojej domeny, dokonywane przez was czyny były wyłącznie honorowe. Ostrzegam jednak was obu, że nie będę tolerował żadnych... – Dlaczego mielibyśmy chcieć z tobą wracać? – przerwał mu Artemis Entreri. – Co możemy zyskać w twojej norze fałszu? Cadderly chciał odpowiedzieć – na wiele sposobów jednocześnie. Chciał na niego wrzeszczeć, przymuszać go, nawrócić go, zniszczyć go – cokolwiek tylko mógł zrobić przeciwko temu nagłemu murowi negacji. Ostatecznie nie powiedział ani słowa, bo rzeczywiście, co w Duchowym Uniesieniu mogło być korzystne dla tej dwójki? Wiele, podejrzewał, gdyby zdecydowali się zmienić swe dusze oraz swe zwyczaje. Postępowanie Entreriego wobec Daniki zasugerowało, że istotnie może zaistnieć taka możliwość w przyszłości. Kierując się kaprysem, kapłan wczuł się w pieśń Deneira i przywołał drobny czar, ujawniający ogólne nastawienie tych, którzy byli jego podmiotem. Szybkie spojrzenie na Entreriego i Jarlaxle było wszystkim, czego potrzebował, aby potwierdzić, że Duchowe Uniesienie, Carradoon, Puszcza Shilmista oraz cały region wokół tej części Gór Śnieżnych będą na pewno miały się lepiej, jeśli ci dwaj udadzą się w przeciwnym kierunku. – Żegnajcie więc – powiedział, salutując do kapelusza. – Przynajmniej znalazłeś okazję do jednego szlachetnego czynu w twym nędznym życiu, Artemisie Entreri. – Przeszedł obok nich, a za nim Ivan i Pikel. Danica wykorzystała jednak swoją kolej, przyglądając się Entreriemu na każdym kroku. – Nie jestem niewdzięczna za to co zrobiłeś, gdy przytłoczyły mnie moje rany – przyznała. – Ale nie wzbraniałabym się także przed dokończeniem tego, co rozpoczęliśmy w tunelach pod leżem Hephaestusa. Entreri zamierzał powiedzieć „W jakim celu?”, lecz zmienił zdanie, zanim jeszcze pierwsze słowo opuściło jego wargi. Jedynie wzruszył ramionami, uśmiechnął się i pozwolił kobiecie przejść. – Nowa rywalka dla Entreriego? – stwierdził Jarlaxle, gdy tamci zniknęli. – A może zastępstwo za Drizzta? – Nie bardzo – odrzekł Entreri. – Nie jest więc tego warta? Skrytobójca jedynie wzruszył ramionami, nie dbając o to aż tak, by ustalać, czy była warta czy nie. Śmiech Jarlaxle’a wyrwał go z rozmyślań. – Dojrzałość – stwierdził drow. – Ostrzegam cię, że niezbyt toleruję twoje osądy – odparł Entreri. Jarlaxle roześmiał się jeszcze mocniej. – A więc planujesz ze mną pozostać. Entreri popatrzył na niego stanowczo, pozbawiając go radości, zastanawiając się nad pytaniem, na które nie mógł natychmiast odpowiedzieć. – Dobrze więc – powiedział beztrosko Jarlaxle, jakby wziął milczenie za potwierdzenie. – Ostrzegam cię jednak, jeśli wejdziesz mi w drogę, będę musiał cię zabić. – Trudno to będzie zrobić z grobu – obiecał Entreri. Jarlaxle jeszcze raz się roześmiał. – Gdy byłem młody – zaczął – mój przyjaciel, fechmistrz, którego największym zmartwieniem było przekonanie, że jestem lepszym wojownikiem, choć tak naprawdę w tym jednym przypadku, gdy się nawzajem sprawdzaliśmy to, że go pokonałem było bardziej kwestią szczęścia niż wyższych umiejętności, powiedział mi w końcu, że znalazł kogoś, kto gdy dorośnie będzie przynajmniej mi równy, a być może lepszy, dziecko, które więcej sobą obiecywało niż ktokolwiek wcześniej. – Fechmistrz ten nazywał się Zaknafein, mogłeś o nim słyszeć – ciągnął Jarlaxle. Entreri potrząsnął głową. – Młody wojownik, o którym mówił, był nikim innym jak Drizztem Do’Urdenem – Jarlaxle wyjaśnił z uśmiechem. Entreri starał się usilnie nie pokazywać po sobie emocji, lecz jego wewnętrzne odczucia na tę zaskakującą wiadomość zdradzały go lekko, a z pewnością wystarczająco mocno, by Jarlaxle to zauważył. – A czy proroctwo Zaknafeina się sprawdziło? – spytał Entreri. – Jeśli tak, czy to jakaś rewelacja dla Artemisa Entreri? – zapytał chytrze Jarlaxle. – Bo czy poznanie względnej siły Drizzta oraz Jarlaxle’a coś by powiedziało Entreriemu? Jak Artemis Entreri stawia się w porównaniu z Drizztem Do’Urdenem? – I krytyczne pytanie: – Czy Entreri wierzy, że naprawdę pokonał Drizzta? Entreri patrzył na Jarlaxle’a długo i bacznie, lecz jego mina nieuchronnie łagodniała. – Czy to ma znaczenie? – odparł, i rzeczywiście była to odpowiedź, którą Jarlaxle najbardziej chciał usłyszeć od swego nowego, a według niego, długotrwałego towarzysza. – Jeszcze tu nie skończyliśmy – oznajmił nagle Jarlaxle, zmieniając gwałtownie temat. – Krąży tu jedna grupa, wystraszona i rozzłoszczona. Jej przywódca uznał, że nie może jeszcze odejść, nie gdy sprawy mają się tak, jak się mają. Entreri nie pytał, lecz jedynie podążył za Jarlaxlem, gdy mroczny elf szedł wokół skalnego wyniesienia