Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Niedobrze. Mineko siedzi w szafie i nie chce ze mną rozmawiać. Okropnie się tym przejęła. — A co będzie, jak się zniechęci? — Trzeba ją jakoś uspokoić. — Idź do domu i namów ją, żeby wyszła z szafy. Ja tymczasem doszłam do wniosku, że spadła na mnie kara za lenistwo i opieszałość. Za mało się starałam. Zaczęłam więc — nie wychodząc z szafy — powtarzać oba tańce. Ćwiczyłam godzinami. Wciąż mówiłam sobie, że muszę się skupić. Jeśli jutro zatańczę bezbłędnie, myślałam, to Wielka Mistrzyni będzie tak zdumiona, że na pewno zapomni o otome. Jednak życie w Gion Kobu nie było takie proste. Przede wszystkim nie mogłam wrócić do Szkoły Inoue i udawać, że nic się nie stało. Nieważne, kto zawinił — dostałam otome, a więc moja rodzina znów musiała prosić, aby mnie przyjęto do grona uczennic. Poszłyśmy wszystkie na Shinmonzen: Mama Sakaguchi, Ciocia Oima, mistrzyni Kasama, Stara Zrzęda, Yaeko, Kun-chan i ja. Mama Sakaguchi skłoniła się przed iemoto. — Jest nam ogromnie przykro z powodu tego, co si? stało. Chcemy prosić, aby nasza Mineko dalej mogła si? uczyć w pani szacownej szkole. Nikt nie powiedział ani słowa więcej o całym wydarzeniu. To było zupełnie nieważne. Obie strony zachowały twarz w trudnej sytuacji, a mnie pozwolono wrócić. 120 __Dobrze, Mamo Sakaguchi. Przychylę się do pani prośby. Mineko, pokaż nam, co umiesz. Zatańczyłam Sakura miyotote, a zaraz potem — z własnej inicjatywy — Yozakura. Poszło mi bardzo dobrze. Gdy skończyłam, na sali zapanowała cisza. Rozejrzałam się i zobaczyłam mieszaninę uczuć na twarzach otaczających mnie kobiet. Pomyślałam sobie, że świat dorosłych jest bardzo dziwny i skomplikowany. Teraz rozumiem, że dla Wielkiej Mistrzyni otome było niesłychanie silną metodą wychowawczą. Używała jej za każdym razem, kiedy chciała za pomocą groźby wykrzesać ze mnie nieco więcej ducha i pchnąć mnie na wyższy poziom. Traktowała to jak pewien sprawdzian. Wrócę silniejsza? Czy raczej zrezygnuję? Może jej filozofia nie była najwyższych lotów, ale działała za każdym razem. Przynajmniej w moim przypadku. Gorsze tancerki nigdy nie usłyszały od niej otome. Ten przywilej był zarezerwowany tylko dla najlepszych. Jedyną osobą, która poniosła poważne konsekwencje mojego pierwszego otome, była nieszczęsna panna Kawabata — ta, która pomyliła tytuły obu tańców. Nigdy więcej nie miała ze mną zajęć. Oficjalnie zostałam adoptowana piętnastego kwietnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku. Od pięciu lat mieszkałam w domu Iwasakich, zatem nie miało to większego Wpływu na moje codzienne życie. Jedyną zmianą było to, że musiałam nocować na górze, w pokoju Starej Zrzędy. Daleko zaszłam po wąskiej betonowej kładce. Dzieciństwo Pozostało za mną. Przede mną rozciągało się królestwo tańca. 121 14 Jedyną korzyścią z pobytu Yaeko w okiya było to, że czasami odwiedzał ją młodszy syn, Masayuki. Stara Zrzęda spytała go, co chciałby dostać na trzynaste urodziny. Dobrze się uczył i odpowiedział jej, że najbardziej by się ucieszył z encyklopedii. Ponownie zajrzał do nas w dzień swoich urodzin, czyli dziewiątego stycznia. Stara Zrzęda dala mu prezent. Był zachwycony. Parę godzin przesiedzieliśmy razem w gościnnym salonie, przerzucając stronę za stroną. W tradycyjnych japońskich domach, w dużym pokoju jest wnęka, tokonoma, przeznaczona na rodzinne skarby. Zwykle stoi tam wazon z ikebaną, a za nim wisi cenny zwój z malowidłem albo kaligrafią. Dobrze pamiętam obraz z tamtego pokoju. To była scena noworoczna — słońce wynurzające się zza górskich szczytów i lecący żuraw. Siedzieliśmy na grubych poduszkach, obszytych brązowym jedwabiem. Latem byłyby pokryte niebieskim płótnem. Sześć dni później, około jedenastej przed południem, zadzwonił telefon. Dźwięk dzwonka obudził we mnie strasz- 122 li\ve przeczucia. Wiedziałam, że zdarzyło się coś okropnego. Dzwonił mój ojciec. Powiedział, że nikt nie wie, gdzie podział się Masayuki. Podobno wyszedł rano do sklepu, aby jfupić tofu na śniadanie, i do tej pory nie wrócił. Nie można go było nigdzie odszukać. Yaeko wyszła z jakimś ambasadorem na obiad do ekskluzywnej, liczącej sobie cztery wieki restauracji Hyotei, blisko Nanzenji. Powiedziałyśmy ojcu, gdzie ją znaleźć, i we trzy — ja, Kuniko i Tomiko — pobiegłyśmy do naszego starego domu. Nad kanałem zobaczyłyśmy tłum strażaków i policj antów. Ktoś znalazł ślady palców na stromym brzegu. Na kamykach widniał rozmazany odcisk dłoni. Mimo że nie odnaleziono ciała, policjanci byli przekonam, że Masayuki potknął się, wpadł do wody i utonął. Nikt by nie wytrzymał dłużej niż kilka minut w przeraźliwie lodowatym nurcie. Serce zamarło mi w piersiach. W głowie miałam zupełną pustkę. Kanał. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież stamtąd braliśmy malutkie małże dodawane do zupy miso. Nad nim kwitły cudowne wiśnie. To on odgradzał nas od reszty świata. A teraz połknął mi przyjaciela... Więcej niż przyjaciela. Siostrzeńca. Patrzyłam w wodę otępiałym wzrokiem. Moi rodzice byli zdruzgotani. Ojciec szczerze pokochał wnuka. Nie mogłam znieść widoku bólu na jego nagle postarzałej twarzy. Chciałam do niego podejść, żeby go Pocieszyć, lecz już nie byłam jego córką. Nie widzieliśmy się aż dwa lata, od dnia, w którym oświadczyłam w sądzie, że nie nazywam się Tanaka, tylko Iwasaki. Czułam niesmak