Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Bolko setnika pobił, gdy mu jeno zagroził spra- wieniem łaźni, i jeszcze zapowiedział, iż mu nie zapomni. Któże się zechce narazić temu, co kiedyś po was właść objąć ma? Mieszko nic nie odrzekł; zdał się namyślać. Gozdawa zdziwiony był, że król nie pyta o nowiny z Moraw. Usta- nowienie nowego piastuna dla Bolka i tak odłożyć trzeba do zakończenia wyprawy. Wojna ze Stefanem pilniejsza; jeno co król miał na myśli podając w wątpliwość, czy na wojnę przyjdzie? Gdy milczenie się przedłużało, Przemek nie wytrzymał i zapytał: — Nie zechcecie, panie, wysłuchać posłańca wojewody? Skarbek nie ostoi się bez rychłej pomocy. Źle jest! — Źle jest! — powtórzył król zadumany. Co innego mu- siał mieć na myśli, skoro o położenie na Zakarpaciu jesz- cze nie zapytał. Po chwili jakby się ocknął i dodał: — Pospieszajmy! W Krakowie uradzim, co poczynać. Puścił konia w cwał nie oglądając się na pozostałych. Zwolnił dopiero przed mostkiem na Rudawie i doczekaw- szy Przemka rozkazał: —.Zdaj dowództwo jednemu z setników, niechaj obo- zem stanie na błoniu pod Sikornikiem, a sam przyjeżdżaj na gród. Wjechawszy na dziedziniec zamkowy Mieszko zeskoczył z konia i rzuciwszy wodze nadbiegłym stajennym przez » 44 « chwilę stał jakby się namyślając, po czym skierował kroki do kapitulnego budynku. Dowiedziawszy się przy wejściu, że Gompo bawi w katedrze na nieszporach, zlecił służeb- nemu klerykowi zawiadomić biskupa, iż czeka na niego w zamkowej świetlicy. Bez wezwania zjawił się tam Jędrzej Toporczyk, który zawiadomiony o powrocie króla przyszedł zapytać o dalsze rozkazy. — Są wieści z Moraw od wojewody Skarbka Awdańca — powiedział Mieszko. — Gozdawa z jazdą już nadciągnął, ino patrzeć, tu będzie. Gdy nadjedzie, zachodźcie do mnie, społem wysłuchamy Skarbkowego posłańca. Czekając na biskupa Mieszko chodził po komnacie, nad czymś głęboko zadumany. Postanowienie, jakie musiał po- wziąć, nie było łatwe. Możnowładcy i rycerstwo, pomne ko- rzyści i dostojeństw, których źródłem były zwycięskie woj- ny Chrobrego, za złe będą mieć królowi, jeśli kosztem zdo- byczy ojca kupi pokój od węgierskiego Stefana. Bezprym w jego ręku to nie tylko wygodny pozór, by dla własnej korzyści mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski, ale nie- bezpieczne zarzewie wojny domowej. Mieszko nie wątpił, że nie z miłości dla krewniaka Stefan wprowadzić go chce na polski tron. Jeśli mu zaofiarować korzyść bez wojny, może poniecha tego zamiaru. Należy i warto spróbować układów. Rozmyślanie króla przerwało nadejście biskupa. Gompo, Rzymianin z pochodzenia, szlachetnego rodu, przybył do Polski wraz z kilku towarzyszami, sprowadzony przez opa- ta Tuniego. Sam biegły w prawie i piśmie, założył szkołę przy katedrze, by jak najprędzej dochować się krajowego duchowieństwa. Znał bowiem niechęć prostego ludu do obcego, stanowiącą przeszkodę w tępieniu pogaństwa, co uważał za zadanie i cel swego życia. Sam nauczył się pol- skiej mowy i domagał się tego od podwładnego kleru, co istotnie było warunkiem apostolstwa. Chlubił się też, że W jego diecezji mniej niż w którejkolwiek innej pozostało » 45 <; śladów pogańskiego zabobonu, własnej to przypisując dzia- łalności. Mieszko na tę słabość biskupa patrzył z pobłażaniem, wie- dząc, że w kraju Wiślan, który ongiś do Wielkich Moraw należał, chrześcijaństwo głębiej już zapuściło korzenie. Rad był nawet, iż biskup w swej nadgorliwości nie domaga się pomocy świeckiego ramienia. Znając bowiem kraj dawniej i lepiej niż Gompo, wiedział, że pogaństwo stanowi siłę, której podrażnienie w niepewnym czasie może wywołać opłakane skutki. Pamiętał, że jeszcze za życia Chrobrego stało się to przyczyną zamieszek, które siłą trzeba było tłu- mić. Ojciec miał jej nadmiar, ale w spadku mu jej nie po- zostawił, własna gdzie indziej będzie potrzebna, nie wolno jej marnować na domowe zamieszki. By jednak nie dać biskupowi sposobności poruszania tych spraw, z miejsca zaczął o swoich: — Wybaczcie, wasza dostojność, że was trudzę, może nie- sposobną porą, jutro jednak skoro świt wyjeżdżam, tedy pożegnać was chciałem. Ale nie jeno przeto, prośbę mam do was: potrzebny mi człek bywały, doświadczony i obrot- ny, znający pismo i obce mowy, by go w poselstwie wy- słać do węgierskiego króla. Gompo jeno głową skinął i rzekł: — Ani mi szukać nie trzeba, zdatniejszego nie najdzie niżli dziekan kapituły, brat Rachelin. Rad będzie przysługę wam oddać, a ja łasce waszej go polecić, gdy mi kiedyś pieczęć i biskupi pierścień następcy zdać przyjdzie. — Jeśli się sprawi ni jemu, ni wam nie zabędę przy- sługi. Zechciejcie go przeto do mnie przysłać, choćby zaraz.' Zanim jednak zjawił się kanonik, Przemek Gozdawa oznajmił przez komesa Jędrzeja swe przybycie i król po- lecił wezwać go natychmiast wraz z Skarbkowym posłań- cem. Wszedł, a wraz z nim młody i tęgi. wojak, ściągnięta jed- nak twarz i zaczerwienione oczy zdradzały, że nie żałował siebie spiesząc z wieściami. Zapytany o nie, zaczął: » 46 « — Wojewoda Skarbek niechał wam donieść, miłościwy panie, że Węgrzy uderzyli dużą siłą, której sam nie dostoi. — To wiem — przerwał król. — Praw, jako się za- częło, gdzie jest ninie wojewoda i co do tej pory przedsię- wziął. — Na przedwiośniu przyszła przez kupców wieść — ciągnął posłaniec — jako książę Bezprym bawi w Wysze- hradzie u węgierskiego króla. Wojewoda już się miał na baczności, wiadomo że Waik, czyli jak go ninie zowią Ste- fan, rad by odzyskał kraj na lewym brzegu Dunaju, a Bez- prym nie po to z klasztoru zbiegł, by na łasce siedzieć u wuja. Jakoż doniosły nam zwiady, że się wojska ścią- gają nad Dunaj, jeno pomiarkować trudno było, kędy ude- rzą. Nietrudno natomiast, że jeśli dla Bezpryma wszczęli wojnę, to nie po to, by zająć jeno kraje naddunajskie