Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Hrabina płakała. Uczuła panna Löwendahl. że była tu zbyteczną, bo pocieszyć nie mogła, a przytomnością swą nie dała się im wynurzyć przed sobą; ścisnęła więc w milczeniu rękę przyjaciółki i wyśliznęła się z pokoju. Sułkowska padła twarzą na kanapę. – Droga moja – zawołał hrabia – zaklinam cię na wszystko, bądż mężną! Nie przystoi nam dać poznać, żeśmy dotknięci. Zawdzięczamy sercu króla, że ja nie jadę jeszcze do Königsteinu na miejsce Hoyma i że zamiast mi odebrac majątek, zostawia mi pensję. Wygnanie w Uebigau, na które jestem skazany, nie ma w sobie nic straszliwego i nie wyłącza nadziei... obalenia tego całego rusztowania, które zręczna ręka poczciwego, słodkiego, wiernego mojego przyjaciela Brühla zbudowała... uspokój się, proszę cię. Ale nielatwo łzy ukoić było. Sułkowski, nic nie mówiąc, spojrzał na zegarek, podał rękę żonie i szepcząc po cichu, przeprowadził ją do jej pokojów. X Jeżeli co może w człowieku. obudzić najwyższą wzgardę dla plemienia ludzkiego, to widok zmiany nagłej, jaką wywołuje ruina i upadek przed chwilą jeszoze bałwochwalczo czczonego ulubieńca losu. Jest w tym coś tak nikczemnego, tak upadlającego, iż serce wzdryga się na to; ale w takich tylko razach człowiek poznaje świat i wypróbowuje swych współbraci. Kto nie przeszedł przez podobne przesilenie sam, nie odczuł tego, co ono budzi w sercu, nie pojmie, jaką goryczą zapływa. Sułkowski, który od dzieciństwa był przy królewiczu i nawykł uważać się za przyjaciela, który nie przypuszczał nawet, ażeby coś podobnego jemu się trafić miało, znosił swą dolę z dumą chłodną, lecz nie mógł się powstrzymać od najwyższej pogardy, jaką w mm już obejście się dwóch królewskich posłów wzbudziło. Wysłał natychmiast po Ludoviciego. Radca był mu winien wszystko, był mu do ostatniej chwili wiernym; lecz... obawa o los, o miejsce, o stanowisko sprawiły, że teraz już na zawołanie nie przybył, wymawiając się zajęciem urzędowym. – Wypadnie więc – rzekł zimno hrabia – ażebym ja poszedł do niego z wizytą, choćby dla odebrania papierów, jeśli te nie są już w ręku Brühla i jeśli nimi nie okupił przebaczenia. Wybrawszy popołudniową godzinę, hrabia tegoż dnia udał się na zamek. Pochód ten był prawdziwą drogą krzyżową. W mieście już od dwóch godzin wiedziano o upadku Sułkowskiego; chociaż jedną chyba dumą tylko mógł zawinić względem podwładnych i nikomu nic złego nie uczynił, a dla wielu był aż nadto dobrym, wszyscy się czuli w obowiązku okazywać mu, jak się radowali niepomiernie z jego upadku. Przechodził około kancelarii Brühla; zobaczyli go pisarczykowie przez okno: cała zgraja ich z piórami za uchem, z rękami w kieszeniach, ze śmiechem na ustach wybiegła na ganek, w ulicę, żeby się wczorajszemu władcy, a dzić skazanemu winowajcy przypatrzyć. Sułkowski słyszał i widział, co się wkoło działo, ale miał tyle mocy nad sobą, że się ani obejrzał, ani dał poznać, iż coś widzi i czuje. Przeszedł wolnym krokiem i pominął ich, choć długo szyderstwa i wykrzyki dochodziły jego uszów. Po drodze co krok spotykał kogoś z tych, co wczoraj mu się najuniżeniej kłaniali, a dziś udawali, że go nie widzą, lub wpatrywali się natrętnie, nie zdejmując kapelusza, ażeby okazać, iż sobie drwią z niego. Mijały go powozy, z których ciekawe wychylały się głowy i ścigały go oczyma. Na zamku wnijście nieboszczyka nie uczyniłoby było pewnie większego wrażenia: szepty, cofania się, śmiechy lub usuwanie się z drogi witały go wszędzie. Nie śmiano mu drzwi zamknąć, ale służba nawet nie ustępowała idącemu. Przy tych usposobieniach trudno się było do kogo odezwać, nie było kogo zapytać. Sułkowski cofnąłby się był może i nie postał tu więcej, ale chciał i postanowił raz jeszcze króla zobaczyć. Wiedząc godziny, łatwo mu było obrachować, iż król, nawykły do bardzo regularnego życia, przechodzić będzie przez garderobę, idąc do królowej. Tu szczęściem nie było nikogo. Wprawdzie służba mogła oznajmić najjaśniejszemu panu i przestrzec o nim, lecz ważył się już na wszystko. Przez kilkanaście minut ów mocarz, co niedawno trząsł całym dworem i królem, pozostał sam w kątku, rozmyślając nad tym, jakie los mu zgotował koleje. Zadumał się tak, gdy drzwi się otworzyły; król nie patrząc i nie widząc go, wszedł z szambelanem, a gdy Sułkowski, nagle przypadłszy, do nóg mu się rzucił, chciał przerażony cofnąć się nazad