Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Rzecz dzieje się w Paryżu, Londynie, Berlinie, Alpach i gdzieś tam jeszcze, a jest – w sferze realiów – snobistyczna niesłychanie. Sporo dosadnych scen erotycznych, ale właściwie mało podniecających. Głównie ciąg snujących się bez końca rozmyślań o sensie życia, sztuce, miłości. Jest w tym coś z Adama Grywałda Brezy, tyle że to Grywałd późniejszy. Czuchnowski nazwał rzecz zjadliwie „czarnym zwierciadłem duszy mieszczańskiej” – przesada, choć książka rzeczywiście dotyka granicy karykatury. Są tu i zabawne konstatacje: „kobiety muszą mówić, bo mają mniej do powiedzenia.” Wszystkie podejrzane uroki wielkiego świata wróciły w nie mniej, a chyba bardziej od Ciszy słynnej Annie (1945), zapewniając jej z jednej strony cztery wydania, z drugiej – zestawienie z Trędowatą. Jej bohater, dość młodo emerytowany dyplomata, Roger, osiedla się w Szwajcarii, zajmując się głównie jazdą na nartach i kolejnymi romansami, Wspomina swoją wielką miłość – Annę, choć żyje z baronową Charlottą, przeżywając jednocześnie romans z Yvonne, a sposobiąc się do dorastającej córki Anny – Marii. Yvonne ginie jednak w górach i bohaterowi robi się smutno. Wszystko ze szczegółami, jakie która panienka ma przymioty itp. A poza tym modne kurorty, narty, wytworne lokale, „zdrowy zapach potu” i drogich odekołonów. Mało kto strzelił w nas tak zawrotnym hajlajfem. Czytadło znakomite, panie roniły łzy, krytycy zjadliwy atrament. Obie strony – nie bez racji. Swoje autentyczne przeżycia narciarskie opisuje Grabowski w książce Białe szaleństwo (1959), zawierającej relacje z przeróżnych modnych kurortów, głównie alpejskich. Z krajoznawstwem miał już zresztą wcześniej do czynienia – on właśnie przybliżał Anglię ściągającym tu polskim wojennym uciekinierom – w książkach Anglia – wyspa nieznana (1940), Kamienie i kwiaty. Przewodnik sentymentalny po Wielkiej Brytanii (1944), Gawędy o Wielkiej Brytanii (1946). Oprócz tego jest Grabowski autorem zbioru nowel Czarny anioł (1960) – trochę alegorii, trochę przypowieści, spisanych językiem modernistyczno-berentowskim, trudnym do strawienia. Dalej: podobne w stylu nowele Nagrobek (1964), w tymże roku szkice wspomnieniowe Śpiew dziewcząt. Opowieść o dzieciństwie. Najwięcej tu zakopiańszczyzny i, jak zaw- 233 sze, młodych panienek tudzież pastuszek bosych. Najważniejsza książka eseistyczna to Ojczyzna Europa (1967), relacje z różnych krajów europejskich i refleksje nad nimi – Grabowski był bowiem sztandarowym Europejczykiem (stąd – jak Bobkowski i inni – wylądował za oceanem). Trzeba jeszcze wspomnieć o dialogowych esejach (interlokutorką jest żona) pt. Rozmowy z Tobą (1973) i o dość rozległej twórczości w języku angielskim – na bardzo różne, polityczne, narciarskie i polskie tematy. Był wreszcie Grabowski tłumaczem z niemieckiego i angielskiego; jako jeden z pierwszych przekładał Hemingwaya. A poza tym przepadał polemizować w obronie swoich książek. Nie ma lepszej metody, jeśli ktoś bardzo chce się ośmieszyć. Bardzo w sumie przedziwny konglomerat, ten Grabowski, a jego ocena nie może być jednoznaczna. O inne kręgi emigracji zawadził Andrzej Chciuk (1920-1978), choć po prawdzie też dziennikarz i też wywędrował za oceany. Urodzony w Drohobyczu, był uczniem Schulza, dosłownie, gdyż chodził do gimnazjum, w którym Schulz był nauczycielem rysunku. Był też po trosze jego protegowanym, gdyż wcześnie próbował pisania i redagowania. Potem studiował prawo we Lwowie, wojnę spędził we Francji, w Resistance, studia dziennikarskoliterackie ukończył w Paryżu. Po czym ruszył w świat i dotarł aż do Australii, gdzie pracował jako kucharz, urzędnik, nauczyciel, dziennikarz, współtwórca kabaretu. Z czasem – coraz bardziej szanowany jako pisarz. Chciuk był przede wszystkim prozaikiem, ale uprawiał i poezję. W 1961 ukazuje się jego Pamiętnik poetycki, złożony z „pieśni”, wypełnionych wspomnieniami kresowymi. Był pod przemożnym wpływem Tuwima, do czego się sam z dumą przyznawał, a lwią część zbioru wypełnia poemat Tamta ziemia, będący świadomym dopełnieniem Kwiatów polskich. Przeczytajmy fragment z pieśni O lwowskim bałaku – bałak to tamtejsza gwara – pamiętając, że stosowny fragment Tuwim napisał „wiechem”. Słuchać batiara – taż to koncert! I w serce spływa mniód i balsam, gdy słyszysz kiedy ktoś bałaka o mesztach, szóstkach i miglancach, że ten Pitolku szac chłopaka, że się telepie trambal w szynach, że ktoś w tremudce ręcznik trzyma, że ów trembulkę zjadł i ćmagi potem wysączył. Że mu magiel ktoś spuścił letki z innej siczy, że pjany chabal się przeliczył i szpargę znalazł, skąd sztemp glidu i sam ze sobą gorzki z wstydu ujmie to zdaniem pełnym czaru: „Ta po coś zalazł tu, batiaru, tutaj na Gródku insza chewra jo, stąd gelajzig masz trzy żebra”... Chiba, nasmytrać, wewogóle, szymon, knyż, bajc, świerk, niuch, zazule. A cajerączki? A chawira? Lub kwargle, gnyp, chmiel, gron, nakastlik, spaźniać się, chachar, kimać, maścić? (...) ( O lwowskim bałaku) 234 Ale nie był to debiut Chciuka. W prasie pisał już od przedwojny, do 1947 roku korespondował także z prasą krajową. Jego debiut to dwie nowele, składające się na tom Smutny uśmiech (1957). Tytułowa w sposób smętno-groteskowy przedstawia życie Polonii australijskiej, burze w szklance wody, fumy, hochsztaplerkę. Zarazem opowiada o kryzysie rodzinnym autora