Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Między innymi właśnie o to chcę zapytać czeladnika Palaemona. Byłem zwykłym młodym człowiekiem, którego przyłapano na kradzieży. Rankiem tego dnia, kiedy miałem odebrać chłostę, czeladnik Palaemon przyszedł do mnie, aby porozmawiać. Uważałem, że to bardzo miło z jego strony, choć właśnie wtedy zdradził mi, iż należy do katowskiego bractwa. — Zawsze staramy się przygotować klienta, jeśli istnieje taka możliwość — wtrąciłem. — Poradził mi, żebym nie próbował powstrzymywać się od krzyku, bo podobno ból jest mniejszy, jeśli w chwili uderzenia krzyknie się głośno. Obiecał mi też, że nie zada ani jednego ciosu ponad to, co zalecił sędzia, wiec mogę liczyć razy, jeśli zechcę, dzięki czemu będę wiedział, kiedy chłosta zacznie zbliżać się ku końcowi. Powiedział także, iż nie będzie bił mocniej niż trzeba, aby przeciąć skórę, i że nie połamie mi kości. Skinąłem głową. — Zapytałem go wówczas, czy wyświadczy mi pewną przysługę, a on powiedział, że owszem, jeśli tylko będzie mógł. Poprosiłem więc. aby przyszedł do mnie już po wszystkim — obiecał, że spróbuje to zrobić, jak tylko dojdę do siebie. Zaraz potem przyszedł mnich, aby odczytać modlitwę. Przywiązali mnie do słupa z rękami podniesionymi wysoko nad głowę, a jeszcze wyżej przybito tabliczkę, na której napisano, jakie popełniłem przestępstwo... Przypuszczam, że wielokrotnie uczestniczyłeś w takich spektaklach? — Dość często — potwierdziłem. — Wątpię, żeby potraktowano mnie w jakiś szczególny sposób. Wciąż jeszcze noszę blizny na grzbiecie, ale są już mało wyraźne, jak sam zauważyłeś. Widziałem wielu ze znacznie gorszymi. Zgodnie ze zwyczajem strażnicy zawlekli mnie z powrotem do celi, choć przypuszczam, że dałbym rade wrócić o własnych siłach. Ból z pewnością był mniejszy, niż gdybym utracił rękę albo nogę; tutaj pomagałem już chirurgom przy wielu amputacjach. — Czy byłeś wtedy szczupły? — zapytałem. — Nawet bardzo. Bez trudu mógłbyś policzyć mi wszystkie żebra. — Powinieneś się z tego cieszyć. Rzemienie tną głęboko ciało grubasów, którzy krwawią wtedy jak świnie. Ludzie powiadają, że kupcy nie otrzymują wystarczającej kary za oszukiwanie na wadze i inne machlojki, ale ci, co tak twierdzą, nawet się nie domyślają, jak bardzo cierpi otyły człowiek podczas biczowania. — Zgadza się — przyznał mi rację Winnoc. — Nazajutrz czułem się już znacznie lepiej, a czeladnik Palaemon dotrzymał obietnicy i przyszedł mnie odwiedzić. Opowiedziałem mu o sobie, po czym poprosiłem, żeby zrewanżował mi się tym samym. Zapewne dziwi cię. że chciałem rozmawiać z człowiekiem, który zadał mi ból? — Wcale nie. Wiele razy słyszałem o podobnych sytuacjach. — Powiedział mi, że popełnił jakieś wykroczenie przeciwko prawu obowiązującemu w jego bractwie. Nie chciał wyznać, na czym ono polegało, ale w każdym razie został skazany na tymczasowe wygnanie. Twierdził, że czuje się nieszczęśliwy i samotny, ale znajduje pocieszenie w tym, że wielu innych cierpi jeszcze bardziej, choć wcale nie mają na sumieniu gorszych występków. Powiedział mi też, że jeśli nie chce ponownie wpaść w tarapaty, powinienem znaleźć jakieś bractwo i wstąpić w jego szeregi. — i co? — Postanowiłem zastosować się do jego rady. Jak tylko wypuszczono mnie na wolność, zacząłem odwiedzać mistrzów najróżniejszych gildii, najpierw z myślą o tym. aby dokonać wyboru, a potem już tylko prosząc, aby ktoś zechciał ze mną chociaż porozmawiać. Niestety, nikt nie kwapił się. aby przyjąć ucznia w moim wieku, nie mogącego zapłacie za naukę, a w dodatku obdarzonego niedobrym charakterem — wystarczyło, żeby choć raz spojrzeli na moje plecy, a od razu uznawali mnie za awanturnika. Wpadłem na pomysł, by zamustrować się na statek lub zgłosić się na ochotnika do wojska, i od tamtej pory często żałowałem, że tak nie zrobiłem, choć wówczas zapewne również żałowałbym swojej decyzji, albo i nie, bo już bym nie żył. Później, nie wiedzieć skąd. przyszła mi do głowy myśl, aby wstąpić do jakiegoś zakonu. Rozmawiałem z wieloma opatami i dwóch nawet zgodziło się mnie przyjąć, choć uprzedziłem ich, że nie mam pieniędzy i pokazałem im grzbiet. Im więcej jednak zdobywałem informacji na temat zakonnego życia, tym większe ogarniały mnie wątpliwości, czy zdołam sprostać jego rygorom. Dużo piłem. lubiłem dziewczyny i chyba wcale nie chciałem się zmienić. Pewnego dnia zobaczyłem na ulicy człowieka, o którym pomyślałem, że należy do jakiegoś zgromadzenia, którego jeszcze nie odwiedziłem. Akurat wtedy miałem zamiar zamustrować się na pewien statek, który jednak wyruszał w morze dopiero za tydzień, a jeden z marynarzy ostrzegł mnie. że najgorsza robota zawsze wiąże się z przygotowaniami do podróży, więc powinienem zaczekać do ostatniej chwili i dopiero tuż przed podniesieniem kotwicy stawić się na pokładzie. Było to kłamstwo, lecz wówczas nic miałem o tym pojęcia. W każdym razie, poszedłem za tym człowiekiem, a kiedy zatrzymał się przy straganie — wysłano go po świeże warzywa — zagadnąłem go o zakon, do którego należy. Odparł, że jest niewolnikiem Peleryn, w związku z czym powodzi mu się znacznie lepiej, niż gdyby był mnichem. Kiedy przyjdzie mu ochota, może napić się czegoś mocniejszego i nikt nie będzie miał do niego pretensji, pod warunkiem, że trzeźwy stawi się do pracy. Może także sypiać z dziewczętami, do czego zresztą często nadarza się sposobność, gdyż nie dość, że ciągle przenosi się z miejsca na miejsce, to w dodatku kobiety uważają go za kogoś w rodzaju świętego człowieka