Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Dlaczego? Pytam, kiedy możemy się zobaczyć? O ile sobie przypominasz, miałem ci wyjaśnić pewne rzeczy. Właśnie nadeszła odpowiednia chwila. — Obawiam się, że niewiele jest już rzeczy, które musisz mi wyjaśniać — powiedziałam smutnie. — Ale skoro chcesz, to proszę cię bardzo. Chętnie posłucham. — Czy można wobec tego przyjechać do ciebie, powiedzmy, za pół godziny? Opanowały mnie najgorsze przeczucia. Wie, że mieszkam sama, pora jest późna, liczy na moją lekkomyślność, po co chce przyjechać? Niewątpliwie po to, żeby mnie usunąć z tego padołu. Na moją lekkomyślność można było liczyć bezbłędnie. Nie byłabym sobą, gdybym się nie naraziła na niebezpieczeństwo z okrzykami radości i szczęścia. Natychmiast weszłam do gry! — Proszę cię bardzo — powiedziałam uprzejmie. — To będzie nawet z zachowaniem tradycji, na sznurkach u mnie wisi pranie. Czekam… W pół godziny potem zadźwięczał dzwonek u drzwi. Otworzyłam i wpuściłam go do przedpokoju. — Wiem, po co przyszedłeś — powiedziałam. — W zasadzie nie mam nic przeciwko twoim zamiarom. Zginąć z ręki tak interesującego mężczyzny?… Sam cymes! Mam nadzieję, że zgodzisz się dokonać tego morderstwa w pokoju? — Gdzie sobie tylko życzysz… Weszłam do pokoju i zapaliłam górne światło. — Pozwolisz, że cię przed śmiercią przynajmniej dokładnie obejrzę? Żebym na tamtym świecie nie popełniła następnej pomyłki… Usiądź, za wysoki jesteś do oglądania na stojąco. Usiadł w fotelu bez sprzeciwu i patrzył na mnie z tym lekko kpiącym i tak bardzo sympatycznym uśmiechem. Miał na sobie szarą marynarkę ze skórzanym kołnierzykiem, białą koszulę i bardzo ładny krawat. I cóż tu ukrywać, był jednak naprawdę nieprzeciętnie przystojny! Chociaż kompletnie nie w moim typie… Z determinacją pomyślałam sobie, że śmierć w tych okolicznościach będzie na pewno najbardziej romantyczna ze wszystkich możliwych. — No i jak? — powiedział. — Przyjrzałaś się? To może zgaś ten jupiter pod sufitem, bo się czuję jak aktor na planie. Zgasiłam i usiadłam na fotelu naprzeciwko niego. Byłam zbyt oszołomiona sytuacją, żeby powiedzieć coś sensownego. — Jesteś o wiele ładniejsza, niż mi się zdawało — powiedział uśmiechając się. — Dobrze, że tego wcześniej nie wiedziałem. — Dlaczego? — Popełniłbym następne głupstwo, bo pewnie bym nie wytrzymał, żeby cię nie zobaczyć. Musisz tak sztywno siedzieć? — Usiłuję być godna w ostatnich chwilach życia — odparłam z gniewem. — Chcesz herbaty? — A owszem, chętnie się napiję. Robiąc herbatę wyobrażałam sobie szybko, jak by to było pięknie, gdybym tak miała w domu jakąś z opóźnieniem działającą truciznę. Ukatrupiłby mnie, a potem sam by także kojfnął przy moich zwłokach… Nic z tego, nie da się przecież otruć trójchlorkiem etylenu… Ustawiłam na stole herbatę, popielniczkę, papierosy i usiadłam na tapczanie. Oparłam się o poduszki i spojrzałam na niego. — To ty czytałeś logatomy, prawda? — spytałam nieoczekiwanie dla siebie samej. — Ja. Przeważnie. Co jeszcze chcesz wiedzieć? — Proszę o wyjaśnienia w porządku chronologicznym. Dlaczego mnie napuściłeś na niewinnego człowieka? — Znałem go z widzenia. Wiedziałem, że jesteśmy do siebie podobni i że przypadkowo mamy takie same psy. Brałem pod uwagę twoje poszukiwania i, Joanno, wybacz mi to. Musiałem cię jakoś przystopować… — Wiedziałeś, że macie identyczne głosy? — Wiedziałem. W naturze różnica jest słyszalna, ale z taśmy rzeczywiście brzmią identycznie. To mi właśnie podsunęło myśl, żeby go wykorzystać… — Dziękuję ci bardzo za tę przednią myśl… — Miałem nadzieję, że ci te poszukiwania zajmą więcej czasu. Nie doceniłem cię. — Dalej proszę. Kluczowa scena programu… — Powinnaś się już chyba domyślić, jakiego rodzaju było moje niedopatrzenie — powiedział z westchnieniem. Milczał chwilę, a potem mówił dalej tym swoim miękkim, niskim, urzekającym głosem. Słuchałam bez zdziwienia, bo właściwie istotnie już się tego domyślałam. Wojskowy człowiek rzucał trafne przypuszczenia. Można nie tylko zapomnieć klucza od szafy pancernej, można go także przez pomyłkę zabrać ze sobą… — …Usiłowałem złapać telefonicznie od ciebie faceta, który miał drugi komplet, ale go nie zastałem. Wyłącznie ze zdenerwowania podałem twój numer telefonu. Ten idiota, który ze mną rozmawiał, zapisał go w niewłaściwym miejscu i stąd się wzięła ta potworna pomyłka… — Nie wiedziałeś o niej? — Nikt nie wiedział. Nikomu podobna bzdura nawet nie mogła przyjść do głowy