Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ale tym razem nie zamierzał uciekać. — A ja zaryzykowałbym stwierdzenie, że masz rację. Przypuszczalnie zachowujemY się jak wariaci. Bóg świadkiem, że dotąd trafialiśmy jak kulą w płot, ale może wreszcie nadszedł nasz czas. Istotnie: dotąd mogło się zdawać, że wszystko sprzysięgło się przeciw nim, że jedno zawsze oczekiwało czegoś innego, niż mogło dać to drugie... Może tym razem wreszcie dopisze im szczęście. — A co z twoją narzeczoną? — zapytała niepewnie Kate. Myśl, że tym razem to ona zerwie czyjś związek, przejmowała ją wstrętem. Nie chciała iść śladem Andy”ego. — Daj mi godzinę. Powiem jej, że prototyp nie zostanie skierowany do produkcji, bo nie sprawdził się podczas lotów próbnych — uśmiechnął się. — Kolejny punkt: dzieci. Co z nimi? — drążyła Kate, bo przyszło jej do głowy, iż Joe mógł dojrzeć wreszcie do posiadania własnego potomstwa. — Masz, jeśli dobrze rozumiem) dwójkę. Czy musimy zresztą wszystkie problemy rozstrzygać już teraz? Gdybym wiedział, że się spotkamy, odrobiłbym staranniej pracę domową. Sądzisz, że istnieje szansa na kolejną rundę negocjacji? — zażartował, a ona wyczytała z jego oczu, że jest szczęśliwy i nie odczuwa lęku. — Da się to chyba załatwić. Jakże dziwne wolty i zwroty zdarzają się w życiu, pomyślała, jak nieoczekiwanie spełniają się najskrytsze marzenia, a człowiek trafia do miejsc, których już nigdy nie spodziewał się zobaczyć. — Ten sam adres? — Skinęła głową. — Zadzwonię wieczorem. Tylko nie wydaj się za mąż, nie wróć do Andy”ego i nie zniknij. Przesiedź spokojnie tych parę godzin i spróbuj nie wpakować się w tarapaty, dobra? — Spróbuję odparła z uśmiechem. — Grzeczna dziewczynka. — Kiedy obejmował Kate, Reed przypatrywał się im zaokrąglonymi ze zdziwienia oczkami. — Witaj w domu, Kate. Odkąd się rozstali, jej życie przypominało pustynię; w jego życiu były jak zawsze samoloty i praca, ostatnio zaś również kobieta, która dostawała mdłości w windzie i nienawidziła latania. Wciąż nie mogli uwierzyć, że wreszcie nadszedł ich czas; wątpili jeszcze, choć wszystko na to wskazywało. I nagle oboje uświadomili sobie z ogromną mocą, że nie powinni tracić ani chwili więcej. Zwłaszcza Joe. Nie miał zamiaru czekać następnych dwunastu lat, nie miał zamiaru uciekać i nie zamierzał dopuścić, by uciekła przed nim Kate. — Zadzwonię za dwie godziny, a wieczorem przyjdę do ciebie. Najpierw muszę coś załatwić. Zerwać zaręczyny. Kate przestała się przejmować, jaką ceną będzie opłacony jego powrót. Pragnęła Joego. Przebrnęli Himalaje, żeby się odnaleźć, nie miała zamiaru dzielić się Joem z nikim. Był jej. Zdobyła do niego prawa w uczciwej walce. Zadzwonił zgodnie z zapowiedzią, a o ósmej, kiedy dzieci już spały, zjawił się osobiście, lecz natychmiast zniknęli w sypialni... Pościli tak długo, że teraz zaspokajali swój głód z łapczywością właściwą zwierzętom. Potrzebowali wieczności, żeby znaleźć to bezpieczne schronienie w swoich ramionach. Żywili przynajmniej nadzieję, że je znaleźli. Nie mieli żadnych gwarancji, wyłącznie swoje marzenia. Gdy zasypiali wreszcie przytuleni, wiedzieli tylko, że są w punkcie, do którego zawsze pragnęli dotrzeć. Nazajutrz rano Joe bawił się z Reedem, kiedy Kate karmiła Stephanie, a potem w trójkę ubrali drzewko. Po spędzonych wspólnie świętach Joe i Kate — bez świadków, przyjaciół i złudnych nadziei — trzymając się za ręce poszli do magistratu. Potem zadzwonili do rodziców Kate. Zaszokowana Liz przyznała uczciwie, że oto wreszcie przegrała zakład z Clarkiem, iż Joe nigdy nie poślubi Kate. — Nie sądziłam, że dożyję tego dnia — stwierdziła odkładając słuchawkę. Kate i Joe też nie sądzili. Musieli przejść bardzo długą i bardzo krętą drogę. — Szczęśliwa? — zapytał wieczorem Joe, kiedy zwinęła się przy nim w kłębek. — Bezgranicznie — odparła z szerokim uśmiechem. Była w końcu panią Allbright. Kiedy zasnęła, wpatrywał się w nią jeszcze przez wiele minut. Należała wreszcie do niego, nic już nie mogło się zdarzyć. Byli dla siebie stworzeni: jego namiętność spotkała się z jej marzeniami. Nareszcie nastąpił happy end. Ich wspólny happy end. ROZDZIAŁ XIX Pierwsze dni małżeństwa Joego i Kate były wręcz cudowne, poza tym niosły to wszystko, czego oczekiwali po wspólnym życiu: szczęście i mnóstwo zajęć. Kate na stałe zatrudniła opiekunkę do dzieci, żeby móc jak najczęściej towarzyszyć Joemu, odwiedzała go w biurze, skiżyła radami, w weekendy latała z nim samolotem