Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Widzę, że przeczuwa mój problem, nie wiedząc zbyt wiele na ten temat. Wytrzymuję jego spojrzenie, choć to trudne. Łzy napływają mi do oczu, ale też płyną po twarzy Mike'a. Mój starszy syn unosi dłoń Genevieve, w drugiej ręce trzyma kieliszek. Nie mam pewności, czy dziewczyna pochyliła głowę na znak uległości, czy ze skrywanej radości. - Genevieve i ja pragniemy ogłosić, że zamierzamy podziękować światu i życiu, wstępując na wspólną drogę, by podzielić się swoim życiem z tymi, którzy zrodzą się z naszej krwi. Wesołych świąt! Wznosi kieliszek, by stuknąć się w toaście. Spełniamy toast kieliszkiem mleka, soku jabłkowego, cocacoli, gorącej czekolady i wina. Istne pandemonium dźwięcznego szkła! W końcu dotarło do mnie to, co powiedział. Chyba zamierzają się pobrać czy coś takiego. Nicole, która siedzi obok Mike, rzuca mu się w ramiona, potrącając jego kieliszek. Trochę wina wylewa się na jej suknię. Nickie nawet tego nie zauważyła. Potem ściska Genevieve, odciąga ją od stołu, tańczą obie. Ben wstaje i odchodzi od stołu. Lor obchodzi mnie i obdarza Mike'a i Genevieve serdecznym całusem, a potem kuksańcem. Spoglądam na zastawiony jadłem stół, myśląc o tym, że wszystko ostygnie. Zastanawiam się, czy nie powinienem wstawić mięsa z powrotem do piecyka. Kobiety otaczają Mike'a ciasnym kręgiem. Obchodzę stół, mijam Bena w fotelu na biegunach. Mike zajął moje zwykłe miejsce przy stole. Wyciągam rękę do niego, drugą klepię go po plecach. - Gratuluję, Mike, i tobie również, Genevieve. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi tak jak mama i ja. Pochylam się i całuję Genevieve. Dziewczyna jest drobna, subtelna, niższa od Nicole. Prawdopodobnie będę miał małe wnuki, ale jeden olbrzym w rodzinie wystarczy. Lor obejmuje jedną ręką Mike'a, drugą mnie. Patrzy raz na mnie, raz na syna. - Jakie to wspaniałe, że będę miała dwóch żonatych mężczyzn w rodzinie. Wiesz, Mike, twój tato i ja byliśmy już po ślubie, a ja byłam w ciąży, gdy on był w twoim wieku. Domyślam się, że powiedziała to do mnie. Tak, to prawda. Wydaje mi się, że dzisiaj młodzi ludzie są mniej dojrzali. Lor nie wspomniała jednak, że miałem już dyplom i pracę. Uczyłem w szkole średniej. Zarabiałem wtedy 527 dolarów miesięcznie, co wówczas, w połowie lat pięćdziesiątych, wystarczało, by utrzymać rodzinę. Nie wiem, co zamierza robić Mike, ale uśmiecham się do niego. Nicole wciąż trzyma w objęciach Genevieve, jakby chodziło o jej życie. Trajkocze coś do niej po francusku. Ja mam straszliwy akcent, gdy mówię po francusku, ale rozumiem wszystko, co mówi Nicole. - Boże, Genevieve, musisz być szczęśliwa! Poślubisz najbardziej interesującego mężczyznę, jakiego znam. Chyba zdajesz sobie sprawę, że wygrałaś los na loterii. A jeśli zmienisz decyzję, powiadom mnie. Nie mam nic przeciwko małemu kazirodztwu. Mike słyszy wszystko, co plecie Nicole. - Okay, Nickie - odparowuje. - Jesteś druga w kolejce. Jeśli Genevieve rozmyśli się, wezmę pod uwagę twoją propozycję. Unikam wzroku Nicole. Jeśli nasze spojrzenia spotkają się, pozna, że już wiem. Co to za diabelskie miejsce, ta Kalifornia, gdzie kobieta pragnie dziecka, pomimo że nie może liczyć na mężczyznę i zdaje się na rodzicielską pomoc. Nie mogę w żaden sposób tego zrozumieć, ale zaczynam pojmować, co próbowała mi powiedzieć Loretta. Tymczasem wspaniała potrawa stygnie. Ben narzeka jak zwykle przy kominku. Maggie płacze w kącie. Łzy płyną strumieniem po jej twarzy. Zanosi się od płaczu. Również na nią patrzę z bólem. Nic na to nie poradzę, że myślę o jej wspaniałym weselu w młynie. Podrobiłem świadectwo chrztu, więc George mógł poślubić ją w kościele na wzgórzu. Maggie nie przywiązuje wagi do religii, ale chciała mieć ślub w staroświeckim wiejskim kościółku. Na wesele przyjechała z Ameryki moja siostra z mężem. Moja siostra Joan pomogła Maggie uszyć suknię ślubną. Mój stary przyjaciel od przeszło trzydziestu lat, Syl Bernstein, którego córka Maggie odbierała kwiaty na naszym weselu - potem nadaliśmy imię naszej córce na jej cześć - grał na skrzypcach w czasie mszy. Śpiewaliśmy pieśni ze Skrzypka na dachu. Rozpłakałem się, kiedy goście zaśpiewali: Gdzież jest teraz ta dziewczynka maleńka, którą nosiłem na rękach? Potem rozbawił wszystkich wakacyjny temat Słonce wschodzi i zachodzi. Po mszy tańczyło w naszej stodole przeszło pół setki wieśniaków. Bałem się, że dach stodoły zwali się na weselników. Kiedy wielkie stado krów przyszło do wodopoju i zaczęło zapadać się w błocie przy brzegu stawu, wesele nabrało naprawdę czarodziejskiego uroku. Mężczyźni pobiegli ratować grzęznące w błocie zwierzęta. Jednak największe wzruszenie wywarła na nas strzelanina, którą usłyszeliśmy, wychodząc w orszaku weselnym z kościoła przy wtórze skrzypiec, na których grał przez całą drogę Syl Bernstein. Za każdym razem, gdy mijaliśmy jakiś dom, rozlegała się palba, jakby właśnie wybuchła wojna. W dolinie Morvandeau panuje stary zwyczaj, który polega na tym, że młodzieńcy ze strzelbami biegną przed orszakiem weselnym i kryjąc się za węgłami stodół, wypalają w powietrze na wiwat. Później udaremniłem inny regionalny zwyczaj. W stodole, gdzie odbywały się tańce, wieśniacy rozpalili ognisko, do którego zamierzali zgodnie z tradycją wrzucić stertę mokrej słomy i petardy. Upłynęło sporo czasu, zanim przekonałem ich, że panna młoda jest nerwowa i wcale by się to jej nie spodobało. Tkwię tu jak kołek w płocie, nie ośmielając się spojrzeć ani na Maggie, ani na Nicole, ani na Lor, ale uśmiecham się. Trudno mi również spojrzeć na Mike'a. Na jego twarzy maluje się uśmiech kota z Cheshire. Ten uśmiech pojawia się na twarzy mojego syna, gdy chłopak czuje się zdenerwowany i winny. Mike zaciska wąskie wargi, ukrywając zęby. Przysięgam, że jego niebieskie oczy zezują jak oczy syjamskiego kota, gdy zamierza skoczyć na ofiarę. Nauczyłem się rozpoznawać ten uśmiech. Kiedy Mike uśmiecha się w ten sposób, należy trzymać język za zębami i zejść mu z drogi. To wersja uśmiechu mistrza zeń - wyrażającego zarazem wrogość, rozpacz, zadowolenie. Wolałbym być ślepy, skoro nie mogę zobaczyć wszystkiego. Może gdybym był ślepcem, pisałbym jak Homer