Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Czy jutro te| tutaj bdziesz? - No! - Chcesz, |ebym przyszBa? - Chyba! - To przyjd! - ucieszyBa si. - A teraz ci odprowadz, dobrze? Id powoli przez miedz, przez zagajnik. Przodem, po-skubujc traw, drepcz kozy - a wyglda tak, |e to nie Elza cignie je na sznurku, lecz one prowadz j do domu. NOC ODKRYWA TAJEMNICE Danka wróciBa do Pisanki dopiero po zmierzchu, ale nikt si ) to nie gniewaB, bo pani Rudzka spózniBa si na kolacj. Jest vesoBa, z o|ywieniem opowiada o wra|eniach dnia. ByBa na :ebraniu Komitetu Odbudowy SzkoBy, a potem odwiedziBa znajom, której urodziB si synek. - Nie macie pojcia, moi drodzy, jakie [liczne maleDstwo! \rturze, mo|na ci doBo|y ziemniaków? - Prosz, byle du|o! - I ja poprosz ze dwa! - O, co si staBo? Nutka ma apetyt? A widzisz, pomogBy ci tropie, no i morskie powietrze, bardzo si ciesz. I cer masz teraz lepsz. - Trudno, |eby nie opaliBa si do tej pory. Danuta, mo|e :hcesz pojecha na wycieczk? Jutro umówili[my si caB paczk na statek. - O, nie, dzikuj. - Czemu, córeczko? MogBaby[ si przejecha pod opiek Artura, nie masz |adnych rozrywek. - Nie, nie, dzikuj... ja... - pochyliBa si nad talerzem. Nigdzie nie chce jecha! PrzepadBoby spotkanie z Elz, a przecie| obiecaBa... Wieczorem, skulona na kanapce pod pledem, rozmy[la o dziwnej dziewczynce, któr poznaBa. Jaka jest ta Elza? NieBadna, zle ubrana, niby to zwyczajna dziewczynka ze wsi, 62 a przecie| milsza od wszystkich kole|anek, inna, zaciekawiajca. Czy jutro bdzie na wygonie? Czy ucieszy si z jej przyj[cia? SpacerowaBa we [nie po peBnych kwiatów Bkach, gdy obudziB j skowyt Smoka, drapanie pazurkami w drzwi. NadsBuchuje, co si dzieje w ssiednim pokoju. Ojej, chyba pani Rudzka jczy? OtrzezwiB j niepokój - w pi|amie weszBa cicho do sypialni. Smok skowyczy, wspina si na tapczan, nie mo|na go odgoni. Pali si nocna lampka. Pani Ada siedzi zgita, twarz ma zmienion, rk przyciska serce. - Co si pani staBo? Odzywa si obcym, zachrypnitym gBosem: - Nic... przej-dzie... atak... dusz-ni-cy... ZaniosBa si dziwnym kaszlem, krztusi si, otwartymi ustami chwyta powietrze jak ryba. - Fran-cisz... obudz... niech...  Nie, lepiej Artura!" - przestraszona Danusia biegnie na górk. Przez szpar pod drzwiami sczy si [wiatBo, widocznie Artur jeszcze nie [pi. - Prosz pana! - puka gorczkowo. - Prosz pana! - Co si staBo? - Prdzej... na dóB... pani Ada bardzo chora! ZbiegB raz-dwa. - Ado! - nachyla si. - Co ci jest? Jecha po lekarza? Chora zaprzecza gestem gBowy