Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Kogo jeszcze zostawiłeś w tym samym obozie? — Księżniczkę Merykarę, która towarzyszyła Mintace, i Jej Królewską Mość królową Heseret... — Heseret! — Nefer zerwał się na nogi. — Heseret! Jeśli Mintaka i Merykara znajdują się w jej ręku, co im zrobi, gdy się dowie, że zabiłem jej męża? — Podszedł do wyjścia namiotu i zawołał Merena. — Mintaka i Merykara znajdują się w strasznym niebezpieczeństwie — rzucił. — Skąd wiesz? — Meren wyglądał na zdezorientowanego. — Od Prenna. A Taita usłyszał ostrzeżenie w krzyku sokoła. Musimy natychmiast ruszać w drogę. Heseret obudziła się w chłodzie przedświtu, o tej niesamowitej porze, kiedy cały świat pogrąża się w najgłębszym mroku, a duch ludzki słabnie i upada. Z początku nie wiedziała, co wyrwało ją ze snu, ale wnet do jej świadomości dotarł szmer ludzkich głosów, odległy, choć coraz głośniejszy. Usiadła, próbując wyłowić jakiś sens z dalekiego zgiełku. Udało jej się rozróżnić kilka słów: „pokonany", „zabity" i „uciekać". Zawołała służące i dwie z nich przyczłapały ku niej nagie, na wpół jeszcze śpiące, z małymi oliwnymi lampami w dłoniach. — Co tam się dzieje? — zapytała Heseret. — Nie wiemy, pani. Spałyśmy. — Durne dziewuchy! Idźcie i dowiedzcie się natychmiast — gniewnie rozkazała Heseret. — I sprawdźcie, czy tamte dwie są w klatce, czy nie uciekły. Służące wyszły. Heseret zerwała się z łóżka. Zapaliła wszystkie lampy, związała włosy, włożyła koszulę i zarzuciła szal na ramiona. Hałas dobiegający spoza otaczającej obóz palisady stawał się coraz głośniejszy. Słyszała teraz okrzyki mężczyzn, dudnienie ciągnących drogą wozów, lecz w dalszym ciągu nie miała pojęcia, co się dzieje. Wróciły służące. Starsza z nich wyrzuciła z siebie bez tchu: — Wasza Królewska Mość, podobno była wielka bitwa koło miejsca zwanego Ismailia. Heseret poczuła gwałtowny przypływ radości. Naja zwyciężył, tego była najzupełniej pewna. — Jaki był wynik bitwy? — Nie wiemy, pani. Nie pytałyśmy. Heseret chwyciła bliższą dziewczynę za włosy i potrząsnęła tak gwałtownie, że w dłoni został jej cały ich pęk. — Czy nie masz nawet odrobiny rozumu w tej grubej czaszce? Trzasnęła dziewczynę w twarz i zostawiwszy ją na podłodze namiotu, chwyciła lampę i pobiegła do wyjścia. Wartownicy zniknęli i Heseret uczuła pierwsze ukłucie strachu. Podbiegła do wozu i uniosła lampę, oświetlając wnętrze świńskiej klatki. Z ulgą stwierdziła, że dwie sponiewierane postacie tkwią przywiązane do prętów. Uniosły ku niej blade, umorusane twarze. Heseret pobiegła ku bramie. Drogą sunął ciemny ludzki potok. Spostrzegła wózki ciągnione przez woły, niektóre wysoko załadowane pakami i pudłami, inne pełne kobiet z dziećmi na rękach. Mijały ją setki idących pieszo żołnierzy i spostrzegła, że większość z nich porzuciła broń. — Dokąd idziecie? — zawołała. — Co się dzieje? — Nikt jej nie odpowiedział, nikt nawet nie zwrócił na nią uwagi. Heseret wybiegła na drogę i chwyciła za ramię pierwszego z brzegu żołnierza. — Jestem królowa Heseret, małżonka faraona całego Egiptu. Słuchaj mnie, bydlaku! Żołnierz zaśmiał się dziwnym, przypominającym warczenie psa śmiechem. Spróbował uwolnić ramię, ale Heseret przylgnęła doń z rozpaczliwą siłą. Uderzył ją w twarz i odszedł, zostawiając leżącą w pyle drogi. Z trudem podniosła się na nogi i w masie żołnierzy wypatrzyła jednego, z insygniami sierżanta na napierśniku. Podbiegła do niego, a krew kapała jej z nosa i spływała na usta. — Jakie są wiadomości z pola bitwy? Powiedz mi. Proszę, powiedz mi — błagała. Spojrzał jej w twarz i widać było, że ją rozpoznał. — Najgorsze z możliwych, Wasza Królewska Mość — odrzekł szorstkim tonem. — Bitwa była straszliwa i wróg zdobył przewagę. Nasza armia została pokonana, wszystkie rydwany zniszczone. Nieprzyjaciel postępuje za nami, wkrótce tu będzie. Musisz natychmiast uciekać, pani. — Co z faraonem? Co stało się z moim mężem? — Mówią, że faraon zginął. Heseret wlepiła wzrok w żołnierza, niezdolna poruszyć się ni przemówić. — Czy zamierzasz odjechać stąd, Wasza Królewska Mość? — spytał. — Jeszcze nie jest za późno. Uciekaj, zanim przybędą zwycięzcy i zaczną się grabieże i gwałty. Będę cię chronił, pani. Heseret jednak odmownie pokręciła głową. — To nie może być prawda. Naja nie mógł zginąć. — Odwróciła się i odeszła. Stała samotnie na skraju drogi, aż wzeszło słońce. Przed nią wciąż ciągnęły niedobitki pokonanej armii. Ten motłoch w niczym nie przypominał dumnych oddziałów, które zaledwie kilka miesięcy temu zgromadziły się przed Błękitną Bramą Babilonu. Było wśród nich kilku oficerów i Heseret zawołała do jednego z nich: — Gdzie jest faraon? Co się stało? Oficer nie poznał jej w niekompletnej, zakurzonej odzieży i z zakrwawioną twarzą. — Naja zginął z ręki faraona Setiego, a jego zwłoki poćwiartowano i rozesłano do wszystkich nomów Egiptu, by zostały wystawione na widok publiczny. Siły nieprzyjaciela zbliżają się szybko i dotrą tu najpewniej przed południem. Z ust Heseret wyrwał się przeraźliwy skowyt. Ten opis brzmiał zbyt wiarygodnie, by mogła dłużej wątpić