Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Tym razem tak blisko Jargarliego, że ten aż krzyknął. Być może promień otarł się o niego. - Następny będzie celny! - krzyknął Walker. Jargarli przykucnął i zastygł w bezruchu. Pogardliwy uśmiech znikł z jego twarzy. Teraz malowała się na niej wściekłość osaczonego zwierzęcia. Jednak wartownik nie poddał się. Ostrzeżony przez wewnętrzny sygnał, Blake rzucił się na ziemię. Usłyszał odgłos strzałki zderzającej się z czymś metalowym. Jargarli miał wciąż pod swoją kontrolą kilku uciekinierów. Blake ponownie strzelił, tym razem w ziemię tuż przed Jargarlim, który zatoczył się do tyłu. Strażnik strzelał teraz to w prawo, to w lewo, bawiąc się z Limiterem i powoli spychając go w stroną spalonego promu. I wtedy stało się to, na co liczył. W obliczu bezpośredniego zagrożenia umysłowa kontrola Jargarliego osłabła. Gdzieś z prawej Blake usłyszał okrzyk strachu. Jargarli spojrzał w tamtym kierunku i na moment udało mu się odzyskać kontrolę. Chwilę później uskoczył przed kolejnym strzałem, stracił równowagę i upadł. - Ogłuszcie go! - krzyknął Blake. Poderwał się, wyskoczył przez właz i podbiegł do Jargarliego zygzakiem, by utrudnić celowanie tym, którzy mogli jeszcze znajdować się pod wpływem Limitera. Nikt jednak do niego nie strzelił. Walker stanął nad przeciwnikiem. Jargarli leżał bez ruchu. Być może był już nieprzytomny, ale Blake na wszelki wypadek uderzył go w głowę kolbą miotacza. - Nie wiem, co możecie zrobić i czy dacie radę - strażnik spoglądał na Erca Rogana, Marfy i Marvę, bladą i roztrzęsioną, ale całkiem przytomną. Był z nimi również Lo Sige i czterech innych uciekinierów, wśród nich Teborun, który trzymał się za obolałą głowę - ale jeśli dacie radę, to właśnie jest sposób na Vroom i To'Kekropsa. Rogan nie odpowiedział wprost, lecz spojrzał na Lo Sige'a, córki i na pozostałych, jakby czekał na ich reakcję. Pierwszy odezwał się Lo Sige: - Udało nam się wysłać sygnał przez poziomy, choć wielu uważało to za niemożliwe. Zjednoczyliśmy swe siły. Czemu nie można by użyć tego jako broni? To'Kekrops posługuje się adeptami kontroli umysłowej. Większość z nas jest na nią podatna. Działa ona jednak w dwie strony. Ich też można kontrolować. - Ty, Marfy i Marva wysłaliście sygnał, wiedząc, że będę czegoś takiego oczekiwał - powiedział. - Wiedzieliście zatem, komu wysłać wiadomość. - Adresatów na Vroomie będzie wielu. Trzeba przywrócić ich do normalnego stanu. Mamy to tutaj na kim wypróbować. Blake nie mógł śledzić ich telepatycznego dialogu. Nie był również częścią zespołu, jaki po wielu próbach utworzyli. Lo Sige stanowił jego środek. Tuż za nim miały iść siostry. Po obu stronach - Rogan i jeszcze jeden strażnik ubrany we wspaniały strój kupiecki z nieznanego Blake'owi świata. Cała piątka tworzyła najdziwniejszą broń, jaka powstała na znanych jej poziomach. Przyjaciele wyjęli z promów dwa panele sterowania i zbudowali z nich wzmacniacz myśli. Miał go nieść Blake. Poza tym Walker, jako odporny na kontrolę umysłową, uzbrojony był w miotacz. Jego zadanie polegało na ochronie całej drużyny, która po przybyciu na Vroom chciała jak najszybciej wyeliminować adeptów kontrolujących dla To'Kekropsa pozostałych strażników. Teborun z jeszcze jednym odkrywcą wzięli czwarty prom i polecieli szukać uwięzionych w czasie ludzi, by sprowadzić ich na Vroom. Rogan dał im listę z nazwiskami tych, którzy mieli jakieś specjalne zdolności. Na koniec wypróbowali skonstruowaną przez siebie broń na Jargarlim. Okazała się skuteczna. Wszystko było przygotowane. Prom nie był przystosowany do przewozu tylu osób, ale bali się lecieć innym, bo takiego właśnie oczekiwano na Vroomie. Gdy podróż zaczęła się, wszyscy oprócz Blake'a zamknęli oczy. Strażnik czuł wzrastającą dookoła moc. Głowę przeszywał mu kłujący ból. Miał wrażenie, że cały świat wiruje dookoła, zupełnie jakby pędzili z nurtem wartko płynącej rzeki. Ale nawet pod takim napięciem naturalna bariera obronna Blake'a nie załamała się. - Terminal - powiedział, przerywając skupienie towarzyszy. - Teraz! - Czy słowo to usłyszał w myślach, czy naprawdę? Wydawało mu się, jakby ktoś krzyknął wewnątrz niego samego. Otworzył właz i ukrywając miotacz, wyskoczył na zewnątrz. Komitet powitamy był na miejscu. Zareagował jednak trochę zbyt nerwowo. Blake był na to przygotowany. Rzucił się na ziemię, by uniknąć strzałek z ogłuszaczy. Wiedział, że za chwilę strzelcy zostaną unieszkodliwieni. Ludzie, którzy do niego strzelali - ewidentny dowód zdrady To'Kekropsa - zatoczyli się do tyłu, gdy z promu wysłano silny sygnał myślowy. Porzuciwszy broń, chwycili się za głowy, padając na ziemię. Blake skoczył do przodu, złapał ogłuszacze i zaczaj strzelać nawet do tych, którzy już leżeli na ziemi. - Gotowe - zawołał w stronę kabiny. Reszta towarzyszy wydostała się na zewnątrz. Szli jakby w transie, nie zauważając leżących napastników. Blake zrozumiał, że ma teraz podwójną rolę do spełnienia. Piątka przyjaciół była tak zaabsorbowana utrzymywaniem myślowej przeciwkontroli, że stała się całkowicie bezbronna wobec bezpośrednich ataków. Ciężar obrony spoczął na jego barkach. Przez drzwi wpadło trzech mężczyzn. Jeden z nich krzyknął, widząc leżące ciała. Blake wystrzelił. Powalił dwóch przeciwników, trzeci schronił się za drzwiami. Może uciec i wszcząć alarm. Jednak drużyna parła naprzód niczym włócznia. Blake starał się równocześnie zabezpieczać tyły i badać drogę z przodu. W końcu jednak doszedł do wniosku, że było to niemożliwe. Strzelił w kierunku dwóch wartowników w korytarzu i jednego ogłuszył. Droga do windy grawitacyjnej stała otworem. Lo Sige wstukał sygnał docelowy. W napięciu mijali kolejne piętra i korytarze, zmierzając na najwyższe piętro kwatery głównej. - Jest tam... czeka - powiedział Rogan - myśli o ucieczce. - Nie może... Nie pozwólcie mu! - krzyknęła Marfy. Szła po omacku, z zamkniętymi oczami. Jedną ręką ściskała ramię siostry, drugą złapała Blake'a za rękaw i przyciągnęła do siebie. Stali tak przez chwilę