Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Pułkownik polecał Dolasa jako bardzo dzielnego i dobrego żołnierza, prosząc jednocześnie o odznaczenie go za dotychczasowe czyny Krzyżem Walecznych, oraz awansowanie do stopnia bombardiera. Dolas sięgnął po książkę i wyciągnąwszy się na koi zabrał się do lektury. Obiad i kolację przyniósł mu rosły, czarny jak Cygan Słoweniec, pełniący na "Drawie" funkcję stewarda. Zapadł zmrok. Statek lekko drżąc płynął na południowy wschód. Po dziesiątej Dolas zgasił światło i smacznie zasnął. Obudził go potężny huk i wstrząs. Coś go wyrzuciło z koi. Usiłował wstać i zapalić światło. Nie działało. Usłyszał bieganinę po pokładzie i krzyki. Zdał sobie sprawę, że statek tonie. Kabina przekręcała się coraz bardziej. Oblał go zimny pot. W pidżamie wyskoczył na korytarz. Ledwo utrzymując równowagę na pochyłej podłodze, dobrnął po omacku do trapu i wdrapał się na pokład. Woda już wlewała się przez lewą burtę. Przy szalupach nerwowo kręciło się paru marynarzy. - Puszczać talie! - wołał jeden z nich. - Opuszczać statek! - darł się inny. W ciemnościach biegano w popłochu po pokładzie. Chaos i panika potęgowała się z sekundy na sekundę. Kapitan na próżno usiłował zaprowadzić porządek. Marynarze skakali z burty do wody. Inni szamotali się przy szalupach. - Na co pan czeka? - zawołał drugi oficer. - Skakać! Stój! Gdzie pas? Wcisnął na głowę półżywego pasażera pas ratunkowy i pchnął w stronę burty. Ciemna, czarna woda była tuż. W pobliżu słychać było syk powietrza uchodzącego z pękniętych przewodów. Nagle Dolas przypomniał sobie, że nie posiada żadnych dokumentów, że jest tylko w pidżamie. Było już jednak za późno. Pochylił się, ktoś go pchnął. "Okulary!" - pomyślał w ostatniej sekundzie. Przytrzymał je jedną ręką i ogarnęła go ciepława woda Morza Śródziemnego. Wypłynął na powierzchnię i machając rozpaczliwie rękami, usiłował zwrócić na siebie uwagę. Tuż obok znalazła się szalupa. Słoweniec steward złapał go za kark i pomógł wczołgać się do środka. Marynarze, wiosłując ile sił, szybko oddalili się od tonącego statku. "Drawa" została ugodzona za śródokręciem, położyła się na lewą burtę a potem powoli zagłębiała się rufą, jak gdyby tajemnicza siła ciągnęła ją w głąb morza. Zniknęła pod wodą rufa, pomost nawigacyjny, chwilę jeszcze wystawał dziób, ale i on zniknął. Na powierzchni morza została tylko duża, tłusta plama z ropy wyciekającej z pękniętych zbiorników i samotna szalupa, poszukująca pływających po wodzie rozbitków. Dolas, półżywy, drżąc z zimna, leżał na dnie. Świt zastał ich w tym samym miejscu. Na szalupie znajdował się kapitan, drugi oficer i 15 marynarzy, w tym trzech rannych. Co się stało z resztą - nie wiedziano. Gdy słońce ich nieco rozgrzało, kapitan wygarnął litanię pod adresem Włochów, którzy zatopili neutralny statek. Nie rozwiązywało to jednak ich paskudnej sytuacji. Do najbliższego lądu mieli ponad sto mil. Jeżeli więc nie wyłowi ich jakiś statek, to może być koniec. Pocieszali się, iż znajdują się na uczęszczanym szlaku. Na razie jednak horyzont był pusty. Po południu na zachodzie ukazał się dym parowca, po godzinie zniknął. Potem, bokiem, minął ich kuter rybacki. Zapadała noc, ciemna i głucha. Rano znów wyczekiwali widoku statku. Ukazał się w południe. Szedł na trawersie od zachodu. Po pół godzinie zawrócił w ich kierunku. Dymiąc płynął prosto na szalupę. Kapitan wyciągnął ze schowka rakietę, strzelając w powietrze. Statek zbliżył się i zatrzymał maszyny. Był to mały, brudny parowiec. Drugi oficer odczytał nazwę "Jeanette", port macierzysty - Marsylia. Statek był słabo zanurzony, szedł więc pod balastem lub miał nieduży ładunek. "Lepszy statek pétainowski niż włoski" - pomyślał Dolas. Załoga spuściła trap i rozbitkowie dostali się na pokład. Niechlujny, nie ogolony typ przedstawił się im jako kapitan S/S "Jeanette". - Kim jesteście? - zapytał. - Rozbitkami z M/S "Drawa", jugosłowiańskiego neutralnego statku, storpedowanego przez nieznaną łódź podwodną. - Neutralni to wy byliście do wczoraj rano. Teraz jesteście w stanie wojny z Niemcami i Włochami. Że was storpedowali trochę przed terminem - to inna sprawa. Jugosłowianie gorączkowo wypytywali się o sytuację na froncie. Nie przedstawiała się ona różowo. Niemcy, stosując normalny już dla nich system, bez wypowiedzenia wojny wkroczyli do Jugosławii z Austrii i Węgier. Tyłom armii jugosłowiańskiej zagrażali Włosi z Albanii i Grecji. - Ten też jest członkiem załogi? - zapytał kapitan wskazując na Dolasa, paradującego w pidżamie i marynarskim swetrze, użyczonym mu przez litościwego Słoweńca. - Nie, to jest pasażer. Obywatel szwajcarski. Niestety, w czasie katastrofy postradał wszystkie dokumenty osobiste