Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
W hotelowej kawiarence usiedli przy stole w rogu i popijali herbatę. Fahy rozłożył na kolanach mapę. - Wspaniała. Jest tu wszystko, każdy szczegół. - Da się to zrobić, Danny? - Och, tak, bez kłopotów. Pamiętasz róg Horse Guards Avenue i Whitehall? To miejsce nadawałoby się. Jest delikatnie pod kątem. Widzę to teraz. Mogę zaplanować wszystko w oparciu o tę mapę. - Jesteś pewien, że ominiesz te budynki? - zapytał Dillon. - Jasne. Zapewniam cię, Sean, balistyka to kwestia wprawy! - Ale tutaj nie można się zatrzymywać - zauważyła Angel. - Widzieliśmy, co się stało z tym facetem w samochodzie. Policja była przy nim w sekundę. Dillon zwrócił się do Fahy'ego. - Co ty na to? - Z tym wszystkim można sobie poradzić. Ja widzę to w taki sposób: wciskam odpowiedni przełącznik, by uruchomić obwód, wysiadam z furgonetki i za minutę zaczynają strzelać moździerze. Żaden policjant nie zadziała na tyle szybko, aby temu zapobiec. - A co się stanie z tobą? - zapytała dziewczyna. - Wszystko już przemyślałem - odezwał się Dillon. - Przyje dziemy rano z farmy. Danny fordem, Angel i ja morrisem. Przy- 141 wieziemy w nim motocykl. Angel zaparkuje morrisa, tak jak dzisiaj, w garażu na końcu ulicy. Ja pojadę motocyklem. - Za mną, czy tak? - spytał Fahy. - Będę deptał ci po piętach. Kiedy dojedziemy do rogu Horse Guards Avenue i Whitehall, włączysz co trzeba, wysiądziesz z for da, wskoczysz na motor i razem odjedziemy. Sztab wojenny spo tyka się codziennie o dziesiątej. Przy odrobinie szczęścia dostanie my ich wszystkich. - Jezu, Sean! Oni nigdy nie dowiedzą się, kto to zrobił! - Wracamy prosto na Bayswater, do Angel czekającej w garażu w morrisie, chowamy motor i odjeżdżamy. Będziemy w Cadge End, zanim zdążą ugasić ogień. - Niesamowite - powiedziała Angel. - Jeszcze jedno - rzekł Fahy. - Bez materiałów wybuchowych nie zrobimy żadnych cholernych bomb. -- Zostaw to mnie - powiedział Dillon. - Dostarczę ci wszystko, co będzie potrzebne. - Wstał. - No, do roboty. Wracajcie do Cadge End i czekajcie. Odezwę się do was. - Kiedy to będzie, Sean? - Już niedługo... niedługo. Dillon uśmiechał się, kiedy wychodzili. Tania zapukała do drzwi dokładnie w południe. Otworzył i zapytał: - Masz? W prawej ręce trzymała walizeczkę. Położyła ją na stole i otworzyła. Wewnątrz znajdowało się trzydzieści tysięcy dolarów, o które prosił. - Dobrze - powiedział. - Na razie będę potrzebował dziesięciu tysięcy. - Co pan zrobi z resztą? - Schowam w kasie. Przetrzymają walizkę w sejfie hotelo wym. - Widzę, że coś pan już wymyślił. - Była podniecona. - Co pan załatwił w Cadge End? Przedstawił jej cały plan ze szczegółami. - I jak? - zapytał na koniec. - Niewiarygodne! To będzie zamach stulecia! Ale co z materia łami wybuchowymi? Potrzebuje pan semtexu. - Zgadza się. Kiedy działałem w Londynie w osiemdziesiątym pierwszym, współpracowałem z człowiekiem, który miał dostęp 142 do semtexu. - Roześmiał się. - Tak naprawdę to miał dostęp do wszystkiego. - Kto to jest? Skąd pan może wiedzieć, czy on jeszcze zajmuje się tymi rzeczami? - To bandzior nazwiskiem Jack Harvey. Na pewno się tym zaj muje. Odszukałem go. - Nie rozumiem. - Między innymi prowadzi zakład pogrzebowy w Whitecha- pel. Znalazłem w książce telefonicznej. Aha, jeszcze jednp - czy mogę skorzystać z pani samochodu? - Oczywiście. - Dobrze. Zaparkuję gdzieś na ulicy. Chcę, żeby garaż był wolny. Wziął płaszcz. - Chodźmy coś przegryźć, a potem spotkam się z nim. - Przypuszczam, że przeczytałaś akta Devlina? - spytał Brosnan. Jechali przez centrum Dublinu. Minęli właśnie rzekę Liffey przy St. George's Quay. - Tak -odpowiedziała Mary. - Ale czy to wszystko prawda? Ta historia o niemieckiej próbie porwania Churchilla w czasie wojny? - O, tak! - To ten sam człowiek, który pomógł ci uciec z francuskiego więzienia w siedemdziesiątym dziewiątym? - Zgadza się. - Mówiłeś, że ma siedemdziesiąt lat. Według moich obliczeń musi być starszy. - W jego przypadku te kilka lat nie ma znaczenia. Zapewniam cię, że niedługo spotkasz się z najbardziej niezwykłym człowie kiem, jakiego widziałaś w całym swoim życiu. Naukowiec, poeta - i człowiek IRA. - To ostatnie nie jest dla mnie żadną rekomendacją - powie działa. - Wiem - odparł