Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

66 Naprzeciw masywnej bramy prowadzącej na teren uczelni ciągnęła się nierówna linia niskich budyneczków, w których sprzedawano wszystko, czego potrzebują studenci: papierosy, herbatę tak mocną i gęstą, że można postawić w niej łyżeczkę, przekąski i soki, kalendarze i przybory piśmienne. Sklepik U Naira poza tymi cudami oferował także najlepszy sok winogronowy w całym Madrasie, czarny i gęsty jak płynna smoła, skoncentrowany i tak słodki, że ci, którzy nie przepadali za słodyczami, dostawali po nim migreny. U wejścia do sklepu fruwały i łaziły legiony much. Większość wypiła tyle soku, że nie mogły poderwać się do lotu i ginęły pod stopami wchodzących i wychodzących klientów. Nair, pogodny mężczyzna o sterczącym brzuchu, czuwał nad sprawnym funkcjonowaniem tego niezwykle popularnego i przydatnego lokalu, chociaż poza herbatnikami, owocami i sokiem zapewniał klientom jedynie miejsce na dwóch niewygodnych, prymitywnie skleconych drewnianych ławach. Ławy te zajęte były od świtu do nocy. Pewnego wieczoru Kannan siedział u Naira, popijając winogronowy sok i rozmawiając z Murthym. Wcześniej jeden z czołowych działaczy ruchu narodowego w mieście, były premier — 365 — Madrasu, C. Rajagopalachari, wygłosił przemówienie na wiecu w college'u. W rezultacie uprzedzeń Daniela Kannan w najmniejszym stopniu nie interesował się polityką, natomiast Murthy nieźle się orientował w ostatnich wydarzeniach i ogólnej sytuacji w kraju. Kannan nie miał tego popołudnia nic lepszego do roboty, więc zgodził się pójść na wiec, lecz szybko zaczął się nudzić i zaproponował, aby wpadli na sok winogronowy do sklepiku U Naira. Murthy miał ochotę zostać, ale Kannan uparł się i zwyciężył. Najpierw rozmawiali o wiecu, potem o kolegach z roku. Murthy, który wprost uwielbiał plotki, snuł właśnie skomplikowaną historię o doktorze Boydzie, dyrektorze uczelni, mieszkańcach Bishop Heber Hall i winogronach z Tambaram, kiedy Kannan przypadkiem zerknął w głąb uliczki i w jednej sekundzie zapomniał o istnieniu Murthy'ego. Z dworca kolejowego wyszła dziewczyna i szybkim krokiem zmierzała w kierunku sklepików naprzeciw college'u. Jej stopy wydawały się tylko muskać ziemię, cała sylwetka miała w sobie niewiarygodną lekkość. Mięśnie w dole brzucha Kannana napięły się boleśnie, w gardle poczuł dziwną suchość. Włosy, które odrzuciła do tyłu jednym ruchem głowy, zadarty nosek, nieco skośne oczy - wszystko to razem zdaniem Kannana zasługiwało na miano czystej doskonałości. - Helen Turner - odezwał się Murthy, widząc wyraz twarzy Kannana. - Każdy mężczyzna i chłopak stąd aż po Egmore chciałby mieć szansę ją poznać, a potem poznać trochę lepiej, więc daj sobie spokój... — Opowiedz mi o niej — zażądał Kannan. — Kim jest? Skąd pochodzi? Dlaczego wcześniej jej nie widziałem? I dlaczego jest taka piękna? Zachwycony możliwością poplotkowania, Murthy przedstawił opis Helen Turner, który, aby oddać mu sprawiedliwość, oparty był na faktach. Helen była jedynym dzieckiem emerytowanego pracownika Urzędu Pocztowo-Telegraficznego, któ- — 366 — ry wybudował sobie niewielki dom na obrzeżach kolonii urzędników kolejowych w Tambaram, i niedawno zaczęła pracę na stanowisku sekretarki w jakimś biurze w Guindy. Miała setki wielbicieli, lecz żadnego stałego partnera. Przyjaźniła się z dziewczyną o imieniu Cynthia, która, jeśli to w ogóle możliwe, była jeszcze piękniejsza od niej... Murthy mówił długo i dużo, a Kannan chłonął jego słowa. W końcu jednak i inwencja Murthy'ego się wyczerpała, i chłopak poczuł, że mdli go od słodkiego jak ulepek soku winogronowego, którym z uporem poił go Kannan. Ale Kannanowi wystarczyło to, co usłyszał. Nigdy wcześniej nie wychodził z dziewczyną, a rozmawiał tylko z siostrami i kuzynkami, lecz fascynacja Helen usunęła na bok wszystkie jego zahamowania. Nagabywał wszystkich znajomych z anglo--hinduskich rodzin, którzy mogli mieć jakiś kontakt z Helen, i w końcu udało mu się z nią umówić. Spotkanie okazało się prawdziwą katastrofą. Kannan, który od początku dnia modlił się o kilka cudów, otrzymał jedną łaskę — w sklepiku U Naira nie było nikogo, mógł się więc nie obawiać drwin kolegów