Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Zaiste. - Czy wartownicy zmieniają się według jakiegoś rozkładu? -spytał Bevier. - Nie, panie rycerzu. Muszą jedynie w gotowości trwać, by na rozkazy króla swego się stawić, i nic ponadto. Po prawdzie bardziej trębacze to niż wojownicy. Najważniejsze ich zadanie to fanfarą donośną pobratymcom ogłaszać, iż Santheocles na wieży się pojawi, by uwielbieniem Cyrgaich się napawać. - I czekają na to w wartowni? - naciskał Sparhawk. - Prócz czterech - dwóch drzwi więzienia królowej twej pilnujących i dwóch, co schodów strzegą, które na niższe piętra wieży wiodą. - Czy z wartowni mogą dostać się do celi królowej? - dopytywał się Bevier. - Nie. Jedne jeno drzwi tam wiodą. - A jak szerokie jest przejście pomiędzy wartownią a głównym pomieszczeniem? - Na jednego człowieka szerokie, panie Bevierze. - Kalten i ja utrzymamy je bez trudu, Sparhawku. - Czy do wartowni prowadzą jeszcze inne drzwi? - wtrącił Kalten. Xanetia pokręciła głową. - Duże okna? - Jedno tylko - bliźniacze do tego nad głowami naszymi, choć kraty pozbawione. - To ogranicza liczbę przeciwników w głównej komnacie do czterech - podsumował Kalten. - Bevier i ja możemy utrzymać resztę w zamknięciu przez tydzień, jeśli będzie potrzeba. - A my ze Sparhawkiem załatwimy tych przy drzwiach celi i na szczycie schodów - dodała Mirtai. - Najpierw niech Talen wejdzie do celi - zadecydował Sparhawk, ponownie oglądając się na wschód, gdzie ciemność powoli ustępowała miejsca jasnemu brzaskowi. Kalten z powrotem wdrapał się na mur i zaczął dłubać w zaprawie ciężkim sztyletem. - Anarae, przejdź na przód i trzymaj straż. Daj nam znać, jeśli ktokolwiek wejdzie po tych schodach. Xanetia przytaknęła i zniknęła za rogiem wieży. Sparhawk wdrapał się na ścianę i zaatakował zaprawę po lewej stronie żelaznej kraty, podczas gdy jego przyjaciel zajął się stroną prawą. Po kilku chwilach Kalten chwycił zardzewiałe sztaby i pociągnął. - Dół już wyszedł - mruknął. - Teraz góra. - Jasne. - Obaj skoncentrowali się na górnej części kraty, pospiesznie odbijając zaprawę. - Uważaj, kiedy się urwie -ostrzegł Sparhawk. - Nie chcemy, żeby spadła na ziemię i narobiła hałasu. - Z tej strony już wyszła - szepnął Kalten. - Przytrzymam ją, podczas gdy ty wydłubiesz swoją. - Sięgnął do środka i poszukał bezpiecznego uchwytu dla prawej dłoni, lewą ściskając żelazne pręty. Sparhawk zdwoił wysiłki, zasypując taras poniżej deszczem pyłu i odłamków. - Chyba już - wyszeptał. - Zobaczymy. - Ramiona Kaltena napięły się i stara krata ze zgrzytem wysunęła się ze ściany. Tym samym ruchem przyjaciel Sparhawka cisnął ciężki przedmiot przez balustradę. - Co ty wyprawiasz? - wykrztusił Sparhawk. - Pozbywam się jej. - Wiesz, ile hałasu narobi, kiedy uderzy w ziemię? - I co? To pięćset stóp niżej. Niech sobie hałasuje. Jeżeli jakiś Cyrgai czy cynesgański poganiacz niewolników stoi akurat pod nią, czeka go paskudna niespodzianka. Ale nam przecież to nie przeszkadza. Sparhawk przepchnął głowę przez odsłonięty otwór. - Ehlano - szepnął - jesteś tam? - A gdzie indziej mogłabym być, Sparhawku? - Przepraszam, to było głupie pytanie. Wyrwaliśmy już kratę. Posyłamy do środka Talena. Krzyknijcie albo co, gdy tylko zablokuje zamek, by strażnicy nie mogli się tam dostać. - Zejdź mi z drogi, Sparhawku - mruknął ostro czekający tuż pod nim Talen. - Nie dostanę się tam, póki zasłaniasz całe okno. Sparhawk odsunął się i zręczny chłopak zaczął przeciskać się do środka. Nagle przerwał. - Nic z tego - mruknął. - Wyciągnijcie mnie. - Co się stało? - spytał Kalten. - Po prostu mnie wyciągnijcie, Kaltenie. Nie mam czasu na wyjaśnienia. Serce Sparhawka zamarło, gdy wraz z Kaltenem wyszarpnęli młodego złodzieja z otworu. - Jedną chwileczkę. - Talen obrócił się na bok, potem wyciągnął ręce, sięgając ponad głowę. - W porządku. Pchajcie. - Zaraz znowu utkniesz - zaprotestował Kalten. - Więc będziecie musieli pchać mocniej. Oto do czego prowadzi zdrowa żywność, ćwiczenia i uczciwe życie, do którego mnie zmuszasz, Sparhawku. Tak bardzo urosłem, że nie mogę przecisnąć ramion. - Znów zaczął wiercić się w okienku. - Pchajcie, panowie - polecił. Obydwaj rycerze nacisnęli dłońmi jego stopy. - Mocniej! - wykrztusił. - Zedrzesz sobie całą skórę - ostrzegł Kalten. - Jestem młody. Przeżyję. Pchajcie. Posłusznie naparli na jego nogi i po chwili, wiercąc się i klnąc pod nosem, Talen zniknął w celi. - Nic mu nie jest? - szepnął ochryple Sparhawk. - Wszystko w porządku, Sparhawku - odszepnął Talen. -Lepiej ruszajcie. To nie potrwa długo. Sparhawk i Kalten zeskoczyli na ziemię. - Zaczynamy - powiedział krótko Sparhawk. Trzej rycerze i atańska olbrzymka pobiegli bezszelestnie na południową stronę wieży. - Ciszej, Anakho. - Głos Xanetii zdawał się dobiegać znikąd. - Czy już się budzą, Anarae? - spytał Bevier. - Z wartowni pierwsze dźwięki dochodzą - odparła. Od frontu w ścianie wieży po obu stronach szerokich drzwi tkwiły dwa wielkie nie oszklone okna. Sparhawk ostrożnie uniósł głowę nad parapetem bliższego i zajrzał do środka. Pomieszczenie, jak mówiła Aphrael, było raczej spore. Na skąpe umeblowanie składały się ławy, kilka stołków i parę niskich stołów. Wnętrze oświetlały prymitywne lampy oliwne. Z tyłu po prawej dostrzegł wąskie drzwi, których strzegli dwaj podobni do posągów Cyrgai. Schody po lewej stronie pokoju, także strzeżone, z trzech stron otaczał niski mur. Drugie drzwi, te wiodące do wartowni, również znajdowały się po lewej, nieopodal szczytu stopni. Sparhawk przyjrzał się uważnie strażnikom, studiując ich broń i ekwipunek