Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nie skręcił w drogę na kościół, tylko minął narożnik parku i pojechał wzdłuż muru. - Podejrzany samochód - odezwała się Jola. - I drogi. Słyszałaś tę dostojną i zarazem miękką pracę silnika? Masz doskonały słuch, z pewnością to słyszałaś. - Ale nie znam się na samochodach. Szybko znaleźliśmy się z powrotem po drugiej stronie muru. Czerwone światełka samochodu minęły właśnie boczną bramę prowadzącą do zamku i w dalszym ciągu oddalały się od nas. Ale na szczęście auto jechało wolno, jakby jego kierowca szukał drogi albo... „A może tym samochodem przyjechano na spotkanie?” - pomyślałem. Poszliśmy za nim, kryjąc się w bezpiecznej ciemności, jaka przykleiła się do długiego muru. Samochód przejechał wolno rzeczkę, minął bramę starej cukrowni i skręcił za betonowym ogrodzeniem w prawo. Ale zanim to zrobił, w świetle latarni rozpoznałem limuzynę. Poczułem jak nogi uginają się pode mną i kurczy się mój żołądek. - Demiurg! Jak pragnę zdrowia, to Demiurg. - Jaki znowu demiurg? - zdziwiła się Jola. - Czy pan dobrze się czuje? - Niezbyt, ale znam właściciela limuzyny - szepnąłem podekscytowany. - On mnie wynajął. Spóźniliśmy się na potajemną schadzkę Lary, a przypadkowo natrafiliśmy na kogoś innego. Chyba, że to Demiurg spotyka się z Larą. O tym nie pomyślałem. A to by oznaczało, że panna Croft współpracuje z nim. To ona jest jego drugą wtyczką. Niesamowite. I wiesz co ci powiem, Jolu? Ten Demiurg pali cholernie drogie cygara. Nie do końca wiedziała, o czym mówię, ale sen sfrunął jej z powiek i już po chwili ruszyliśmy ostrożnie w kierunku cukrowni. Światło latarni spoczęło na brudnym, betonowym murze. Za rogiem zaczynała się żwirowa droga biegnąca wzdłuż ogrodzenia z siatki, ale nią nie mogliśmy pójść ze względu na to, że tam właśnie skręciła limuzyna. Musieliśmy przeskoczyć przez zardzewiałą bramę i podejść do wschodniego ogrodzenia cukrowni. Tak zrobiliśmy. Cicho, dosłownie na paluszkach, pokonaliśmy dystans dzielący bramę od niszczejącego magazynu, mając przed sobą starą, zgarbioną halę produkcyjną. Obok niej wyrastał ku niebu gigantyczny kikut komina i zdawało się, że podpiera w niemym żalu nieboskłon. Bardzo, ale to bardzo nie lubiłem opustoszałych placów budowy i pozostawionych na pożarcie czasu i brudu wielkich zakładów produkcyjnych, ale w tej chwili nie mieliśmy czasu na roztkliwianie się. Posłyszeliśmy strzęp rozmowy za siatką. Podejść tam nie mogliśmy, gdyż rozmawiający osobnicy z pewnością by nas usłyszeli, przylgnęliśmy więc do chropowatej ściany magazynu i wzdłuż niej przemykaliśmy ostrożnie. Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy poczułem delikatny miodowy aromat cygara. - Podejrzewasz kogoś, chłopcze? - pytał poważnym głosem Demiurg, a ja widziałem jak rozbłyska czerwony, tytoniowy ognik. - Każdego - odpowiedział głos Harry’ego Pottera. Wstrzymaliśmy z wrażenia oddechy. A zatem ten młodzik był wtyczką Demiurga! Kto by pomyślał?! Ten smarkacz bezczelnie nabrał wszystkich, udając niepełnosprawnego, bo przecież Agata z Krzyśkiem widzieli jego normalny chód. Pewnie spotykał się tutaj z Demiurgiem i o wyznaczonej porze zdawał mu relację z pobytu na zamku. I to oni mieli się spotkać w nocy na skrzyżowaniu dróg na Święchów. Czy Potter współpracował także z Hannussenem, tego nie wiedziałem? W końcu obaj, Potter i Hannussen, dobierali się do zegara z kukułką. Niewykluczone, że jasnowidz był kolejnym agentem Demiurga. - A jak sprawuje się Liberales? - pytał dalej Demiurg, czym wyrwał mnie z zamyślenia. - Jest dobry - odpowiedział Potter. - Odkrył, że tabliczka z Drzewoszek jest fałszywa. - Nie doceniłem belfra. Ale chyba nie podejrzewa cię o współpracę z nami? - Oczywiście, że nie. Taki bystry nie jest, proszę pana. Woli zadawać się z kobietami i wieśniakami. Zdaje się, że podrywa panią Ewę, kustoszkę zamku, ale nie ma u niej szans. Co innego Bond, ten bogaty playboy. - To właśnie mnie interesuje, chłopcze. Skąd ten facet ma szmal? Zabolały mnie poprzednie słowa Demiurga. Te o Ewie i Bondzie. - Obserwuj dyskretnie Bonda, chłopcze. - Dobrze. Tak między nami, to sprawia on wrażenie trochę roztargnionego. - Tak, wiem o tym - powiedział cicho szef agencji CIOS i zaciągnął się głośno cygarem. - Nawet hochsztaplerzy mają miękkie serce. - Nie rozumiem. - Jesteś za młody, aby to rozumieć. Marek Burski, czy jak wolisz James Bond, jest zakochany. To dobrze. To bardzo dobrze. Nie podzielałem entuzjazmu Demiurga. Poczułem się gorszy. Bond zakochany na zabój w Ewie! Oni o tym wiedzieli. Być może Potter był świadkiem ich intymnego spotkania, a wyjazd do Żychlina stanowił jedynie preludium do wielkiej miłości. „A może Demiurg myśli Larze Croft, a nie o Ewie?” - pomyślałem, przypomniawszy sobie schadzkę Bonda z Lara o świcie w parku. Zdaje się, że za wszelką cenę szukałem pocieszenia. Wystarczyło spojrzeć na Larę i Bonda, by stwierdzić, że nie pasowali do siebie. Jeśli coś ich łączyło, to raczej ciemne interesy. To Ewa była obiektem westchnień Bonda i to ją miał Demiurg na myśli. - Powiadom mnie, chłopcze, kiedy Bond rozwiąże zagadkę - poprosił Demiurg. - Uważa pan, że to on pierwszy znajdzie skarb? - Jest najbardziej inteligentny z waszego grona. Poza tym ma doświadczenie. Kto inny by to zrobił? Byłbyś w stanie go pokonać? - Hm - chrząknął niepocieszony opinią Demiurga Potter, co miało znaczyć, że poczuwa się do tytułu najlepszego detektywa. - Ale nigdy nic nie wiadomo. Amatorzy nie raz mnie zadziwili. Pech chciał, że Jola nieświadomie nadepnęła na kawałek blachy leżącej na żwirze, który to śmieć wydał z siebie alarmujący zgrzyt