Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Zacna niewiasta radowała się dzień cały, iż tak wspaniałomyślnie potraktowała jakiegoś tam włóczęgę. Król zaś był również zadowolony z siebie, ponieważ dobrowolnie poniżył się wobec skromnej, ubogiej wieśniaczki. Po śniadaniu wdowa powiedziała królowi, żeby zmył naczynia. Rozkaz ten oburzył go zrazu i chłopiec bliski był buntu, niebawem jednak pomyślał: „Alfred Wielki pilnował pieczenia placków, niewątpliwie zatem zmywałby również naczynia. Mogę i ja popróbować”. Robota powiodła się nieszczególnie, co zdziwiło króla, bo czyszczenie drewnianych misek i łyżek wydawało mu się rzeczą prostą, okazało się zaś pracą nudną i wielce męczącą. Wreszcie jednak ją skończył. Edwardowi pilno już było w dalszą drogę, nie tak łatwo wszakże opuścić mógł towarzystwo skrzętnej gospodyni. Białogłowa wynajdywała mu wciąż takie lub inne pomniejsze zadania, z których wywiązywał się wedle najlepszych chęci i z niejakim nawet powodzeniem. Potem zasadziła go wraz z małymi dziewczynkami do obierania zimowych jabłek, lecz król był bardzo niezręczny i wdowa odwołała go z tej funkcji, dając mu w zamian nóż rzeźnicki do naostrzenia. Potem zatrudniła chłopca przy gręplowaniu wełny na czas tak długi, że biedak pomyślał, iż dobrego króla Alfreda zaćmił i daleko pozostawił w tyle. O heroicznych pracach małego króla przy gospodarstwie domowym miło będzie kiedyś czytać w dziełach i opowiadaniach historycznych. Doszedłszy do tego wniosku Edward zamierzał zrzec się dalszych czynności, gdy wnet po wczesnym obiedzie gospodyni wręczyła mu koszyczek kociąt do utopienia. W każdym razie miał właśnie zgłosić dymisję, gdyż mniemał, że w jakimś miejscu trzeba przeprowadzić linię graniczną, a topienie kociąt uważał za powód bardzo po temu właściwy. W tej chwili jednak wynikła przeszkoda w postaci Johna Canty, z kramarskimi jukami na plecach, i Hugona. 75 Dwaj hultaje zbliżali się właśnie do furty od strony drogi, gdy król dostrzegł ich, zanim oni go zdążyli zauważyć. Nie rzekł więc nic o przeprowadzeniu linii granicznej, lecz chwycił koszyk z kociętami i bez słowa wyszedł cichaczem na podwórze gospodarskie. Tam zostawił kocięta w szopie i szparko umknął ścieżką, którą odkrył na tyłach zagrody. 76 ROZDZIAŁ XX KRÓLEWICZ I PUSTELNIK Król skrył się teraz za osłaniającym go od domu żywopłotem i gnany śmiertelnym strachem umykał co sił w stronę odległego lasu. Ani razu nie spojrzał za siebie, dopokąd nie znalazł się na skraju zbawczego boru, gdzie odwrócił się śmiało i dostrzegł majaczące w dali dwie postacie. To mu wystarczyło. Powstrzymał się od badania tych postaci krytycznym okiem i zwolnił kroku dopiero w głębokim cieniu gęstwiny. Wówczas przystanął, gdyż poczuł się stosunkowo bezpieczny. Nasłuchiwał bacznie; wokół panowała cisza głęboka i dostojna – ba! nawet groźna i przytłaczająca. Natężony słuch chwytał z rzadka jakieś dźwięki; tak jednak odległe, stłumione i tajemnicze, że wydawać się mogły nie dźwiękami prawdziwymi, lecz jęczącymi i zawodzącymi echami dźwięków dawno zmarłych. A więc odgłosy te były jeszcze bardziej przerażające niż cisza, którą od czasu do czasu zakłócały. Edward zamierzał zrazu pozostać do końca dnia tam, gdzie się zatrzymał, lecz chłód owionął wkrótce jego spotniałe ciało i wędrowiec musiał podjąć marsz, aby się nieco rozgrzać. Ruszył na przełaj lasem sądząc, iż niebawem przedrze się do jakiejś drogi. Rozczarował się wszakże, bo szedł i szedł przed siebie, a im głębiej się zapuszczał, tym gąszcz stawał się większy. Po niejakim czasie półmrok zaczął ciemnieć i król uprzytomnił sobie, że noc zapada. Zadrżał na myśl o przepędzeniu jej w tak upiornym miejscu, próbował więc przyśpieszyć kroku, lecz posuwał się coraz wolniej, bo nie widział już dobrze i nie mógł wyszukiwać dogodniejszej drogi, wobec czego potykał się wciąż o korzenie albo wikłał w pnączach i kolczastych krzewach. Ach, jakiż był szczęśliwy, gdy zauważył nareszcie odblask światła! Zbliżał się ostrożnie, przystając często, aby rozejrzeć się i posłuchać. Światło płynęło z nie oszklonego otworu okiennego w małej chatynce. Król posłyszał głos i zrazu poczuł ochotę, aby uciec i skryć się bezpiecznie, rychło jednak zmienił zamiar, gdyż głos ów niewątpliwie odprawiał modły. Chłopiec zakradł się pod jedyne okienko chatki, wspiął się na palce i sięgnął wzrokiem do wnętrza. Izba była ciasna, podłogę stanowiła naturalna powierzchnia ziemi mocno ubita od długiego użytkowania. W kącie znajdowało się posłanie z sitowia nakryte jedną lub dwiema starymi derkami. Opodal widać było wiadro, dzban, misę oraz parę garnków i patelni, dalej zaś stała krótka ława i zydel na trzech nogach. Na palenisku tliły się zwęglone polana. Przed ołtarzykiem, który oświetlała jedyna świeczka, klęczał wiekowy mężczyzna, a obok niego, na starej drewnianej skrzynce, leżała czaszka ludzka i otwarta księga. Mężczyzna był rosły i kościstej budowy, włosy i brodę miał śnieżnobiałe, a okrywała go sięgająca od ramion do pięt opończa z owczych skór. – Święty pustelnik! – szepnął król do siebie. – Zaiste, tym razem dopisało mi szczęście. Pustelnik powstał z klęczek. Edward zastukał. Odpowiedział mu basowy głos: – Wyjdź, atoli grzechy zostaw za sobą, gdyż miejsce, w które wkraczasz, jest święte! Król wszedł i przystanął. Pustelnik zwrócił w jego stronę błyszczące, niespokojne oczy i zapytał: – Ktoś zacz? – Król – padła prosta odpowiedź. – Pozdrowienie ci, królu! – krzyknął starzec radośnie, potem zaś począł krzątać się, gorączkowo i ustawicznie powtarzając: – Pozdrowienie ci, pozdrowienie! – Postawił ławę przy 77 ognisku, usadowił na niej gościa, rzucił kilka polan na żar, a wreszcie zaczął chodzić nerwowym krokiem tam i z powrotem. – Pozdrowienie ci! Wielu nawiedzało ten święty przybytek, wszelako niegodni byli i zostali odprawieni. Atoli król, którzy odrzuca koronę i wzgardziwszy czczym blaskiem swej godności obleka łachmany, aby poświęcić żywot pobożnym praktykom i umartwieniu ciała, godzien jest! Radośnie będzie powitany i znajdzie tu przytułek do końca dni, dopokąd śmierć go nie przywoła. Król próbował mu przerwać i udzielić wyjaśnień, lecz pustelnik nie zwracał nań uwagi, a nawet zdawał się nie słuchać. Dalej mówił podniesionym głosem i z wzrastającym zapałem: – I będziesz tu żył w pokoju. Nikt nie odnajdzie twej kryjówki, aby niepokoić cię błaganiami o powrót do onego pustego i szalonego życia, które Bóg rozkazał ci porzucić. Będziesz się tu modlił, będziesz zgłębiał Pismo, będziesz rozmyślał nad pustką i ułudą tego świata oraz wzniosłymi rozkoszami życia, które ma nadejść. Będziesz karmił się okruszynami chleba i ziołami i codziennie biczował ciało dla oczyszczenia ducha