Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Czy zapomniałeś już, jaką rolę w tym odegrałeś? - Tylko chciałem zapomnieć. - Nie. Ale moja uwaga skupiała się gdzieś indziej podczas ostatnich kilku dziesięcioleci. Jeżeli granica przesunęła się tak daleko, to znaczy, że imperialne buciory depczą bruk mojego własnego rodzinnego miasta. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że południowi prokonsulowie mogą rozciągnąć granice poza morskie miasta-państwa. Tylko Miasta-Klejnoty miały jakąkolwiek wartość strategiczną. - A teraz, kto jest zgorzkniały? - Kto? Ja? Masz rację. Korzystajmy z chwili, ciesząc się rozkoszami cywilizacji - nasze spojrzenia spotkały się. Przez moment w jej oczach rozbłysły iskierki wyzwania. Odwróciłem wzrok. - W jaki sposób udało ci się włączyć tych dwu klaunów do swej świty? - Dotacją. Roześmiałem się. Oczywiście. Za pieniądze wszystko. - A kiedy Ciemnoskrzydla będzie gotowa do drogi? - Za dwa dni. Najwyżej trzy. I nie, nie będę się zajmowała żadnymi interesami imperium w tym czasie. - Hmm. Dobrze. Jestem wypatroszony i gotów do upieczenia. Powinniśmy to przespacerować, czy coś. Jest tu jakieś w miarę bezpieczne miejsce, do którego moglibyśmy pójść? - Przypuszczalnie znasz Opal lepiej niż ja, Konował. Nigdy dotąd tu nie byłam. Musiałem chyba wyglądać na zaskoczonego. - Nie mogłam być wszędzie. To był czas, kiedy byłam zajęta na północy i wschodzie. Czas, kiedy zajmowałam się poskramianiem swego męża. Czas, kiedy zajęta byłam chwytaniem ciebie. Nigdy nie było wolnej chwili, którą mogłabym poświęcić na rozwijającą horyzonty podróż. - Dzięki gwiazdom. - Co? - To miał być komplement. Pod adresem twojej młodzieńczej figury. Rzuciła mi taksujące spojrzenie. - Nie powiedziałam nic na ten temat. Wszystko wpiszesz do swych Kronik. Uśmiechnąłem się. Nitki dymu snuły mi się między zębami. Przysięgam, że ich dopadnę. 7. KOPEĆ I KOBIETA Wierzba uświadomił sobie, że w każdym tłumie mógłbyś bez trudu rozpoznać Kopcia jako takiego. Był pomarszczonym, małym dziwakiem, który wyglądał jakby ktoś próbował pomalować go farbą wyciśniętą z łupiny czarnego orzecha kokosowego, zapominając pokryć wszystkie miejsca. Grzbiety jego dłoni pstrzyły plamki różu, podobnie było z jednym ramieniem i połową twarzy. Jakby ktoś wylał na niego kwas, który wyżarł kolor tam, gdzie padły jego krople. Kopeć nic jeszcze nie zrobił Wierzbie. Jeszcze nie. Ale Wierzba go nie lubił. Klinga nie przejmował się nim, w taki czy inny sposób. Klinga nie dbał specjalnie o nikogo. Cordy Mather zaś powiedział, że powstrzymuje się od osądu. Wierzba swoje antypatie skrywał głęboko, ponieważ Kopeć był tym czym był, i ponieważ był związany z Kobietą. Kobieta również ich oczekiwała. Jej skóra była ciemniejsza niż u Kopcia i prawie wszystkich pozostałych mieszkańców miasta, przynajmniej według Wierzby. Miała podłą twarz, na którą nieprzyjemnie było patrzeć. Była wzrostu przeciętnej tagliańskiej kobiety, czyli wedle standardów Łabędzia, po prostu niska. Poza postawą głoszącą: "Ja tu jestem szefem", nie wyróżniała się zanadto od otoczenia. Nie ubierała się lepiej niż stare kobiety, które Wierzba widywał na ulicach. Czarne wrony, mówił o nich Cordy. Zawsze dokładnie spowite w czerń, jak stare chłopki, które widzieli, gdy przechodzili przez tereny należące do Miast- Klejnotów. Nie byli w stanie odkryć, kim jest Kobieta, ale wiedzieli, że była kimś. Miała stosunki w pałacu Prahbrindraha, i to na samym szczycie hierarchii. Kopeć pracował dla niej. Żony rybaków nie mają czarodziejów na swych listach płac. W każdym razie, oboje zachowywali się jak osoby urzędowe, usiłujące wyglądać na kogoś innego. Jakby nie wiedzieli, jak być zwyczajnymi ludźmi. Miejsce, w którym się spotkali, było czyimś domem. Kogoś ważnego, ale Wierzba nie odkrył jeszcze, kogo. Podziały klasowe i hierarchie w Taglios nie występowały. Wszystko zdominowała przynależność religijna. Wszedł do pokoju, gdzie go oczekiwano. Znalazł sobie krzesło. Powinien im pokazać, że nie jest jakimś chłopaczkiem, który przybiegnie gotowy służyć na każde skinienie. Cordy i Klinga byli bardziej ostrożni. Cordy aż zamrugał, gdy Wierzba powiedział: - Klinga mówi, że wy, chłopcy, chcecie porozmawiać o kłopotach, jakie Kopeć ma ze swoimi koszmarami. Może to jakieś halucynacje? - Dobrze wiesz, dlaczego nas interesujesz, panie Łabędź. Taglios i podległe mu obszary od wieków są pacyfistycznie nastawione. Wojna należy do zapomnianych sztuk. Stała się niekonieczna. Nasi sąsiedzi mają podobne urazy po przejściu... Wierzba zwrócił się do Kopcia: - Czy ona mówi po taglijsku? - Jak pan sobie życzy, panie Łabędź - Wierzba pochwycił delikatny błysk psoty w oczach Kobiety