Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ale kobieta nie oszukuje mężczyzny, który jej zostawia wolność, bo kobieta nigdy nie jest podła. Drwi z tyrana; ale gardzi zdradą łatwą i morderczą. Nie, nie myślę nawet o tym. Przebacz ten krzyk, tak naturalny u mężczyzny. Drogi aniele, zobaczysz de Marsaya, on będzie lokatorem naszego pałacyku, zostawi Ci go. Ten udany najem byt potrzebny dla uniknięcia daremnych strat. Wierzyciele nie wiedząc, że ich uregulowanie jest kwestią czasu, mogliby zając meble. Bądź dobra dla de Marsaya, mam wiarę w jego zdolności, w jego prawość. Weź go za obrońcę i za doradcę, uczyń zeń swego dworzanina. Choćby był nie wiem jak zajęty, zawsze znajdzie czas dla Ciebie. Polecam mu nadzór mojej likwidacji. Gdyby wyłożył jaką sumę, której by potem potrzebował, liczę, że mu ją zwrócisz. Pamiętaj, nie powierzam Cię de Marsayowi, ale Tobie samej; wskazuję Ci go, ale Ci go nie narzucam. Niestety, nie podobna mi mówić z Tobą o Interesach, mam ledwie godzinę życia przy Tobie. Liczę Twoje oddechy, staram się czytać Twoje myśli w drgnieniach Twego snu. Twój oddech budzi cudne godziny naszej miłości. Za każdym biciem Twego serca moje serce leje Ci skarby, obrywam nad Tobą wszystkie róże mej duszy, jak dzieci sypią je przed ołtarzem w Boże Ciało. Polecam Cię wspomnieniom, którymi Cię przytłaczam, chciałbym przelać w Ciebie swoją krew, abyś była zupełnie moja, aby Twoja myśl była moją myślą, aby Twoje serce było moim sercem, abym był cały w Tobie. Wydałaś cichy szept niby słodką odpowiedź. Bądź zawsze spokojna i piękna jak w tej chwili. Ach, chciałbym posiadać ową cudowną władzę, o której mówią bajki, chciałbym Cię zostawić uśpioną na czas mej nieobecności i wróciwszy obudzić Cię pocałunkiem. Ileż trzeba siły woli i jak bardzo trzeba Cię kochać, aby Cię porzucić, widząc Cię taką! Ty jesteś hiszpańska zakonnica. Ty uszanujesz ślub uczyniony we śnie, przy którym nie wątpiłem o twoim nie wyrażonym słowie. Żegnaj, droga, oto twój biedny k w i a t m ł o d z i e ż y pomyka na wichry i burze; ale wróci do Ciebie na zawsze na skrzydłach fortuny. Nie, droga Nini, nie żegnam się z Tobą, nie opuszczę Cię nigdy. Czy nie będziesz duszą moich czynów? Czy nadzieja przyniesienia Ci trwałego szczęścia nie będzie ożywiała mego zamiaru, nie będzie wiodła wszystkich moich kroków? Czy nie będziesz zawsze tutaj? Nie, to nie słońce Indii, ale ogień Twego spojrzenia będzie mnie oświecał. Bądź tak szczęśliwa, jak może być kobieta bez swego kochanka. Byłbym chciał uszczknąć na pożegnanie Twój nie tak bierny pocałunek, ale, ubóstwiany aniele, moja Nini, nie chciałem Cię budzić. Skoro się obudzisz, znajdziesz łzę na swym czole, niech Ci będzie talizmanem. Myśl, myśl 146 o tym, który może umrze dla Ciebie, z dala od Ciebie; myśl mniej o mężu niż o oddanym kochanku, który Cię powierza Bogu. ODPOWIEDŹ HRABINY DE MANERVILLE Ukochany mój, w jakiejż zgryzocie pogrąża mnie Twój list! Czy Ty miałeś prawo, nie poradziwszy się mnie, powziąć postanowienie, które godzi w nas oboje? Czy jesteś wolny? Czy nie należysz do mnie? Czyż nie jestem na wpół Kreolką? Czy nie mogłam iść z Tobą? Dowiodłeś mi, że nie jestem Ci nieodzowna. Co ja Ci zrobiłam, Pawle, abyś mnie pozbawił, moich praw? Co ja pocznę sama w Paryżu? Drogi aniele, bierzesz na siebie wszystkie moje winy. Czyż ja nie przyczyniłam się do tej ruiny? Czy moje szmatki nie ważyły na szali? Sprawiłeś, że przeklinam życie szczęśliwe, bez troski, jakie wiedliśmy od czterech lat. Wiedzieć, że jesteś wygnany na sześć lat, czyż to nie śmierć? Czy można zrobić majątek w sześć lat? Czy wrócisz? Dobre miałam natchnienie, kiedy z uporem sprzeciwiałam się separacji majątkowej, której matka i Ty chcieliście z całej siły. Co wam mówiłam? Czyż to nie było ujmą dla Ciebie? Czyż to nie było ruiną Twego kredytu? Musiałeś się aż pogniewać, abym ustąpiła. Mój drogi Pawle, nigdyś nie był tak wielki w moich oczach, jak w tej chwili. Nie rozpaczać o niczym, jechać robić majątek?... Trzeba Twojego charakteru, i Twojej siły, aby postąpić w ten sposób. Jestem u Twoich nóg. Mężczyzna, który przyznaje się do swej słabości tak szczerze, który odbudowuje swój majątek z tych samych pobudek, dla jakich go strwonił, z miłości, z nieodpartej namiętności, och. Pawle, to wzniosłe! Idź bez obawy, łam przeszkody, nie wątpiąc o swej Nacie, bo to by znaczyło wątpić o sobie samym. Drogi mój biedaku, chcesz żyć we mnie? A ja, czyż nie będę zawsze w Tobie? Nie będę tutaj, ale wszędzie, gdzie Ty będziesz. O ile Twój list sprawił mi żywy ból, o tyle przepełnił mnie radością; dałeś mi w jednej chwili poznać dwa krańce: widząc, jak mnie kochasz, byłam dumna świadomością, iż dobrze odczułeś mą miłość