Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. Mo|e Creed równie| uniósB si honorem i dlatego zachowaB si tak niegrzecznie tego ranka? Niewykluczone, |e spodziewaB si wyznania. W sercu Addie zapaliBa si iskierka nadziei. Pewnie Montana po prostu potrzebowaB czasu, |eby zda sobie spraw |e swoich uczu. Tak, chyba tak wBa[nie wygldaBa prawda. Ten potwór chciaB, aby to ona pierwsza wyznaBa mu miBo[. WstaBa i zaczBa spacerowa midzy Bó|kiem i biurkiem. Obcasy zastukotaBy dono[nie po twardej podBodze, plecy wyprostowaBy si dumnie, nos powdrowaB do góry... Addie podjBa decyzj. StanBa przed lustrem, poprawiBa wBosy, uró|owaBa policzki. PrzypiBa srebrny zegarek, wygBadziBa faBdy na spódnicy i w jaki[ cudowny sposób odnalazBa w sobie resztki odwagi. WyszBa z pokoju zdecydowana, |e powie Montanie o swoich uczuciach. Dochodzc do jadalni, usByszaBa pukanie do drzwi. ZatrzymaBa si jak wryta, okr|yBa stolik i odsunBa firanki. Creed staB w progu kiwajc si na obcasach. Serce zabiBo jej mocniej, a temperatura w jadalni natychmiast si podniosBa. PrzygBadziwszy spódnic, Addie ruszyBa pewnym krokiem do wej[cia, cho ze strachu uginaBy si pod ni kolana. OtworzyBa i zaprosiBa go do [rodka uprzejmym gestem dBoni. Montana byB ubrany na czarno, nie wBo|yB kapelusza, a mokre, [wie|o umyte wBosy zwizaB z tyBu gBowy. WygldaB naprawd wspaniale. Nawet nie zapomniaB si ogoli. Mi[nie na szyi - w której Addie tyle razy kryBa twarz - napiBy mu si jak postronki. BawiB si przez chwil w milczeniu klamr u paska, a potem wBo|yB rce do kieszeni spodni. 201 JlLL BARNETT Atmosfera stawaBa si powoli tak ci|ka jak gipsowe biszkopty Gdy wreszcie Creed zaczerpnB gBboko powietrza, dziewczyna wstrzymaBa oddech. - Nie chciaBem by dla ciebie niemiBy dzi[ rano - powiedziaB. - Prosz o wybaczenie. Nigdy przedtem jej nie przepraszaB. - Ja te| nie zachowaBam si najlepiej. Bardzo mi przykro. Znowu zapadBa cisza. - Musimy porozmawia - o[wiadczyB nagle Montana. SkinBa gBow. - Mog usi[? - Oczywi[cie - odparBa, wpatrujc si w guziki jego koszuli. OdchrzknB- SpojrzaBa mu w twarz. MiaB bardzo za|enowan min. Najwyrazniej czekaB, |eby Addie usiadBa. OpadBa wic na sof tak szybko, |e a| podskoczyBa. Dopiero wtedy Montana zajB miejsce na krze[le i wbiB wzrok w podBog. Nie wiedziaBa, jak nale|y wyznawa miBo[. Najchtniej wykrzyczaBaby z siebie te sBowa, ale tak chyba nie nale|aBo postpowa. Oboje zreszt zachowywali si za bardzo oficjalnie. W koDcu otworzyBa usta. - Ja..