Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Księżniczko Asuro, co to ma znaczyć? Chyba nie podoba ci się w niewoli? Zmarszczyła brwi. - Czy ja naprawdę jestem księżniczką? - Oczywiście! Potrząsnęła głową i - zalewając się łzami - uciekła do pokoju, gdzie ponownie zagrzebała się w pościeli. Kiedy nadszedł wieczór i ucichły nawoływania księcia, zapadła w niespokojny sen. Następnym razem pozostała w ukryciu, siedząc na krawędzi łóżka ze wzrokiem utkwionym w obrazie i cichutko opowiadając sobie historię o księciu, który zjawiał się w pięknej białej rotundzie ukrytej w cudownym ogrodzie, uprowadzał wiezioną tam księżniczkę, żenił się z nią, a następnie wiózł do swojego zamku w górach. Historia była tak długa, że skończyła ją dopiero po zachodzie słońca. * Umyła twarz, wytarła ją ręcznikiem, po czym wyruszyła na spacer po balkonie. Hen, daleko, nad lasem leciała chmara ptaków. Pogoda była taka jak zawsze. Zatrzymała się w cieniu dachu wieży i spojrzała na cień rzucany przez budowlę na baldachim liści. Przypominał cień wskazówki zegara słonecznego. Była pewna, że książę zjawi się właśnie dzisiaj. * Tuż przed południem wyjechał z lasu na swym wspaniałym rumaku, zdjął kapelusz i skłonił się głęboko. - Księżniczko Asuro! - zawołał. - Przybywam, żeby cię uwolnić! Wpuść mnie, proszę! - Nie mogę! - odkrzyknęła. - Nie masz drabiny ani sznura? W takim razie może pozwolisz mi wspiąć się po swoich włosach? Po włosach? Co on wygaduje? - Nie - odparła. - Nie mam ani drabiny, ani sznura. - Wobec tego będę musiał poradzić sobie inaczej. Z sakwy przy siodle wyjął zwój liny, do której była przywiązana trójzębna metalowa kotwiczka. - Rzucę ci to - krzyknął - a ty umocuj ją w bezpiecznym miejscu, żebym mógł wspiąć się do ciebie. - A co potem? - Jak to? - Co zrobimy, kiedy będziemy oboje tu, na górze? - Opuszczę cię na linie na ziemię, a sam zjadę po niej bez najmniejszego trudu. Nie obawiaj się, księżniczko. Dopilnuj tylko, żeby kotwiczka mocno się zahaczyła. Zaczął zataczać nią nad głową szerokie kręgi. - Zaczekaj! - wykrzyknęła dziewczyna. Książę pozwolił kotwiczce opaść na ziemię. - O co chodzi? - Masz może jabłko? Marzę o tym, żeby zjeść jabłko... Roześmiał się. - Oczywiście! Zaraz je dostaniesz. Podszedł do konia i z drugiej salwy wyjął czerwone błyszczące jabłko. - Łap! - zawołał, po czym rzucił je w górę. Złapała jabłko, on zaś ponownie zaczął zataczać nad głową kręgi kotwiczką uwiązaną do liny.Dziewczyna przyjrzała się owocowi: było to najpiękniejsze, najbardziej dojrzałe i najpiękniej pachnące jabłko, jakie kiedykolwiek widziała. Zbliżyła je do ucha. - Lepiej odsuń się trochę, moja droga! - zawołał książę. - Chyba nie chcesz, żebym trafił cię w głowę, prawda? Cofnęła się i stanęła w drzwiach balkonowych, wciąż przyciskając jabłko do ucha. Z wnętrza owocu dobiegał wilgotny, bulgocąco-mlaskający odgłos. Szybkim krokiem przeszła na drugą stronę wieży, zamachnęła się i z całej siły cisnęła jabłko w las. Zaraz potem usłyszała znajomy metaliczny zgrzyt; pobiegła szybko z powrotem i wychyliła się przez parapet. - Wszystko w porządku, moja droga? - Tak! Przywiążę linę do łóżka! Zaczekaj chwilę. Podniosła kotwiczkę z posadzki, weszła do pokoju, wybrała jeszcze trochę liny, a następnie odwiązała kotwiczkę. Zostawiła ją na podłodze, omotała linę wokół grubych nóg łóżka, szarpnęła dwa razy, na wszelki wypadek owinęła ją jeszcze raz, po czym wróciła na balkon, gdzie owinęła sobie linę wokół kibici, sam koniec zaś ścisnęła mocno w dłoniach. - Gotowe! - zawołała. Książę pociągnął mocno za linę. - Dobra robota, księżniczko! Natychmiast zaczął się wspinać. Dziewczyna czuła, jak lina ciągnie ja do pokoju, ale ponieważ większą część ciężaru księcia utrzymywały solidne nogi łóżka, nie miała żadnych problemów z ustaniem przy parapecie. Kiedy księciu zostało nie więcej niż dwa metry, gwałtownie poluzowała linę i pozwoliła, żeby kilkanaście centymetrów przesunęło się jej między palcami. Książę krzyknął głośno, po czym znieruchomiał, uczepiony kołyszącego się sznura. - Najdroższa! - zawołał. - Sprawdź, co dzieje się z liną! - Nie ruszaj się! - poleciła ostrym tonem i pokazała mu koniec liny. - Jeśli mnie nie posłuchasz, będzie po tobie! - Że co? Ale przecież... - Kim jesteś? - zapytała. Z bliska widziała, że książę ma nie tylko kruczoczarne włosy i brodę, ale także wyraźnie zarysowaną szczękę, śniadą, doskonale gładką skórę oraz błękitne błyszczące oczy. - Twoim księciem! - wykrzyknął. - Przybyłem tutaj, żeby cię uwolnić! Najdroższa... Ponownie ruszył w górę, ale ona poluzowała kolejną porcję liny. Szarpnięcie było tak silne, że niewiele brakowało, by wypuścił linę z rąk. Przywarł do niej ze wszystkich sił, spojrzał z przerażeniem w dół, na odległą ziemię, a następnie w górę. - Co robisz, Asuro? Pozwól mi wejść na górę! - Kim jesteś? - powtórzyła. - Jeśli mi nie powiesz, zginiesz! - Jestem twoim księciem, twoim wybawcą! - Jak się nazywasz? - zapytała, powoli luzując linę. - Roland! Roland z Akwitanii! - Rolandzie z Akwitanii, dlaczego każdej nocy dzbanek sam napełnia się wodą? Dlaczego zmieniają się fazy księżyca, ale nie pory roku? Dlaczego ptaki omijają wieżę z daleka? - To przez zaklęcie! Wszystko to bierze się z zaklęcia, które rzucił na ciebie zły czarownik! Błagam cię, księżniczko Asuro! Nie wytrzymam dłużej! - Dlaczego jakbłko, które mi dałeś, było zatrute? - Nie było! - Było. - W takim razie to też sprawka czarownika. Asuro, proszę, pozwól mi wejść! Słabną mi ręce! - Co to za czarownik? - Nie wiem! - załkał książę. Drżały mu już nie tylko ręce zaciśnięte na linie, ale także całe ramiona. - Przypomniałem sobie! Merlin! Nazywa się Merlin! Błagam cię, najdroższa! Jeśli nie pozwolisz mi wejść, zaraz spadnę! Wpatrywał się w nią błagalnym spojrzeniem cudownie pięknych oczu. Pokręciła głową. - Nie jesteś prawdziwy - powiedziała i wypuściła linę. Książę z krzykiem runął na ziemię, dziewczyna zaś odsunęła się na bok, by uniknąć uderzenia przez koniec liny, po czym wychyliła się za parapet. Książę leżał bez ruchu na trawie u stóp wieży. Przyniosła z pokoju kotwiczkę i rzuciła ją, celując w głowę, ale nie trafiła; metalowe haki wryły się w ziemię kilkanaście centymetrów od ciała. Asura podniosła wzrok ku niebu. - Tym razem też nic z tego - powiedziała. Ciemność