Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Arbacesie! - zaprotestowała jedna z kobiet, osłaniając osłupiałą Jonę - pisane prawo zabrania przez dni dziewięć przeszkadzać samotności tych, którzy opłakują umarłych krewnych. - Usuń się, głupia kobieto! - zagrzmiał Arbaces - rozkaz pretora uchyla to prawo dla dobra Jony. Dziki śmiech wyrwał się z piersi Jony. Padła bez zmysłów wobec sięgających po nią rąk czarnych niewolników. Za chwilę uniesiono ją sprzed oczu zapłakanych kobiet. * * * A w domu Arbacesa znajdowała się już jedna uwięZiona. - Moja córko! - rzekł wysłuchawszy jej spowiedzi Arbaces, kiedy przyszła za nim - obrażasz przyzwoitość, tarzając się u progów domu, w którym Glaukus przebywa z rozkazu władzy. Żałuję cię, żeś popełniła występek i uczynię sam, co będę mógł, aby zaradzić jego złym skutkom. A dla ciebie będzie lepiej, jeżeli zostaniesz tutaj przez pewien czas. Nie będziesz wygadywała szkodliwych głupstw. Bądź cierpliwa, a za dni parę ujrzysz Glaukusa. I wyszedłszy, zamknął drzwi na żelazną zasuwę, polecając dozór nad uwięZioną niewolnikowi. NastęPnie udał się po Jonę i umieścił ją u siebie. Skrępowawszy tym sposobem wolność dwóch kobiet, z których jedna wiedziała o jego pośrednictwie przy wydostaniu trującego napoju, druga głośno oskarżyła go instynktem serca o mord, odetchnął spokojniej. Jednak rozumiał, że powietrze Kampanii staje się dlań ciężkie, mimo liczenia na pewną zgubę Glaukusa, przeciw któremu podżegał przez kapłanów gniew pospólstwa, zwykle zagradzający senatowi drogę do ułaskawienia. Chodząc dużymi krokami po mozaikowej posadzce swojej zacisznej komnaty, w której oddawał się czytaniu wyroków gwiazd, rozmyślał o przeniesieniu wiary swoich przodków za krańce Oceanu. "Tam wskrzeszę popioły starożytnej tebańskiej monarchii - marzył. - Tam w ukojonym przez czas sercu Jony ozwie się miłość i uwielbienie dla własnej duszy króla - proroka!" * * * Znalazłszy się w klatce, Nidia jęła krzyczeć i tupać nogami. Strażnik, młody niewolnik Sozja, przyniósł strawę i starał się ją uspokoić. - Czego chce twój możny pan od biednej ślepej dziewczyny? - żaliła się ze łzami, bijąc pięściami w mur. - Nie wiem. Może chce, abyś służyła tutaj swojej pani, którą także dziś sprowadzono. - Jona tu? Zaprowadź mnie do niej. - Akurat! Wścieka się tak, jak ty. Ładnie by to wyglądało, gdybyście się zeszły! Zresztą pan zapowiedział mi, abym nie miał oczu, ani uszu, ani myśli własnej, tylko posłuszeństwo. To znaczy, że mam stać tu na straży i nic więcej. - A gdzie jest twój pan? - Wyszedł. Zapewne poszedł świadczyć w sprawie tego ateńczyka, którego pewnie rzucą lwom na pożarcie. - Nie żartuj tak okropnie! - krzyknęła. Rozpłakała się znowu. Sozja poczuł litość dla niewidomej. Rozpytywał ją, kim jest. A dowiedziawszy się, że pochodzi z Tesalii, której kobiety słynęły ze znajomości czarów, nabrał dla niej szacunku. - Wywróż mi - prosił ją - czy zaoszczędzę kiedyś tyle pieniędzy, żebym sobie mógł wolność kupić, lub czy Egipcjanin obdarzy mnie nią za pokorną służbę. TA prośba zwróciła jej myśli na inny tor. Łzy jej w mig obeschły. Rozumiała, że oskarżyciel Glaukusa najwidoczniej lęka się pozostawienia jej na wolności i że może mu zaszkodzić. A zarazem pojmowała, że tylko chytrością, właściwą jej płci, potrafi wyzwolić się spod straży pokornego swemu panu strażnika. - Wyroki przeznaczenia i duchy objawiają tylko nocą - rzekła - zwłaszcza w wypadkach, kiedy nie można stosować ani litomancji, ani gastronomancji, bo nie mamy kosztownego kamienia i wnętrzności zwierząt