Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Chociaż bez wątpienia bardziej współczuł jej niż oburzonym krewnym. Jednakże wydawało mu się, że więź między mężem i żoną, nawet jeżeli niezbyt mocna w okresie dobrobytu, powinna być nierozerwalna w nieszczęściu. Tak jak powiedział pan Letterblair, miejsce żony jest przy boku męża, gdy ten znajdzie się w kłopotach. Lecz nie dotyczy to jego dalszego otoczenia i chłodne przyjęcie, jakie zgotowano pani Beaufort, zdawało się niemal czynić z niej jego wspólniczkę. Myśl o odwoływaniu się kobiety do rodziny, by osłonić hańbę męża w interesach, była niedopuszczalna, ponieważ tej jednej rzeczy Rodzina jako instytucja, nie mogła zrobić. Pokojówka Mulatka poprosiła do hallu panią Lovellową, która wkróte powróciła ze zmarszczonym czołem. - Chce żebym zatelegrafowała po Ellen Olenską. Oczywiście pisałam do Ellen i do Medory. Ale jej wydaje się to nie wystarczać. Mam natychmiast zatelegrafować i prosić, żeby przyjechała, ale sama. Oświadczenie to przyjęto milczeniem. Pani Welland westchnęła z rezygnacją, a May podniosła się ze swego miejsca, by pozbierać gazety rozrzuconą na podłodze. - Chyba jednak należy tak zrobić - ciągnęła dalej pani Lovellowa Mingott jakby w nadziei, że jej ktoś zaprzeczy. May skierowała się z powrotem na środek pokoju. - Naturalnie, że należy tak zrobić - przytaknęła. - Babcia wie, czego chce, a my powinniśmy spełniać jej życzenia. Ciociu, może ja napiszę zamiast ciebie telegram? Odejdzie zaraz i Ellen może uda się złapać poranny pociąg. - Każdą sylabę tego imienia wymawiała tak czysto i dźwięcznie, jakby uderzała w srebrne dzwoneczki. - Ale niestety, nie może zaraz odejść. I Jasper, i chłopiec stajenny biegają z listami i telegramami... May zwróciła się z uśmiechem do męża. - Jest Newland, gotów służyć pomocą. Wyślesz telegram, Newlandzie? Zdążysz jeszcze przed śniadaniem. Archer podniósł się mrucząc, że jest gotów, podczas gdy May przy stoliku starej Katarzyny z różanego drzewa pisała swym dużym niewyrobionym pismem. Po napisaniu kartki osuszyła ją starannie bibułą i podała Archerowi. - Jaka szkoda - powiedziała - że miniesz się z Ellen w drodze. Newland - dodała zwracając się do matki i ciotki - musi jechać do Waszyngtonu w sprawie o patent, która toczy się przed Sądem Apelacyjnym. Sądzę, że wuj Lovell powróci jutro wieczorem a skoro babci już się polepszyło, nie byłoby fair prosić Newlanda, by zrezygnował z tak ważnego zobowiązania wobec firmy, nieprawdaż? Przerwała, jak gdyby oczekując odpowiedzi; pani Welland pośpieszyła natychmiast z deklaracją: - Och, oczywiście, że nie, kochanie. Twoja babcia jest ostatnią osobą, która by sobie tego życzyła. Gdy Archer wyszedł z pokoju z telegramem, usłyszał, jak jego teściowa mówi zapewne do pani Lovellowej. - Ale dlaczego, na miłość boską, kazała ci depeszować po Ellen? - i dołączający się czysty głos May: - Najprawdopodobniej po to, by znów ją przekonywać, że mimo wszystko jej obowiązkiem jest stać przy boku męża. Drzwi wejściowe zamknęły się za Archerem, który skierował się szybkim krokiem w stronę poczty. Xxviii - O-L... jak pan w ogóle to wymawia? - spytała cierpko młoda dama, w kierunku której Archer posunął telegram żony po mosiężnym pulpicie w biurze Western Union. - Olenska... O-len-ska - powtórzył przyciągając na powrót kartkę, by wypisać obce sylaby nad chaotycznym pismem żony. - To rzadko spotykane nazwisko na nowojorskiej poczcie. Zwłaszcza w tej dzielnicy - zauważył niespodziewanie czyjś głos. Odwróciwszy się Archer zobaczył za sobą Lawrence'a Leffertsa, który przygładzał rozwichrzony wąs i starał się nie patrzeć na kartkę. - Halo, Newland! Od razu pomyślałem, że ciebie tu złapię. Właśnie dopiero co dowiedziałem się o ataku starej pani Mingott. A kiedy wracałem już do domu, zobaczyłem, że skręcasz w tę ulicę, wobec tego szybko ruszyłem za tobą. Czy już wychodzisz? Archer skinął głową i podał telegram urzędniczce. - Bardzo źle, co? - ciągnął dalej Lefferts. - Domyślam się, że telegram do rodziny. Przypuszczam, że jest źle, skoro włączacie w to hrabinę Olenską. Archer nie dał się zbić z tropu. Poczuł szaloną chęć, by trzasnąć pieścią w tę długą, chełpliwą, przystojną twarz znajdującą się tuż obok. - A to dlaczego? - spytał. Lefferts, znany z tego, że unikał wszelkiej dyskusji, uniósł brwi w ironicznym grymasie, którym ostrzegał swojego rozmówę przed obserwującą ich urzędniczką