Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Chce mi siê piæ... - Wskaza³ widoczn¹ w g³êbi miêdzy drzewami drogê. - Powinniœmy wzi¹æ ze sob¹ wodê. - Przyniosê - zaproponowa³ Richius. Rzuciwszy siekierê na ziemiê, ruszy³ ku miejscu, gdzie zostawili konie. U ich boków ko³ysa³y siê pêkate, pe³ne wody buk³aki. Richius odpi¹³ je, zabieraj¹c te¿ z juków sakwê z jedzeniem. Chcia³o mu siê piæ, czu³ te¿ niemal ca³kowite wyczerpanie, a przed nimi by³o jeszcze mnóstwo roboty. Musieli zwaliæ olbrzyma, por¹baæ go na czêœci i przeci¹gn¹æ polana na wóz. Richius zakl¹³ pod nosem, wyrzucaj¹c sobie, ¿e pozwoli³ Simonowi na wybór drzewa. Potem jednak wspomnia³ b³ysk w oczach Narena, energiê, jak¹ wk³ada³ w uderzenia toporem, i doszed³ do wniosku, ¿e rad jest z jego wyboru. Wszelki gniew, jaki tamten odczuwa³, uchodzi³ z niego z ka¿dym uderzeniem w pieñ. Po raz pierwszy Richius poczu³, ¿e s¹ ziomkami... i mo¿e zostan¹ przyjació³mi. Pospiesznie wróci³ z ¿ywnoœci¹ i wod¹ do starego dêbu. Simon znów zabra³ siê do roboty, r¹bi¹c z furi¹ stary pieñ. Richius skinieniem rêki da³ znaæ, by Simon przerwa³ i poda³ mu jeden z buk³aków. Simon rzuci³ narzêdzie i z wdziêcznoœci¹ przyj¹³ buk³ak. Poci¹gn¹³ ³yk i otar³ usta rêkawem. - - To by³o dobre... - westchn¹³. - Dziêki. A to co? Jedzenie? - - ¯ona coœ dla nas zapakowa³a. G³odny? - - Zawsze i wszêdzie! - Simon uœmiechn¹³ siê lekko i spojrza³ na drzewo. - Ale mamy jeszcze mnóstwo roboty. Mo¿e to od³o¿ymy? Richius usiad³ na ziemi, krzy¿uj¹c nogi, i zacz¹³ rozwi¹zywaæ worek. - - Jak chcesz, to poczekaj. Ja posiedzê, podjem i popatrzê. Zgoda? - - Jeszcze czego! - wykrzykn¹³ Simon, puszczaj¹c stylisko. Przechyli³ g³owê, by zajrzeæ do trzymanego przez Richiusa worka. - Co tam masz? Richius zacz¹³ rozk³adaæ zawartoœæ worka na porastaj¹cym polankê mchu. Dyana zapakowa³a im dwa niedu¿e okr¹g³e bochenki chleba, trochê jarzyn, kilka porcji suszonego miêsa i owoce przypominaj¹ce jab³ka. By³a to oczywiœcie ¿ywnoœæ Triinów, Richius jednak przywyk³ do niej od dawna, a Simon zd¹¿y³ ju¿ zg³odnieæ tak, ¿e zjad³by wszystko. Usiad³ wiêc i wbi³ ³apczywy wzrok w roz³o¿one przed nim dobra. Wzi¹³ jeden z owoców i skosztowa³. Westchn¹³ z zadowoleniem. - - Co to jest? - spyta³. - Dobre. - - Triinowie nazywaj¹ je shibo - odpowiedzia³ Richius. - Jab³ko mi³oœci. To owoc drzew rosn¹cych niedaleko st¹d. Na jesieñ zbiera siê je tutaj jak u nas jab³ka. Simon wyj¹³ zza pasa sztylet i przekroi³ owoc, a nastêpnie jedn¹ czêœæ poda³ Richiusowi. O tej porze drzewa shibo ugina³y siê pod ciê¿arem owoców. Richius oderwa³ kawa³ek chleba od bochenka i wyci¹gn¹³ d³oñ do Simona. Naren wzi¹³ i pow¹cha³. Wci¹¿ jeszcze mia³ spuchniêty nos, ale poczu³ zapach. - - Bo¿e, jak dobrze jest znów zobaczyæ coœ do zjedzenia! - westchn¹³. - I w takiej iloœci. Nie mam pojêcia, dlaczego nie czujesz siê tu dobrze, Vantranie. Mog³eœ trafiæ znacznie gorzej. - - Mo¿e i tak. - Richius wzruszy³ ramionami. - Ale sam wiesz, ¿e ¿ycie nie sk³ada siê wy³¹cznie z posi³ków. Niekiedy mê¿czyŸnie trzeba czegoœ wiêcej, ni¿ dachu nad g³ow¹ i pe³nego brzucha. - Podniós³ wzrok ciekawy reakcji Simona. - Ty tak nie s¹dzisz? - - To prawda, cz³owiekowi potrzeba naprawdê niewiele - odpowiedzia³ Simon. - Ty urodzi³eœ siê w królewskiej rodzinie. Nie wiesz, jak to jest, kiedy siê nie ma niczego. Ja wiem. Myœlê, ¿e dobry chleb smakuje mnie bardziej, ni¿ tobie. Ty przywyk³eœ do tego, ¿e wszystko ci podawano na tacy, prawda? Bez urazy, przecie¿ to szczera prawda. Mam racjê? - - Nie masz. Kiedy siê biliœmy w dolinie Dring, nie mieliœmy niczego, bo zawiod³y nawet dostawy z Imperium. Nigdy te¿ nie chcia³em zostaæ królem. To siê sta³o po œmierci mojego ojca i niewiele mia³em w tym wzglêdzie do powiedzenia. Nikt te¿ mi nie da³ Dyany ani Shani. Musia³em walczyæ z niemal ca³ym œwiatem, by je odzyskaæ. Zap³aci³em za to wygnaniem z Nar. Straci³em Aramoor. Nie uwa¿aj mnie za bogacza, Simonie, bo nim nie jestem. Ju¿ nie. Simon siedzia³ z doœæ obojêtn¹ min¹. Ostro¿nie odci¹³ sztyletem kolejny kawa³ek owocu i zdj¹³ go z ostrza wargami. Kiedy rozgryza³ mi¹¿sz, na jego twarzy pojawi³ siê drwi¹cy uœmiech. - - I co? Bêdziemy sobie opowiadaæ, kto z nas jest biedniejszy, Szakalu? Nie radzê. Przegrasz. - - Mo¿e i tak. Ale nie chcê, byœ powzi¹³ o mnie fa³szywe mniemanie. Cokolwiek s³ysza³eœ od Gayle’a, to fa³sz. Nie jestem jakimœ tam rozpieszczonym ksi¹¿¹tkiem. Bra³em udzia³ w ciê¿kich walkach tu, na Lucel - Lorze. Widzia³em X7.&zxy, które zmrozi³yby ci krew w ¿y³ach. Straci³em wielu przyjació³. Simonie, nie ka¿ mi broniæ ich pamiêci. To ty przegrasz. Simon podniós³ d³oñ w udawanej kapitulacji. - - Niech ci bêdzie. Bez urazy, jak powiedzia³em. Ale godzi siê rzec, ¿e chodzisz po zamku, jakbyœ dŸwiga³ na ramionach ciê¿ar ca³ego œwiata. - - Nie wiesz, o czym mówisz - stwierdzi³ Richius zwodniczo ³agodnym g³osem. - - Mo¿e i nie