Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Za pomocą sprzężonego z mikroskopem aparatu fotograficznego i komputera — ciągnął dalej — zbadałem wszystkie trójkąty. Na pierwszym zdjęciu trzy z nich różnią się od pozostałych. Niedostrzegalna gołym okiem gwiazdka, która znajduje się wewnątrz każdego trójkąta, w trzech wspomnianych wyżej miała kolor czarny, w pozostałych była czerwona. Domyślacie się już zapewne, że odmienny kolor trzech gwiazdek uważam za związany z dokonanymi przed dokładnym sfotografowaniem mozaiki obserwacjami z samolotu, z badaniami przeprowadzonymi przez oddziały wojskowe i naszymi wstępnymi oględzinami. Gdy przeprowadzałem dzisiejszej nocy obliczenia, trójkąty zawierały siedemdziesiąt cztery czarne gwiazdki — dokładnie tyle metod zastosowaliśmy w ciągu pierwszych trzech dni badań. — Sądzi pan, że maczuga może się oprzeć blisko dziewięciu miliardom różnych metod? — spytał pułkownik. Loan nerwowo bębnił futerałem od okularów. — Każda zastosowana przez nas metoda sprawia, że czernieje jedna gwiazda, ale w niczym nie wzbogaca to naszej wiedzy — powiedział. — Pozostało jeszcze wiele czerwonych gwiazdek. Skłonił się niezgrabnie i usiadł ciężko, w kompletnej ciszy słychać było skrzypienie jego krzesła. — Absurd! — zawołał Blamm i wybuchnął histerycznym śmiechem. Nikt mu nie wtórował. O głos poprosił Gleen. — Wypowiedź profesora Loana — powiedział — skierowała moje myśli ku zdarzeniu, którego niezwykłość podkreślał w czasie naszego pierwszego spotkania pan pułkownik. Pamiętacie, panowie, że maczuga niepostrzeżenie przemknęła przez radarowy parasol rozpięty nad terytorium państwa, a przecież nie ma w nim luk. Maczuga potrafiła zmylić radary, ale, sądząc po obliczeniach, nie zanotowała tego sukcesu w żadnym z trójkątów mozaiki. Loan z zaciekawieniem spojrzał na dawnego ucznia. — Domyśla się pan przyczyny? — spytał. — Tak — odparł Gleen. — Wydaje mi się, że maczuga ma zdolność odgadywania naszych zamiarów. Notuje sobie obrócenie wniwecz tylko tych naszych wysiłków, które wiodą do przeniknięcia jej tajemnicy. Odkryła, że przyczyny zbudowania systemu radiolokacyjnego były inne, a jej spotkanie z nim zrządził przypadek. Wiedząc o tym odebrała wysłanym z Ziemi falom elektromagnetycznym ich zwykłe właściwości, ale nie wprowadziła żadnych zmian w mozaice. — Panowie — przerwał wypowiedź Gleena pułkownik — odłóżmy na bok wydumane teo- rie. Dzisiejsze sprawozdanie zawiera spis zastosowanych dziewięciuset sześćdziesięciu siedmiu metod. Proszę profesora Loana o porównanie tej liczby z aktualną ilością czarnych gwiazdek. Loan wyszedł. Wrócił po dwóch godzinach, które zgromadzeni w namiocie mężczyźni spędzili dyskutując chaotycznie nad hipotezą Gleena lub spierając się o błahostki. Gdy pokazał się u wejścia do namiotu, zapadła pełna wyczekiwania cisza. — W mozaice przybyło dziewięćset sześćdziesiąt siedem czarnych gwiazdek — powiedział. Zamierzał dodać coś jeszcze, gdy przed namiotem zatupotały ciężkie wojskowe buty. — Otworzyła się! — krzyknął wbiegający wartownik. — Otworzyła na oścież! Rzucili się do wyjścia, biegiem przebyli pole dzielące namiot od maczugi. Ogromny płat jej powłoki oderwany od głównego korpusu zmienił się w szeroki pomost jednym końcem oparty o ziemię, a drugim zaczepiony o próg otworu, za którym ziała czernią przepastna czeluść. Zbici w gromadę ludzie utkwili oczy w tej czerni, jakby czekając na nieznane stwory, które się z niej wyłonią. Drgnęli, gdy wydało im się, że z otwartego kolosa dobiega echo kroków. — Wprowadzimy tam kamery — powiedział pułkownik. Nie mogli już liczyć na samorzutne wyjawienie się tajemnicy, musieli działać. Nim wstał dzień, kamery uczepione do długich i ruchliwych metalowych ramion zniknęły we wnętrzu maczugi. Eksperci zasiedli przed ekranami monitorów. Zapalono sprzężone z kamerami reflektory i głęboka czerń ekranów ustąpiła miejsca dziesiątkom barw i kształtów. Wnętrze maczugi wypełniała plątanina kolorowych rur, tysiącznymi splotami zdążających do gęsto rozmieszczonych gruszkowatych zbiorników. Kilkugodzinne oględziny pozwoliły stwierdzić, że maczuga pokazała ludziom zaledwie niewielką część swych zakamarków, bowiem komora, którą obejrzeli, liczyła nie więcej niż dziesięć tysięcy metrów sześciennych, a od pozostałych oddzielona była ścianami przypominającymi zewnętrzną powłokę. — Moglibyśmy tam wejść — powiedział Olssen. — Spróbujemy przebić się dalej. — To niebezpieczne... — wahał się pułkownik. — A cóż się może stać? — prychnął pogardliwie Blamm, manifestując swoją niewiarę w świadomą złośliwość maczugi