Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Czekało ich zapewne rychłe spotkanie z Nunnem, teraz jednak mogli się na nie przygotować. Wokół kręgu O tym, co uchroniło trzech czarodziejów przed smokiem Tylko trzech z nich ocalało po bitwie o trzy kamienie – pierwsze z siedmiu smoczych oczu, które się ujawniły. Dwaj byli rodzeństwem – nazywali się obecnie Obar i Nunn, trzeci natomiast, zegarmistrz, przybrał imię Rox. Wcześniej nosili inne imiona: tradycyjne, wyniesione ze zwyczajnego świata. Przyjmując jednak na siebie rolę trzech wielkich czarnoksiężników, wybrali sobie inne. Byli wówczas młodzi, niedoświadczeni w obchodzeniu się ze świeżo zdobytą, mamiącą zmysły mocą. Kiedy na początku Nunn bawił się smoczym okiem, wyobrażał sobie, że nic nie jest dla niego niemożliwe. Rox, najstarszy z całej trójki, pierwszy znalazł klejnot. Pod okiem jeszcze starszego czarodzieja doskonalił się w magicznym rzemiośle. Potem przekazał dwóm braciom swoją wiedzę, która zawierała sporo utopijnych idei o wzajemnej pomocy, współpracy, niesieniu w świat kaganka wielkiej magii przez czarodziejów. Aczkolwiek nawet w tej utopii zawierało się kilka zastrzeżonych rozdziałów, Rox bowiem nigdy nie wyjawił, gdzie znalazł swoje oko i co się stało z jego nauczycielem. Nunn umiał latać i wyrywać drzewa z korzeniami. Z pomocą Roxa wyrobił w sobie jednak szereg dodatkowych umiejętności: mógł obejrzeć plażę po drugiej stronie wyspy, a nawet przenieść się na nią w mgnieniu oka. Ilekroć się budził, czuł zapach świeżej przygody, zawsze bardziej fascynującej niż poprzednia. Dzięki oku czuł się niezwyciężony. Ale tylko do czasu, kiedy pewnego dnia poruszył się smok. Rox dowodził, że prowadzone przez nich rozległe badania mają swe uzasadnienie. Klejnoty były prezentem od smoka, a smok wymagał, by ich używali. – Mamy dać mu coś w zamian? – zapytał raz Obar. – Nie – odpowiedział Rox. – Mamy się nimi bronić. Wśród ludu krążyły opowieści o smoku. Często były ogólnikowe, a nierzadko też sprzeczne, niemniej je rozgłaszano, do czego przyczyniali się również dawni właściciele kamieni. Jedni utrzymywali, że smok wszystko niszczy. Inni powiadali, że niszczy wyłącznie niegodziwych. Albo możnych. Albo wszystkich z wyjątkiem garstki błogosławionych. Każdy jednak się zgadzał, że pewnego dnia smok wróci i znowu dokona zniszczenia. Nunn podejrzewał, że gro z tych pogłosek rozsiewa sam smok. Dba, by plotki nigdy nie gasły, albowiem uwielbia szerzyć strach wśród ludzi. Kiedy smok się ruszał, osobliwie zachowywały się zaklęcia. Na początku moc czarów słabła sporadycznie i na krótko, jak gdyby winę za to ponosiło kilka zapomnianych słów w formule, którą wystarczyło po prostu powtórzyć. Później jednak cały świat zaczął się odmieniać: nie tylko twory wyczarowane przez trzech magów, ale również takie rzeczy jak powietrze, woda czy niebo uważane dotąd przez czarodziejów za nieodmienne fragmenty rzeczywistości. Na koniec zaobserwowali zmiany zachodzące w smoczych oczach. Moc klejnotów, niczym płomyk gasnącej świecy, na przemian nikła i wzrastała. I nadszedł dzień, kiedy usłyszeli jego odległy głos – może dlatego, że byli czarodziejami... a może dźwięk ten dotarł do wszystkich, którzy mieli uszy. Gdy brzmiał ów pierwszy pomruk smoka, noc spowijała świat, a niebo było bezgwiezdne. Nunn zrazu przypuszczał, że to chmury zawisły nad ziemią, lecz gdy poczuł pod stopami drżenie, zaczął się zastanawiać, czy za zniknięciem gwiazd nie kryje się smok. Pomruk narastał bardzo wolno, początkowo tylko ziemia delikatnie dygotała. Niemniej dygotała wszędzie i drżenie owo nie ustawało. Wręcz przeciwnie, przybierało na sile, podczas gdy noc się przeciągała ponad miarę, a świat tonął w mroku. Z czasem zatrzęsły się krzesła i stoły, rondle i patelnie – wszystko brzęczało i klekotało, wciąż i wciąż, jakby ziemię na wieki pochwyciły dreszcze. Nie trwały jednak wiecznie. Raptownie zapanował spokój i w tej samej chwili pierwsze zorze wypłynęły na niebo. Nunnowi zdawało się, że w życiu nie widział wspanialszej jutrzenki. Jednak już wkrótce różowe plamy z krańców horyzontu rozprzestrzeniały się na całe sklepienie, zaciągając pozbawione słońca niebo mętną czerwienią, jakby za horyzontem świat stanął w ogniu. Nunn zrozumiał, że wkrótce smok wszystko zniszczy. A wtedy czarodzieje – owi niezwyciężeni, przepełnieni wiedzą czarodzieje – zapytali, przyglądając się końcu świata: „Jak się przed nim obronić?” Nie opuściła ich nadzieja, próbowali więc. Niektóre szopy i słabsze zabudowania zawaliły się w nocy wskutek drżenia ziemi. Magowie schronili się w jednym z nielicznych ocalałych budynków, by przejrzeć mądre księgi w poszukiwaniu jakiegoś panaceum na spustoszenia czynione przez smoka. W miarę jak mijał ów dzień niepodobny do innych dni, rosła temperatura, aż nastał taki upał, że czarodzieje musieli zdjąć większość ubrań, a i tak poruszali się z trudem. Na dworze wiatr, niby gorący oddech smoka, zawiewał krótkimi podmuchami. Czarodzieje czuli, że potwór na nich czeka, zaraz za drzwiami, i nie popuści, do momentu gdy pochłonie ich wraz z resztą świata. Lecz gdy upłynęło kilka długich godzin, oczy smoka powróciły nagle do życia i zabłysły mocą. – Nie znajdziemy tu niczego, co by nam pomogło – rzekł Rox, zatrzaskując ostatnią z ksiąg. – Chyba czas się poddać. – Nie! – sprzeciwił się Nunn. – Kamienie nas ochronią! – orzekł Obar. – Doprawdy? – zapytał Rox. – A może zostały nam tylko wypożyczone i teraz smok żąda ich zwrotu? – Turlał w dłoni swój klejnot, jakby rozmyślał, czyby go wyrzucić. Nunn z trwogą przypatrywał się kapitulacji starszego czarodzieja. Sam nie zamierzał dać za wygraną. – Będziemy walczyć za pomocą oczu! – Ja już nie mam sił. Zbyt wiele życia poświęcili tym kamieniom. Nunn nie zamierzał pozwolić, by zmarnowało się jedno oko. – Jeśli ty nie chcesz go używać, znam kogoś, kto zechce. Skoncentrował moc swojego klejnotu i wypuścił wąski snop śmiercionośnej energii. – Co ty wyprawiasz? – krzyknął Rox. Mimo rozpaczy zachował refleks, dzięki czemu zdążył zasłonić się wiązką mocy z własnego kamienia. Siły były wyrównane. – Dlaczego trwonisz energię? Lepiej poddajmy się smokowi i skończmy z tym raz na zawsze! Wolę śmierć niż życie w ciągłym strachu. Nunnowi drżały ręce. – Bracie! – przywołał Obara