Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Sześć żyjących gatunków leniwców z tropikalnych amerykańskich puszcz to zwierzęta niezmiernie powolne. Obserwowanie ich jest nużące: potrafią godzinami tkwić nieruchomo, uczepione gałęzi długimi pazurami przeciwstawnych palców, zawsze zawieszone głową w dół; po ziemi mogą czołgać się niezdarnie. Ich kuzyn natomiast - przynależny do tej samej nadrodziny Megalonychoidea - miał sześć metrów długości, ważył tyle co słoń i oczywiście nie wdrapywał się na drzewa. Było to megaterium {Megathe-rium), pokryte futrem o bardzo długich włosach. W tej samej grupie szczerbaków owłosionych - potocznie nazywanych leniwcami olbrzymimi - znajdował się mylodont (Mylodon albo Grypotherium) wielkości bizona, nieco dalej spokrewniony z dzisiejszymi leniwcami. Szczerbaki owłosione z plejstocenu były masywnymi zwierzętami. Ze względu na specyficzną budowę stóp zostawiały ogromne odciski. Tropy megaterium o metrowych pazurach są większe niż jakiegokolwiek innego zwierzęcia wszystkich czasów. Stąd grupa szczerbaków owłosionych (Pi-losa) ma także inną nazwę łacińską: Gravigrada, co po polsku znaczy „ciężkostępy". Nazwa ta nie jest wygodna dla systematyków, ponieważ nie można nią objąć współczesnych leniwców, które mieszczą się w tej grupie. W publikacjach popularnych jednak nie powinno się pomijać określenia ,,ciężkostępy",gdyż jest ono znacznie bardziej obrazowe niż „leniwce olbrzymie", nasuwające skojarzenia z ospałymi mieszkańcami koron wysokich drzew. Ani pierwsze znaleziska ciężkostępów i gliptodontów pospołu z ludzkimi szczątkami, ani liczne następne - nie od razu przekonały uczonych, że te dziwaczne olbrzymy żyły równocześnie z człowiekiem. Wielkie szczerbaki, których kości odkrył już młody Darwin podczas swej słynnej wokółziemskiej podróży, mocno tkwiły w świadomości paleontologów jako zwierzęta minionych epok, kiedy świat przedstawiał się całkiem inaczej. W zeszłym stuleciu nie znano metody zegara promieniotwórczego, która z pomocą izotopu węgla C14 pozwala określić wiek skamieniałych szczątków organicznych. Nie wiedziano również, od jak dawna człowiek zasiedla Amerykę ani też. kiedy w ogóle pojawił się na Ziemi. Tymczasem przybywało wciąż nowych stanowisk paleontologicznych, gdzie mylodonty i gliptodonty - a rzadziej megateria - znajdowano obok ludzkich kości, narzędzi i śladów ognisk. Ogromne skorupy gliptodontów nie tylko zabezpieczały zwłoki od pożarcia przez drapieżniki, lecz równie dobrze służyły ludziom za życia. Jeden z pierwszych badaczy tych wykopalisk, wspomniany Florentino Ameghino, tak je skomentował: „Amerykański człowiek pierwotny niewątpliwie używał tych mocnych, wysoko sklepionych pancerzy, sporządzając z nich dachy dla swych domostw i palenisk; w takiej izbie nie było mu ciaśniej niż dziś niejednemu członkowi prymitywnych plemion w jego szałasie". Prócz Ameghina sprawą kopalnych szczerbaków zajęli się jego koledzy, Antonio Branca i Francisco Moreno. Doszli oni zgodnie do wniosku, że zarówno częste znajdowanie kości tych zwierząt razem z ludzkimi szczątkami, jak też świadectwa wykorzystywania tych ssaków przez pierwotnego człowieka - wykluczają przypadek wspólnego ułożenia 217 szkieletów. Odpowiedź może być tylko jedna: ludzie, którzy zajęli kon-1 tynent południowoamerykański, zastali na nim wielkie szczerbaki żyjące z dawien dawna w tych samych siedliskach. 218 Herman Burmeister, najsłynniejszy podówczas specjalista od kopalnych szczerbaków, długo upierał się przy poglądzie wyrażonym pół wieku wcześniej przez Cuviera, że wszelkie znane ze skamielin zwierzęta amerykańskie należały do wcześniejszej epoki i paleolityczny łowca mógł tylko natrafiać na odsłaniane przez erozję ich szkielety i włączać je do swych mitów i legend. Trzej wspomniani paleontologowie byli uczniami Burmeistera. Prze/, długi czas bezowocnie starali się przekonać go o słuszności swych poglądów. Kiedy wreszcie Burmeister, rzetelny uczony, wobec siły dowodowej coraz liczniejszych znalezisk przyznał otwarcie, że się mylił -jego adwersarze poszli dalej, twierdząc, iż zarówno ciężkostępy jak gliptodonty dotrwały czasów zawojowania Ameryki przez europejskich zdobywców. Wobec braku metod choćby przybliżonego datowania kopalnych znalezisk spór ten nie mógł zostać rozstrzygnięty. Dlatego nie wzbudzi) szerszych reperkusji do czasu, gdy trzej badacze oświadczyli, że przynajmniej mylodont jest zwierzęciem żyjącym! Było to wetknięcie kija w mrowisko. Teraz Ameghino, Branca i Moreno znaleźli się ze swoim votum separatum w opozycji nie tylko do sędziwego mistrza, lecz i do całej nauki światowej. Już wcześniej istniały w tej sprawie poszlaki, o których powszechnie wiedziano. Były to przede wszystkim kroniki z czasów konkwisty. Ich autorzy często wspominali o jakimś wielkim ssaku, który nie mieścił się w obrazie poznanej fauny południowoamerykańskiej. Żaden z nich nie widział żywego albo zabitego okazu, lecz oglądali wyprawione skóry tego zwierzęcia, którymi okrywali się tubylcy. Później powoływano się na autorytet francuskiego geografa Andre Theveta. Tajemniczy stwór trafił do klasycznego dzieła Konrada Gesnera Historia zwierząt, z połowy szesnastego wieku. Również Indianie z plemienia Tehuelczów niera/ opowiadali, że w bezludnych, prawie nie zbadanych pampasach żyje zwierz wielkości wołu, niezmiernie trudny do zabicia, gdyż ma coś w rodzaju pancerza pod skórą pokrytą wyjątkowo długim włosem. Pierwszym, który rzucił myśl poszukiwania żywego mylodonta, byt Ameghino. Z początku przypuszczano, że ryzykancko uwierzył dawnym i współczesnym świadectwom, nie popartym dowodami rzeczowymi. Przyrodnik miał jednak w zanadrzu dwa mocne argumenty. Ameghino wykładał na uniwersytecie w Buenos Aires, a zarazem pracował w stołecznym muzeum przyrodniczym. Tam odwiedził go pewien farmer, przynosząc garść jakby obtoczonych kostek w kształcie ziaren fasoli, z prośbą o ustalenie, do jakiego zwierzęcia należą. Były one zbył świeże, by stanowiły materiał kopalny. Uczony wiedział, co o tym sądzić. Wynurzenia Tehuelczów o zwierzę- ciu posiadającym „coś w rodzaju pancerza pod skórą" były potwierdzeniem paleontologicznych odkryć. Podczas gdy gliptodonty nosiły ścisłą skorupę na grzbiecie, megateria miały normalne futro. Różne gatunki mylodontów wprawdzie tak samo odznaczały się długą sierścią, lecz ich 219 skóra nabijana była na całym ciele osobliwymi kostnymi wrostkami, właśnie rozmiaru fasoli. Mogło to stanowić ogniwo przejściowe na drodze do wytworzenia się takiej pokrywy łuskowej, jak u pancerników. Zjawisko było dobrze poznane jako jeden z dowodów teorii ewolucyjnej. Nie udało się odkryć go w żadnej innej grupie zwierząt. Teraz Ameghino przypomniał sobie przygodę swego przyjaciela, Ra-mona Listy, członka rządu argentyńskiego. Lista był z wykształcenia geografem, z zamiłowań zaś podróżnikiem