Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Powiedział też, że Noa była bliska Immanuelowi, a teraz i ona, i Teo stali się jemu bliscy. Pod wieczór Teo zawiózł gościa, żeby obejrzał opustoszały budynek. Boli mnie głowa, powiedziałam, zostaję w domu. Dziesięć minut później naprawdę rozbolała mnie głowa. ,,. 232 Wzięłam dwa proszki i poszłam posiedzieć w pustej czytelni biblioteki miejskiej, gdzie mają klimatyzację. Znalazłam sobie angielską książkę o dziejach kolonializmu w Lagos, czytałam ją dwie godziny, a potem zaczęłam czytać o szympansach, aż przyszła bibliotekarka i delikatnie dotknęła mojego ramienia, mówiąc: Przepraszam, Noa, zamykamy. Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że Awraham już się pożegnał i odjechał do Tel Awiwu, prosił, żeby mnie pozdrowić i bardzo podziękować, a Teo w białym fotelu czeka, aż wrócę, jak zawsze cierpliwie i uparcie, czeka w spokoju, niezmordowany, nieustępliwy, ułożył bose nogi na stoliku w salonie, twarde ramiona wystają spod podkoszulka, szeroki pas pachnie skórą, która przesiąkła męskim potem, ale tym razem nie siedzi po ciemku, zapalił światło, żeby poczytać książkę o narkomanii, wziął ją z mojego nocnego stolika, nazywa się Młodzież w pułapce. Kiedy weszłam, zdjął moje okulary i spytał, jak się mam, jak głowa. Nadzwyczajnie, odpowiedziałam. 233 Za pięć pierwsza w nocy. Za ścianą zgrzyta spóźniona winda. Nie staje, tylko pnie się dalej z jękiem lin na jedno z górnych pięter. Noa jest w swoim łóżku, wykąpana, w białej koszuli, w okularach, jej głowę okala krąg światła lampki nocnej, czyta książkę Narodziny i upadek rewolucji dzieci-kwiatów. Teo leży u siebie w pokoju i słucha w Radiu Londyn audycji o ekspansji wszechświata. Drzwi balkonowe są otwarte. Od wschodu, od nagich wzgórz, nadciąga suchy wiatr, rozwiewa łagodnie firanki. Księżyca nie ma. Gwiazdy świecą zimno i ostro. Ulice miasteczka już dawno są ciemne i opustoszałe, ale światła na placu wciąż rytmicznie zmieniają kolor: czerwony, żółty, zielony. W centrali telefonicznej na nocnej zmianie siedzi samotnie ślepy Lupo i słucha głośnego cykania świerszcza. Pies drzemie u jego stóp, ale od czasu do czasu nastawia uszu, a po grzbiecie przebiega mu nerwowy dreszcz. Kiedy nadejdzie Eliasz? Człowiek, który zwykł pytać, umarł. Może teraz już wie. Niewidomy natęża słuch do granic możliwości i wsłuchuje się w szelest nocy, bo zdaje mu się, że z 234 tchnieniem ciszy i graniem świerszcza wkrada się lament zmarłych, rozdzierający i lekki jak mgła płynąca przez mgłę. Cienki płacz dopiero co zmarłych, niepogodzonych z losem, jest niewinny i pełen urazy jak płacz dziecka porzuconego na pustym. Zmarli dawniej szlochają miarowo, przeciągle, jak kobieta tłumiąca łzy w ciemności pod grubą kołdrą. Zmarli w starożytności, których obraz już dawno zatarł się w sercach ludzi, kobiety beduińskie, które skonały z głodu na tych wzgórzach, nomadzi, pasterze sprzed wieków ślą z otchłani ponury tren, głuchy i cichszy niż sama cisza: zwiastowanie pragnienia powrotu. W tle — głębokie, zduszone łkanie martwych wielbłądów, krzyk barana zarżniętego w czasach praojca Abrahama, popiół dawnego ogniska, bujność skamieniałego drzewa, które mogło zielenić się w wa-di na wiosnę wieki temu, a jego tęsknoty nadal szemrzą w mrokach równiny. Lupo wstaje, potyka się o psa, przeprasza, wy-macuje drogę i zamyka okno w centrali. Noa zgasiła światło. Teo podchodzi boso do drzwi sprawdzić, czy są zamknięte, i idzie przeszukać lodówkę. Czego szuka? Znów nie ma pojęcia. Może tylko bladego światła, które sączy się spośród jedzenia, i doznania panującego wewnątrz chłodu. Da za wygraną i wróci do siebie. Zapomni wyłączyć radio i wyjdzie na balkon posiedzieć trochę naprzeciw nagich wzgórz. 235 .vi Po naradzie Teo pojechał do Palermo po pizzę, zamiast obiadu, żeby nie tracić czasu. Chciał zdążyć obwieźć gościa po Tel Kedar i pokazać mu dom Alhariziego. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, powiedziałam: Niewiele mogę wnieść do dyskusji o walkach Palmachu na Negewie. Wiem, że was było mało, wrogów mnóstwo, wygraliście tę wojnę i wszystkie inne wojny, nieważne, czy z oskrzydleniem, czy bez oskrzydlenia, które wymyślił Pini Finkel albo ktoś inny. Za to teraz przyniosę ci korespondencję, faktury i rachunki, żebyś zobaczył, co zrobiliśmy z pieniędzmi, jakie z uporem przysyłasz nam co miesiąc. Awraham Orvieto powiedział, że nie ma takiej potrzeby: po pierwsze, na razie prawie całą sumę wyłożył Teo. W ciągu najbliższych tygodni mu ją zwróci. Jest pewne opóźnienie w wypłatach gotówkowych. Zresztą i tak okazuje się, że czeka nas wiele przeszkód, chyba można powiedzieć, że kupno budynku było trochę przedwczesne? Ale ja nie dawałam za wygraną: muszę mu przedstawić rachunki, które zebrałam, jeszcze nie wszystkie posegregowałam, i pokazać mu doku- 236 menty i listy. To on mi powierzył tę funkcję i tylko jemu powinnam składać sprawozdanie. Zaraz przyniosę wszystko, co uda mi się znaleźć