Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Miro siedział otępiały przed terminalem na pokładzie promu pędzącego na wysokiej orbicie nad planetą descoladores. - Nie mogę pracować - oświadczył w końcu. - Nad żadnym językiem nie umiem się skupić, kiedy mój naród i mój dom znalazły się na krawędzi zniszczenia. Wiedział, że Jane - przypięta do koi na rufie promu - cały swój umysł wykorzystuje do transportu kolejnych statków z Lusitanii na inne skolonizowane światy, nie przygotowane na ich przyjęcie. Tymczasem on mógł najwyżej rozważać molekularne przekazy niepoznawalnych obcych. - A ja mogę - stwierdziła Quara. - W końcu descoladores są równie wielkim zagrożeniem, i to dla całej ludzkości, nie tylko dla jednej planetki. - Jakaś ty mądra - wtrąciła oschle Ela - patrzysz na to wszystko z właściwej perspektywy. - Spójrzcie na transmisję, jaką odbieramy od descoladores - mówiła dalej Quara. - Czy widzicie to samo, co ja widzę? Ela wywołała nad swoim terminalem obraz z komputera Quary. Miro także. Quara była wprawdzie irytująca, ale znała się na swoim fachu. - Widzicie? Cokolwiek jeszcze robi ta molekuła, została zaprojektowana, żeby oddziaływać na dokładnie ten sam obszar mózgu co molekuła heroiny. Nie można zaprzeczyć, że pasowała idealnie. Eli jednak trudno było w to uwierzyć. - Mogli tego dokonać tylko w jeden sposób - stwierdziła. - Musieli wykorzystać historyczne informacje zawarte w wirusie descolady, jaki im posłaliśmy. Na ich podstawie zbudowali ludzkie ciało. Zbadali je, znaleźli środek chemiczny, który unieruchomi nas bezmyślną rozkoszą, a oni tymczasem zrobią z nami to, na co mają ochotę. Ale przez czas od przesłania im informacji w żaden sposób nie mogli wyhodować człowieka. - Może pełne ciało nie było im potrzebne - zgadywał Miro. - Może tak dobrze umieją czytać informację genetyczną, że na jej podstawie ekstrapolowali całą niezbędną wiedzę o ludzkiej anatomii i fizjologii. - Przecież nie mają naszego DNA - przypomniała Ela. - Może potrafią wycisnąć dane z pierwotnego, naturalnego wirusa. W każdym razie jakoś je uzyskali i najwyraźniej domyślili się, że od tego będziemy tu tkwić jak kamienie z głupimi, zadowolonymi uśmiechami. - Dla mnie jest całkiem oczywiste - wtrąciła Quara - że chcieli, żebyśmy tę molekułę odczytali biologicznie. Chcieli, żebyśmy natychmiast przyjęli narkotyk. Według nich pewnie siedzimy teraz i czekamy, aż przylecą i przejmą statek. Miro natychmiast zmienił obraz nad terminalem. - Niech to licho, Quaro! Masz rację. Patrzcie: trzy statki kierują się w naszą stronę. - Nigdy dotąd się do nas nie zbliżali - przypomniała Ela. - Teraz też się nie zbliżą - rzekł Miro. - Musimy pokazać, że ich koń trojański nie zadziałał. Poderwał się z fotela i niemal pofrunął korytarzem do śpiącej Jane. - Jane! - krzyczał, zanim jeszcze dotarł do kabiny. - Jane! Po chwili uchyliła powieki. - Jane - powiedział. - Przesuń nas o jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów i ustaw na niższej orbicie. Spojrzała niepewnie, potem chyba postanowiła mu zaufać, gdyż o nic nie spytała. Zamknęła oczy, gdy tylko Gasiogień zawołał ze sterowni: - Zrobiła to! Przenieśliśmy się! Miro popłynął z powrotem. - Teraz wiemy, że tego nie potrafią - stwierdził. Rzeczywiście, terminal wykazywał, że obce statki nie zbliżają się już, ale ustawiły się czujnie o dwadzieścia kilometrów dalej, z trzech... nie, czterech stron. - Ładnie nas wzięli w czworościan - zauważył Miro. - W każdym razie wiedzą, że nie poddaliśmy się narkotykowi - rzekła Quara. - Ale nie zbliżyliśmy się przez to do zrozumienia. - Po prostu jesteśmy durniami - orzekł Miro. - Samooskarżenia nie pomogą - odpowiedziała Quara. - Nawet jeśli w twoim przypadku są akurat prawdziwe. - Quaro! - rzuciła ostro Ela. - To był żart, do diabła! Czy dziewczyna nie może zażartować ze swojego starszego brata? - No tak - mruknął Miro. - Żartownisia z ciebie. - Co miałeś na myśli mówiąc, że jesteśmy durniami? - zapytał Gasiogień. - Nigdy nie odszyfrujemy ich języka - wyjaśnił Miro. - Ponieważ to nie jest język. To zestaw rozkazów biologicznych. Oni nie mówią. Nie abstrahują. Oni tylko tworzą molekuły, którymi robią pewne rzeczy. To tak jakby ludzki słownik składał się z kija i marchewki. Walisz kijem albo dajesz marchewkę: kara i nagroda. Jeśli w ogóle miewają jakieś abstrakcyjne myśli, nie odczytamy ich z molekuł. - Trudno uwierzyć, żeby rasa nie posiadająca abstrakcyjnego języka potrafiła stworzyć takie statki - stwierdziła z wyższością Quara. - Oni nadają te molekuły, jak my nadajemy widy i głosy. - A jeśli mają wewnętrzne organy, które bezpośrednio tłumaczą te molekularne przekazy na chemiczne i fizyczne struktury? Wtedy by mogli... - Nie zrozumiałeś. Waląc kijem i karmiąc marchewką nie da się zbudować fundamentu wiedzy. Potrzebują języka, żeby magazynować informacje poza własnym ciałem, żeby przekazywać wiedzę od osoby do osoby, z pokolenia na pokolenie. Nie wystartujesz w kosmos i nie nadasz wiadomości w paśmie elektromagnetycznym, opierając się na tym, do czego można skłonić człowieka za pomocą kamienia. - Ma rację - przyznała Ela. - Więc może część tych molekularnych przekazów to elementy pamięci - zastanowił się Miro. - Nadal nie język... Stymulują mózg do "pamiętania" tego, czego doświadczył nadawca, ale nie odbiorca. - Posłuchaj - rzekł Gasiogień. - Czy masz rację, czy nie, musimy próbować rozszyfrować ich język. - Jeśli mam rację, to tylko tracimy czas. - Dokładnie. - Aha... - Miro zrozumiał. Gasiogień wnioskował poprawnie. Jeśli Miro domyślał się prawidłowo, cała ich misja była bezużyteczna. Już ponieśli klęskę. Dlatego musieli nadal działać tak, jakby Miro się mylił i język dawał się odczytać. Gdyby nie, i tak nic nie mogli zrobić. A jednak... - Zapominamy o czymś - oświadczył Miro. - Ja nie - zapewniła Quara. - Jane. Została stworzona, ponieważ królowe kopców budowały pomost między gatunkami