Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Mógłby ktoś powiedzieć, że jak na rewo- lucję efekty były skromne. Owszem, to prawda — bezpośrednie skut- ki były takie sobie, ale otworzyły dalszą drogę. Trudno w ciągu kilku stuleci całkowicie wyzwolić się, przełamać okowy pogardy i poczucie niższości wpajane kobietom przez pięć tysięcy lat. Trzeba więc będzie jeszcze lat, by rewolucja objawiła się w całej pełni, choć nadal wiele kobiet nie jest gotowych bądź nie potrafi z niej korzy- stać. 266 Dziś publiczny wizerunek to towar, który zamawia się u specja- listów. Bierze się trochę danych, dodaje parę niewiadomych, wpro- wadza do komputera, uruchamia program i mamy image zgodny z obstalunkiem. Ale historia to nie komputer, zmiany nie następują za kliknięciem myszy, lecz pod wpływem wielu czynników. Każdy z nich z osobna może nic nie ważyć, dopiero zebrane razem zaczynają funkcjonować. Na takiej właśnie zasadzie zmienił się wizerunek ko- biety. Zadziałał splot wielu okoliczności, a mężczyzna przegapił hi- storyczny moment, tak jak kobieta w neolicie nie spostrzegła, że partner wyrasta ponad nią, i nie przyhamowała go w porę. Zajęty sobą, pochłonięty własną, męską duszą, mężczyzna machnął ręką na kiełkujące w jego żeńskim otoczeniu poczucie własnej wartości. Może myślał (jeśli w ogóle zadawał sobie trud myślenia), że nie ma się czym przejmować, bo i tak nic się nie zmieni. Ale zmieniło się, kobieta stała się damą i niewiele już wody upłynie w rzekach, kiedy jej nowy status da o sobie znać w praktyce. Na temat wzajemnego usytuowania płci w średniowieczu istnieje tyle teorii, ilu jest znawców epoki. Nadal jednak nie wiadomo, jak to się stało, że kobiety zaliczono wreszcie do ludzkiego gatunku. Poru- szamy się tu po niezgłębionym terenie stosunków międzyludzkich, a w tych — wiadomo — reakcje zachodzą różne, gra swoista chemia. Literatura też nie wyjaśnia wszystkiego, bo po pierwsze trudno dziś rozróżnić, co wniosło do niej życie, a co ona sama do życia. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze — nic przy tym nie ujmując ani au- torom, ani ich dziełom — że księgi Tomasza z Akwinu, Peire Yidala czy romanse Chretiena de Troyes tak się miały do codzienności XII i XIII wieku, jak książki Salmana Rushdiego, Terry'ego Wogana czy czytadła Jackie Collins do rzeczywistości drugiej połowy wieku XX. Miłość dworska zajmuje znaczące miejsce w literaturze tamtej epoki i zapewne kwitła na bogatych dworach. Nie sposób jednak ocenić, na ile literatura odzwierciedlała życie. Na awans kobiety złożyło się wiele czynników i pewnie nie o wszyst- kich wiemy, kilka wszakże da się wyróżnić. Jednym z nich bez wątpie- nia były krucjaty. Hasło rzucił papież Urban II w roku 1095. Wedle dzisiejszych ocen2 w pierwszych trzech dekadach, licząc od papieskie- 267 go apelu, co najmniej połowa francuskiego rycerstwa ruszyła wyzwa- lać Ziemię Świętą z rąk niewiernych bądź walczyć z Saracenami w Hiszpanii. Nieco później, ale za to równie tłumnie, ruszyli Anglicy i Niemcy", Tym, którzy dotarli do Lewantu, a i tym, którzy zatrzymali się bliżej, na Sycylii albo w Hiszpanii, dane było ujrzeć wszystkie cuda islamu, cywilizację i kulturę znacznie przewyższające najśmielsze wyobrażenia zakutych w żelastwo wojaków z Europy. Z wszystkich wypraw krzyżowych tylko pierwsza zakończyła się jakim takim suk- cesem militarnym. Ale bardziej niż łupy, choć i tych nie brakło, liczyło się to, co wojownicy przywieźli w sercach i umysłach — wrażenia, czasami ulotne, czasami głębsze, ale wystarczające, aby powracają- cy z wojen życzliwym okiem spoglądali na zmiany, jakie tymczasem zaczęły zachodzić w ich rodzinnych stronach. Islamskie wpływy nie omijały nikogo. Krzyżowcy doświadczali ich bezpośrednio w czasie dalekich wypraw, inni — za starzy albo za młodzi, zbyt wrażliwi bądź zbyt wyrachowani, aby wyprawiać się na wojny — stykali się z dziełami islamskich mędrców, a za ich pośred- nictwem z zapomnianym w Europie dorobkiem czasów nazywanych klasyką — z nauką, filozofią, humanizmem Greków, którego Rzy- mianie woleli nie przejmować