Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Harry odsunął się od niej i ostrożnie dotknął miejsca, w które go ugryzła. - Przepraszam... - wydyszała, nie mogąc jeszcze złapać tchu. - Bolało? - I to jak! - odparł szeptem, po czym oboje zaczęli chichotać jak szaleni. Świadomość, że pod żadnym pozorem nie wolno im roześmiać się głośno, tylko pogorszyła sytuację. Przez co najmniej dwie minuty zupełnie nie byli w stanie się opanować. - Masz cudowne ciało - powiedział wreszcie, kiedy minął atak wesołości. - Ty też! - odparła z zapałem. Nie chciał jej uwierzyć. - Ja to mówię zupełnie serio - zapewnił ją. - Ja także! Rzeczywiście, nabrzmiały penis sterczący z gęstwiny złocistych włosów wywarł na niej ogromne wrażenie. Sięgnęła ręką w tamtym kierunku i namacała go leżącego na udzie Harry'ego; nie był już taki sztywny, ale też nie skurczył się zbytnio. Był natomiast bardzo śliski. Poczuła ogromną ochotę, by go pocałować. Zdumiała się, że ma aż tak rozpustne myśli. Zamiast tego pocałowała miejsce, w które go ugryzła. Nawet w panującym w koi półmroku mogła dostrzec wyraźne ślady zębów. Zanosiło się na to, że zostanie mu paskudny siniak. - Przepraszam... - szepnęła tak cicho, że chyba jej nie usłyszał. Było jej bardzo smutno, że uszkodziła jego doskonałe ciało po tym, jak dał jej tyle rozkoszy. Raz jeszcze pocałowała go w ramię. Oboje byli tak wyczerpani, że zapadli w lekką drzemkę. Margaret słyszała przez sen szum silników, jakby śnił jej się lot samolotem, a w pewnej chwili do jej świadomości dotarł odgłos kroków, kiedy ktoś przeszedł przez kabinę, by wrócić najdalej minutę później, ale nie wzbudziło to jej zainteresowania. Jeszcze później, kiedy maszyna przestała wreszcie trząść się i podskakiwać, zapadła w prawdziwy sen. Obudziła się z przerażeniem. Czy to już dzień? Czy wszyscy wstali i zobaczą ją, jak wychodzi z łóżka Harry'ego? Serce waliło jej jak oszalałe. - Co się stało? - szepnął Harry. - Która godzina? - Jest środek nocy. Miał rację. W kabinie panował niczym nie zmącony spokój, światła były przygaszone, a za oknem rozpościerała się nieprzenikniona ciemność. Nic jej nie groziło. - Muszę wracać do swojego łóżka, zanim ktoś nas odkryje! Zaczęła macać w poszukiwaniu kapci, ale nigdzie nie mogła ich znaleźć. Harry położył rękę na jej ramieniu. - Uspokój się - szepnął. - Mamy jeszcze wiele godzin. - Ale ojciec... - Z najwyższym trudem nakazała sobie milczenie. Dlaczego tak bardzo się bała? Odetchnęła głęboko i spojrzała na Harry'ego. Napotkawszy w półmroku jego spojrzenie przypomniała sobie wszystko, co się zdarzyło do tej pory; była niemal pewna, że on pomyślał o tym samym. Uśmiechnęli się do siebie. Był to głęboki, szczery uśmiech kochanków nie mających przed sobą żadnych tajemnic. Nagle niepokój zniknął bez śladu. Istotnie, jeszcze wcale nie musiała wracać do siebie. Chciała tu zostać i zrobi to, bo takie miała życzenie. Mieli dla siebie mnóstwo czasu. Harry przysunął się do niej tak blisko, że poczuła dotknięcie jego sztywniejącego penisa. - Nie odchodź... - szepnął. Westchnęła radośnie. - W porządku - odparła, po czym zaczęła go całować. Rozdział 18 Eddie Deakin jeszcze jakoś nad sobą panował, ale przypominał czajnik z gotującą się wodą albo wulkan grożący w każdej chwili wybuchem. Pocił się bez przerwy, bolał go żołądek i nie mógł spokojnie usiedzieć w jednym miejscu. Z najwyższym trudem wykonywał swoje obowiązki. O drugiej w nocy kończyła się jego wachta. Kiedy zbliżała się ta godzina, wprowadził do obliczeń kolejne sfałszowane dane. Wcześniej zaniżył rzeczywiste zużycie paliwa, aby stworzyć wrażenie, że uda im się dotrzeć do Nowej Fundlandii i odwieść kapitana od zamiaru zawrócenia z drogi. Teraz z kolei musiał je zawyżyć, by jego zastępca nie odkrył niezgodności, gdyby przyszło mu do głowy porównać dotychczasowe zapisy z aktualnymi wskazaniami zegarów. Co prawda tak nagłe zmiany w zużyciu paliwa z pewnością wzbudzą zdziwienie Mickeya Finna, ale Eddie zwali wszystko na sztormową pogodę. Poza tym, Mickey stanowił najmniejszy problem. Jedyną rzeczą, jakiej obawiał się Deakin, było to, że Clipperowi może zabraknąć benzyny, zanim dotrze do brzegów Nowej Fundlandii. W zbiornikach nie było określonej wyraźnie przez przepisy rezerwy. Ci, którzy układali te przepisy, wiedzieli, co robią. Gdyby teraz zawiódł któryś z czterech silników, samolot nie zdołałby dolecieć do spokojnych przybrzeżnych wód, lecz runąłby do wzburzonego oceanu i zatonął w ciągu paru minut. Nikt by nie przeżył katastrofy. Kilka minut przed drugą na pokładzie nawigacyjnym pojawił się odświeżony i wypoczęty Mickey Finn. - Marnie stoimy z paliwem - poinformował go od razu Eddie. - Zawiadomiłem już kapitana. Mickey skinął flegmatycznie głową i wziął latarkę